-Niall, Niall, skarbie. Obudź się.
Musimy porozmawiać, to ważne. Obudź się.
Nieprzytomny blondyn powoli otwiera
zaspane oczy i przyzwyczaja je do ciemności. Chwilę później jego
mózg analizuje co usłyszał. A może to jednak jakaś halucynacja,
sen, jawa? Bo jeśli byłaby to prawda Zayna by tu nie było. Nie
trzymałby go za dłoń, nie kazał się obudzić i nie uśmiechał
jak gdyby nigdy nic. A Niall nie był by taki spokojny jaki jest
teraz. A Zayn nie żyje. Jest martwy, nie oddycha, nie rusza się.
Wszystko na nie.
-Niall, posłuchaj mnie teraz
uważnie, dobrze?
Chłopak pokiwał niepewnie głową.
-Na początku chciałbym cię
przeprosić. Za dużo zła ci wyrządziłem przez to jaki byłem.
Gdybym się tylko im postawił, był bardziej asertywny daliby nam
spokój. Ale jednak mimo wszystko to była moja rodzina. Kochałem
ich tak samo jak ciebie - niby-Zayn nadal trzymał blondyna i bez
mrugnięcia okiem, nawet nie poruszając się, głęboko patrzył w
niebieskie tęczówki i kontynuował swój monolog. - Mimo, że od
ciebie odszedłem kochałem cię cały czas. Wiem, że mogłeś w to
wtedy wątpić, ale tak było. Tęskniłem za tobą. Za twoimi
oczami, które tak kochałem, za tym nieśmiałym uśmiechem i
dziewczęcym chichotem. A kiedy dowiedziałem się, że...że przeze
mnie się zniszczyłeś załamałem się. Odkryłem, że jestem
najgorszym stąpającym po tej ziemi człowiekiem. Skrzywdziłem
tych, których kocham tylko dlatego, że byłem kompletnym tchórzem.
Zacząłem się nienawidzić. I wtedy przypomniały mi się słowa
mojego ojca. 'Wszelakie zło tego świata nie powinno istnieć.'
hipokryzja, nieprawdaż? Ale mimo, że on również wyrządził wiele
złego jego słowa w jakiś sposób do mnie dotarły. Ja byłem złem
i to ja musiałem zniknąć żeby zaczęło dziać się lepiej. I
wtedy to wymyśliłem. To jak się zabić. Potrzebowałem do tego
tylko ciebie. Cierpliwie czekałem aż wrócisz z kliniki. Wszystko
szło idealnie. Wróciłeś i jak na zawołanie cię spotkałem.
Pewnie nadal się domyślasz skąd miałem broń? To nie było nic
trudnego. Wystarczyło przekazać pewną sumkę pieniędzy
odpowiedniemu człowiekowi i na drugi dzień w szkolnej szafce czekał
już na mnie całkiem zgrabny C11. Nie brzmi aż tak strasznie to
wszystko, prawda? - zapytał Zayn. Albo raczej to co w pewnej mierze
przypomina Zayn'a. - Rozgadałem się troszkę, przepraszam, jeszcze
chwilka - westchnął cicho i mocniej zacisnął swoje zimne palce
na dłoni Nialla, który mimowolnie się wzdrygnął. W końcu nie
codziennie odwiedza cię twój zmarły chłopak, nieprawdaż?
-Wtedy, gdy na mnie wpadłeś akurat
nadarzyła się idealna okazja by wyplenić chociaż cząstkę zła.
A co było dalej sam już wiesz.
-J-jak mogłeś mi to zrobić? -
wyjąkał z trudem, a z jego ust wypłynęła para. Mimo iż siedział
pod grubym kocem i dodatkową pościelą było mu cholernie zimno. To
nie było normalne, ten nie-sen też nie był normalny. - Jesteś
samolubnym chujem, ale...i tak cię kocham.
-Nie Niall, ty mnie nie kochałeś.
Uch, dobrze, może i się kochaliśmy, mówiłem ci to z pełnym
zamiłowaniem, ale to była tylko imitacja miłości, która
przeradzała się w coś co daleko odbiegało od miana prawdziwej
miłości. Wmawialiśmy sobie, że się kochamy, ale tak naprawdę
tylko potrzebowaliśmy kogoś w kim moglibyśmy ulokować swoje
uczucia, które gromadziły się od nas od dawna. Wiem, to jest
pomieszane i może brzmi absurdalnie, ale tak było.
Blondyn otworzył usta by
zaprzeczyć, ale niby-Zayn położył zimny palec na jego wargach
uciszając go. - Byliśmy od siebie tylko uzależnieni. Jak narkoman
od heroiny, jak alkoholik od wódki, jak nimfomanka od seksu.
Spędzaliśmy zbyt dużo czasu razem co zaowocowało tym, że ani ja
i ani ty nie mogliśmy bez siebie wzajemnie żyć. Nawet nie wiesz
jak mnie bolał fakt, że musiałem od ciebie odejść. I
widzisz...samobójstwo było tu najlepszym rozwiązaniem. Kameralnie,
w gronie rodziny i...ciebie, bo mimo wszystko jesteś dla mnie ważny,
ale pamiętaj jedno - to że mnie tu już nie ma, nie oznacza, że
nie będę blisko ciebie. Nie możesz się załamać, obiecasz mi to?
Niall, ja wiem, że jesteś silny, że poradzisz sobie tu i kiedyś o
mnie zapomnisz. Nie chcę byś w ogóle mnie pamiętał, dobrze?
Blondyn jak zaczarowany wpatrywał
się w szatyna. Zastanawiał się co on do cholery bredzi.
Chciał po raz kolejny zaprzeczyć.
Nie zgadzał się z ani jednym słowem, które wypowiedział chłopak,
ale miał jedną rację. Niall nie był pewny do końca czy kocha
Zayn'a, ale coś wewnątrz niego nie pozwalało mu pozostawić
obojętnie chłopaka. W końcu doszło do tego, że potrzebował go
na co dzień.
-A teraz powtórz po mnie: w moim
życiu nie było nikogo takiego jak Zayn Malik.
Kruchy blondyn
niespokojnie przewracał się z jednego boku na drugi. Wręcz miotał
się po łóżku męczony niespokojnym snem. Mocno zaciskał szczupłe
palce na wymiętej pościeli.
-Niall, wstawaj, za
godzinę musimy być w kościele – niska kobieta weszła do
ciemnego pokoju, po czym odsłoniła rolety, które lekko
rozświetliły pokój. Za oknem mocno zacinał deszcz. Maura
zmarszczyła nos widząc niezbyt sprzyjającą pogodę. Nie miała
zamiaru stać stać w deszczu nad trumną i moknąć, ale musiała
tam iść dla Niall'a.
-Po co do kościoła?
- zapytał zdezorientowany. - Nigdy tam nie chodziliśmy.
-Przecież...musimy
iść na pogrzeb – kobieta spojrzała zdziwiona na syna, którego
jeszcze wczoraj tuliła do siebie kiedy wybuchnął spazmatycznym
płaczem kiedy ojciec wspomniał o zmarłym chłopaku. - Pogrzeb
Zayn'a.
Zaspany chłopak
uniósł lekko kąciki ust, a jego brew uniosła się w zdziwieniu.
-Kim jest Zayn,
mamo?
____________________________
Postanowiłam dodać pierwszą część epilogu, bo nie chciałam żebyście czekały/li znów tak długo :)
Miałam to dodać z całą resztą i nie dzielić na dwie części, no ale tak wyszło :)
Mam nadzieję, że Wam się podobało.
Zażalenia proszę składać TUTAJ jeśli by jakieś były :)