*music*
Od spotkania z Louis'm w
jego minęły trzy miesiące. Akurat trwała pora znienawidzona przez
wszystkich. Luty. Cholernie zimny,mokry, ale też zwiastujący
nadejście lepszego okresu miesiąc. Przez ten czas obydwoje starali
się przebywać publicznie jak najmniej by nie narazić się
Florence. Harry wręcz z trudem przebywał w towarzystwie dziewczyny.
Pokornie udawał przykładnego chłopaka co wręcz raziło Louis'ego.
Z odrazą i rządzą mordu w oczach patrzył na przytulającą i
całującą jego chłopaka dziewczynę. Ta nie pozostawała mu dłużna
i przy każdej możliwej okazji ukazywała na jego oczach,że jest na
straconej pozycji, a Harry i tak jest jej. Bał się jej
przeciwstawić w jakikolwiek sposób. Wiedział, że blondynka jest
zdolna do wszystkiego.
Tak więc z trudem i
cichutkim westchnieniem równo z dzwonkiem wszedł do klasy. Odczekał
aż uczniowie mozolnie wejdą do sali i zajmą swoje miejsca. Szybko
wyłapał wzrokiem swojego ulubionego ucznia i posłał mu mały
uśmiech. Uwielbiał czwartki. Tak, to wtedy miał lekcje z Harry'm.
Co tydzień czekał na ten dzień by pobyć z nim dłużej niż pięć
minut na korytarzu i to w dodatku w obecności jego dziewczyny.
-Panie
Tomlinson? - usłyszał jednego z uczniów. Ocknął się i popatrzył
w jego stronę. - Jaki dziś temat lekcji? Co rysujemy? - dociekał.
Cholera, pomyślał.
Znów nic nie wymyślił. Zastanowił się przez krótką chwilę
odrzucając co gorsze pomysły i zastępując je tymi bardziej
kompletywnymi.
-Dzisiejszym
tematem będzie coś na czym wam zależy. Może to być osoba,
przedmiot , cokolwiek. Liczy się kreatywność i zaangażowanie
jakie w to oddacie. Włóżcie w to całe swoje serce, duszę. Niech
wasze myśli o uczucia wypłyną na papier.
Po
klasie rozległ się cichy szmer wyciąganych przedmiotów. Usiadł
wygodnie za swoim biurkiem i gdy tylko miał pewność, że żaden z
jego uczniów nie patrzy w jego stronę wlepił swój wzrok w
pochyloną nad kartką papieru z żółtą pastelom w dłoni osóbkę
z lokami. Z przygryzioną wargą I zaciętym spojrzeniem kreślił
coraz to inne kształty, brał w dłoń co rusz nowe kolory albo na
przemian uparcie zmazywał coś co mu się pewnie nie udało.
Maskując
dłonią ziewnięcia raz po raz spoglądał na zegarek. Dziękował
Bogu, że lekcja tak szybko minęła i rozległ się dźwięk
dzwonka. Uczniowie pośpiesznie podpisywali swoje prace i składali
je na biurku nauczyciela.
-Nie
wychodzisz? - zapytał wciąż rysującego chłopaka z burzą loków
na głowie. - Oddaj rysunek i wyjdź, masz przerwę.
Nie
odpowiedział od razu nadal doskonaląc rysunek. W końcu wstał i
wziął swoje rzeczy.
-Gotowe,
proszę – powiedział wręczając mu rysunek. Znowu to samo. Znów
widział siebie. Idealnie odwzorowanego, z szerokim uśmiechem na
twarzy, z oczyma wyrażającymi miłość do chłopaka. Uważnie
zlustrował rysunek i w dolnym prawym rogu zauważył mały napis
złożony z kilku drobnych liter – kocham Cię. Poczuł, że
jego policzki nabierają kolorów, a na usta wkrada się zadowolony
uśmiech.
-Podoba
ci się?
-Harry,
tematem nie był portret tylko rzecz, na której nam najbardziej
zależy.
-Głupek.
Nie widzisz zależności? - zapytał i nie czekając na jego
odpowiedź musnął lekko jego usta. - Ile jeszcze mam ci udowadniać
jaki jesteś dla mnie ważny?
-Nie
musisz, ja to wiem,słońce – zapewnił go i wplótł palce w jego
bujne loki. - A teraz spadaj już, bo ta twoja wiedźma może tu
wpaść w każdej chwili, a tego byśmy nie chcieli, prawda?
Lokaty
westchnął zirytowany. Nie mieli bliższego kontaktu od dłuższego
czasu, więc zaczął za nim tęsknić. I to bardzo.
-A nie
mógłbyś mnie pocałować?
Louis
zawahał się. Pocałuje go – uszczęśliwi chłopaka. Ale wiąże
się to z tym, że każdy mógł teraz wejść do pomieszczenia i ich
przyłapać. W końcu była przerwa, a po korytarzu co rusz się ktoś
kręcił.
A co mi tam, pomyślał
i z uczuciem pocałował lekko rozchylone wargi chłopaka. To miał
być mały, szybki pocałunek, ale za sprawą Harry'ego losy
potoczyły się kompletnie inaczej. Chłopak przyciągnął do siebie
starszego mężczyznę tak że stykali się całą powierzchnią
ciał. Dłonie, które leżały na biodrach nauczyciela przeniósł
na pośladki, które lekko ścisnął, co wywołało u Louis'ego
lekkie oburzenie. Ich wargi znów muskały się delikatnie po to by
znów z siłą wpić się w soczyste wargi. Ich języki zaczęły
walkę o dominację. Pomruki, które wydawał Louis coraz bardziej go
nakręcały. Harry na chwilę oderwał się od ust swojego chłopaka,
ale tylko po to by chwycić jego uda i przenieść go na stojące
nieopodal biurko, na którym kontynuowali zażarty pocałunek. Louis
stracił panowanie nad sobą i oplótł nogami biodra lokowatego
chłopaka. Wyswobodził swoje dłonie z loków chłopaka i przeniósł
je na jego rozgrzane policzki.
-Panie
dyrektorze, właśnie o tym panu mówiłam idąc tu –
natychmiastowo odskoczyli od siebie słysząc znienawidzony głos
dziewczyny. - Teraz mi pan wierzy?
Przestraszeni
patrzyli na twarz dyrektora, która z sekundy na sekundę z zmieniała
kolory z lekko zaróżowionej na wściekły czerwony.
-Tak,
dziękuję Florence...możesz odejść – wydukał ledwo i odprawił
dziewczynę skinięciem głowy. Na odchodne posłała im
satysfakcjonujące spojrzenie i wyszła z klasy zamykając za sobą
drzwi.
-Panie
Tomlinson, proszę odsunąć się od ucznia – nakazał mężczyzna.
- Zdaje pan sobie sprawę z tego jakie są konsekwencje takiego
zachowania?
Louis
pokornie pokiwał głową bojąc się spojrzeć w oczy dyrektora.
-Spouchwalanie
się z uczniami w tej szkole jest surowo zabronione. Wyciągnąłbym
z tego inne konsekwencje, ale na pana szczęście pan Styles niedawno
ukończył osiemnasty rok życia. Wie pan co to oznacza, prawda?
Znów
kiwnięcie.
-To
dobrze. Mam nadzieję, że przez ostatni czas nie zadomowił się pan
zbytnio w szkole i nie będzie problemów z szybkim zabraniem swoich
rzeczy osobistych?
-Nie,
oczywiście, że nie panie dyrektorze.
-Zabierze
pan swoje rzeczy, a potem podpiszesz wypowiedzenie. Może pan już
odejść, chcę porozmawiać z pana uczniem. Przepraszam! Byłym
uczniem – poprawił się natychmiastowo.
Louis
rzucił przepraszające spojrzenie na chłopaka i pośpiesznym
krokiem wyszedł z pomieszczenia.
Zostali
sami. Harry mimowolnie zatrząsł się.
-Nie
spodziewałem się takiego zachowania po tobie, Harry – powiedział
spokojnie próbując go uspokoić. Na marne. - Jesteś dobrym
uczniem, naprawdę, więc nie wyciągnę żadnych konsekwencji.
Jedynie będę musiał porozmawiać z twoimi rodzicami.
Harry'emu
mocnej zabiło serce. Nie, tylko nie rodzice.
-Nie,
nie może pan! - krzyknął.
Mężczyzna
zignorował słowa chłopaka.
-Zadzwonię
do nich. Chyba nie będą mieli nic przeciwko, gdy wieczorem was
odwiedzę? - powiedział jedynie i wyszedł z klasy.
Osłupiony
chłopak stał chwilę w miejscu wpatrując się w niedawno
zatrzaśnięte drzwi. Jego ramiona podrygiwały jakby w spazmatycznym
płaczu. Ale nie płakał. Był zbyt wstrząśnięty tak szybkim
obrotem spraw. Louis przez niego stracił pracę, po części
zniszczył mu życie. A to wszystko tylko przez jego głupie
zachcianki. Osunął się po zimnej ścianie i usiadł na zakurzonej
podłodze. Dopiero teraz po jego policzku popłynęła jedna łza.
Ale z drugiej strony –
pomyślał. - Lou
jakoś sobie poradzi, znajdzie nową pracę. Będzie dobrze –
próbował sobie jakoś to
wmówić. - Ale...rodzice. Oni mnie zabiją jak się
dowiedzą. Nienawidzą gejów. Boże, co ja kurwa teraz zrobię?!
Zacisnął
mocno oczy i wydał z siebie zduszony krzyk. Kolejne łzy poleciały
po jego policzkach. Nieudolnie próbował wytrzeć je rękawami
bluzy, ale co rusz pojawiały się nowe. Łzy z jego oczy spływały
jak z fontanny. Lokata grzywka, która spadała mu na oczy również
robiłam się wilgotna jak i jego bluza. Zniszczył komuś życie.
Tak, miał tego świadomość. Może byłoby lepiej gdyby w ogóle
nic między nimi nigdy nie doszło? Nie! Harry
zaprotestował. Nie wytrzymałby bez niego. Nawet te ostatnie
miesiące bez niego były dla niego cholernie ciężkie.
A
ten jego wzrok, gdy wychodził z klasy... Zarzucający mu winę?
Przepraszający? Nie wiedział.
-Harry?
- usłyszał głos swojego przyjaciela, Liam'a. - Czemu siedzisz na
ziemi? I czemu...płaczesz?
-Nie
ważne, Li. Nie martw się – posłał mu wymuszony uśmiech, który
nijak współgrał z łzami spływającymi z jego oczu. Brunet posłał
mu ostrzegawcze spojrzenie, które wyrażało wszystko. - Dobrze,
powiem wszystko – wydusił w końcu z siebie i raz po raz przełykał
łzy.
Opowiedział
mu o wszystkim. Zaczynając na tym, że jest gejem, a zakończywszy
na historii z Louis'm.
-Spieprzyłeś
– powiedział w końcu, gdy Harry skończył mówić.
-Bardzo
pocieszające, dzięki – rzucił sarkastycznie i wstał z podłogi
strzepując niewidzialne pyłki ze spodni.
-Będzie
dobrze – oznajmił i posłał mu uśmiech, który zawsze poprawiał
mu humor. - Naprawdę. Lou to dorosły facet i sobie poradzi, a twoi
rodzice jakoś to przyjmą. Nie są tacy źli, przecież wiesz, że
ich znam.
Pocieszony
słowami przyjaciela, podał mu dłoń by ten mógł wstać i ramię
w ramię wyszli z tej niefortunnej sali.
~
Chłopak
z blond włosami hardo szedł długim korytarzem z ustami wygiętymi
w szeroki uśmiech.
Niall
wreszcie robił postępy. Chodził na terapię, rozmawiał z
psychologiem, otwierał się na innych, a co najważniejsze – jadł.
Od rozmowy z nowym przyjacielem z ośrodka Ian'em jego stan zaczął
się poprawiać. To dzięki niemu z Niall'em było coraz lepiej.
Cicho podśpiewując dotarł wreszcie do pokoju chłopaka by
pochwalić się osiągnięciami. Cicho zapukał i wszedł do pokoju.
Blondwłosy
aktualnie leżał na łóżku z książką w dłoni. Widząc chłopaka
odłożył ją i zrobił miejsce by Horan mógł usiąść.
-I
jak tam?
-Przytyłem
dokładnie cztery funty! - powiedział radośnie. Ze starego
opryskliwego i niemiłego Niall'a nie zostało już nic. - Jeszcze
dwa i będę mógł stąd wyjść – na samo wspomnienie tego nagle
posmutniał.
-Co
jest? - zapytał z troską Ian.
-No
bo...jak stąd wyjdę to już cię nie zobaczę, prawda? Będę za
tobą strasznie tęsknić. To dzięki tobie wszystko zaczęło być
tak jak powinno. Zawdzięczam ci to wszystko.
-Oj,
przestań. Dobrze wiesz, że po to tu jestem. Dla ciebie.
-No
i dla siebie – Niall spojrzał na spore gojące się blizny na
ramionach chłopaka. Przytulił się ufnie do jego boku. Stąd miał
idealny dostęp do jego ust. Niewiele myśląc pocałował go.
-Przepraszam
bardzo, ale co ty do jasnej cholery robisz?! - krzyknął Ian, gdy
tylko Niall oderwał się od niego. - Niall, ja mam dziewczynę –
powiedział już nieco spokojniej.
Blondyn
patrzył na niego chwilę w osłupieniu. Że co? Przecież mogło się
wydawać, że jest gejem. Te wszystkie czułe gesty i te inne.
Właśnie, mogło się wydawać.
-Przepraszam,
myślałem, że...
-To
źle myślałeś. Naprawdę Niall, wolę żeby między nami była
tylko przyjaźń - uśmiechnął się pocieszająco i przytulił
chłopaka do swojego boku.
~
Harry
chodził z konta w kont po swoim pokoju. Tak, dyrektor miał się
zjawić tu lada chwila.
-Harry!
- usłyszał głos matki. Poczuł niemiły ból w brzuchu wywołany
nerwami. Powoli zszedł do salonu gdzie zasiadł już dyrektor
Collins wraz z jego ojczymem i matką.
Usiadł
w fotelu koło kominka w bezpiecznej odległości on nich. Anne
rzuciła mu zmartwione spojrzenie i zwróciła się do mężczyzny.
-Więc
– zaczęła niepewnie. - Co było takie ważne, że musiał się
pan z nami zobaczyć?
-Wie
pani, że Harry jest gejem? - powiedział prosto z mostu mężczyzna.
- I wdał się w romans ze swoim wychowawcą?
W
pokoju zaległa cisza. W powietrzu wisiało napięcie jak nigdy.
Harry schował twarz w dłoniach by nie widzieć reakcji rodziców.
-Harry
– odezwał się ojczym w końcu przerywając ciszę. - Powiedz, że
to nie prawda. Ty nie możesz być pedałem.
-Robin!
- krzyknęła Anne. - Harry...
-Mamo
– powiedział drżącym głosem. - Nie powiem, że to kłamstwo. W
końcu musiałem wam o tym powiedzieć.
-Pedał
mnie będzie mieszkał ze mną pod jednym dachem! - Robin wstał i
niebezpiecznie blisko zbliżył się do Harry'ego krzycząc.
-Nie
krzycz na niego! To mój syn i nie masz prawa podnosić na niego
głosu!
-To
może ja już pójdę? - powiedział Collins i wycofał się z domu
co nawet nie zostało zauważone.
Napięta
atmosfera z chwili na chwilę robiła się coraz rzadsza.
-Nie
takiego syna chciałam. Zejdź mi z oczu – powiedziała martwym
głosem Anne i chowając twarz w dłoniach zaczęła szlochać.
-Ale...
- zaczął Harry.
-Wyjdź!
__________________
Hej!
Bardzo bardzo bardzo przepraszam Was, że tak długo nie dodawałam :c
Coś miałam tu jeszcze napisać,ale zapomniałam :)
Edit.
Aha, tak w ogóle to dziękuję, że jesteście.
Edit.
Aha, tak w ogóle to dziękuję, że jesteście.