czwartek, 15 listopada 2012

:)

Cześć!
Muszę Was strasznie przeprosić!
Wiem, że czekacie na II część epilogu, ale spokojnie - pisze się. Powolutku, ale jakoś idzie.
Przykro mi, że nie mogę dodać wcześniej, ale wena/leń/brak motywacji spowalnia moją pracę.
Ale pocieszę Was, że mam już wymyśloną całą akcję, zakończenie i tym podobne. Po prostu muszę kopnąć się w moją leniwą dupę i to napisać! :)
Serio - jeszcze raz przepraszam!

Btw. DZIĘKUJĘ ZA 88 TYSIĘCY WEJŚĆ! Jesteście kochani, wiecie?

Btw2. jak zakończę Art-Larry, to zapraszam Was na mojego Ziall'a. Link niebawem.


Jeszcze raz dziękuję, że to czytacie.



czwartek, 4 października 2012

Epilog cz. I


-Niall, Niall, skarbie. Obudź się. Musimy porozmawiać, to ważne. Obudź się.
Nieprzytomny blondyn powoli otwiera zaspane oczy i przyzwyczaja je do ciemności. Chwilę później jego mózg analizuje co usłyszał. A może to jednak jakaś halucynacja, sen, jawa? Bo jeśli byłaby to prawda Zayna by tu nie było. Nie trzymałby go za dłoń, nie kazał się obudzić i nie uśmiechał jak gdyby nigdy nic. A Niall nie był by taki spokojny jaki jest teraz. A Zayn nie żyje. Jest martwy, nie oddycha, nie rusza się. Wszystko na nie.
-Niall, posłuchaj mnie teraz uważnie, dobrze?
Chłopak pokiwał niepewnie głową.
-Na początku chciałbym cię przeprosić. Za dużo zła ci wyrządziłem przez to jaki byłem. Gdybym się tylko im postawił, był bardziej asertywny daliby nam spokój. Ale jednak mimo wszystko to była moja rodzina. Kochałem ich tak samo jak ciebie - niby-Zayn nadal trzymał blondyna i bez mrugnięcia okiem, nawet nie poruszając się, głęboko patrzył w niebieskie tęczówki i kontynuował swój monolog. - Mimo, że od ciebie odszedłem kochałem cię cały czas. Wiem, że mogłeś w to wtedy wątpić, ale tak było. Tęskniłem za tobą. Za twoimi oczami, które tak kochałem, za tym nieśmiałym uśmiechem i dziewczęcym chichotem. A kiedy dowiedziałem się, że...że przeze mnie się zniszczyłeś załamałem się. Odkryłem, że jestem najgorszym stąpającym po tej ziemi człowiekiem. Skrzywdziłem tych, których kocham tylko dlatego, że byłem kompletnym tchórzem. Zacząłem się nienawidzić. I wtedy przypomniały mi się słowa mojego ojca. 'Wszelakie zło tego świata nie powinno istnieć.' hipokryzja, nieprawdaż? Ale mimo, że on również wyrządził wiele złego jego słowa w jakiś sposób do mnie dotarły. Ja byłem złem i to ja musiałem zniknąć żeby zaczęło dziać się lepiej. I wtedy to wymyśliłem. To jak się zabić. Potrzebowałem do tego tylko ciebie. Cierpliwie czekałem aż wrócisz z kliniki. Wszystko szło idealnie. Wróciłeś i jak na zawołanie cię spotkałem. Pewnie nadal się domyślasz skąd miałem broń? To nie było nic trudnego. Wystarczyło przekazać pewną sumkę pieniędzy odpowiedniemu człowiekowi i na drugi dzień w szkolnej szafce czekał już na mnie całkiem zgrabny C11. Nie brzmi aż tak strasznie to wszystko, prawda? - zapytał Zayn. Albo raczej to co w pewnej mierze przypomina Zayn'a. - Rozgadałem się troszkę, przepraszam, jeszcze chwilka - westchnął cicho i mocniej zacisnął swoje zimne palce na dłoni Nialla, który mimowolnie się wzdrygnął. W końcu nie codziennie odwiedza cię twój zmarły chłopak, nieprawdaż?
-Wtedy, gdy na mnie wpadłeś akurat nadarzyła się idealna okazja by wyplenić chociaż cząstkę zła. A co było dalej sam już wiesz.
-J-jak mogłeś mi to zrobić? - wyjąkał z trudem, a z jego ust wypłynęła para. Mimo iż siedział pod grubym kocem i dodatkową pościelą było mu cholernie zimno. To nie było normalne, ten nie-sen też nie był normalny. - Jesteś samolubnym chujem, ale...i tak cię kocham.
-Nie Niall, ty mnie nie kochałeś. Uch, dobrze, może i się kochaliśmy, mówiłem ci to z pełnym zamiłowaniem, ale to była tylko imitacja miłości, która przeradzała się w coś co daleko odbiegało od miana prawdziwej miłości. Wmawialiśmy sobie, że się kochamy, ale tak naprawdę tylko potrzebowaliśmy kogoś w kim moglibyśmy ulokować swoje uczucia, które gromadziły się od nas od dawna. Wiem, to jest pomieszane i może brzmi absurdalnie, ale tak było.
Blondyn otworzył usta by zaprzeczyć, ale niby-Zayn położył zimny palec na jego wargach uciszając go. - Byliśmy od siebie tylko uzależnieni. Jak narkoman od heroiny, jak alkoholik od wódki, jak nimfomanka od seksu. Spędzaliśmy zbyt dużo czasu razem co zaowocowało tym, że ani ja i ani ty nie mogliśmy bez siebie wzajemnie żyć. Nawet nie wiesz jak mnie bolał fakt, że musiałem od ciebie odejść. I widzisz...samobójstwo było tu najlepszym rozwiązaniem. Kameralnie, w gronie rodziny i...ciebie, bo mimo wszystko jesteś dla mnie ważny, ale pamiętaj jedno - to że mnie tu już nie ma, nie oznacza, że nie będę blisko ciebie. Nie możesz się załamać, obiecasz mi to? Niall, ja wiem, że jesteś silny, że poradzisz sobie tu i kiedyś o mnie zapomnisz. Nie chcę byś w ogóle mnie pamiętał, dobrze?
Blondyn jak zaczarowany wpatrywał się w szatyna. Zastanawiał się co on do cholery bredzi.
Chciał po raz kolejny zaprzeczyć. Nie zgadzał się z ani jednym słowem, które wypowiedział chłopak, ale miał jedną rację. Niall nie był pewny do końca czy kocha Zayn'a, ale coś wewnątrz niego nie pozwalało mu pozostawić obojętnie chłopaka. W końcu doszło do tego, że potrzebował go na co dzień.
-A teraz powtórz po mnie: w moim życiu nie było nikogo takiego jak Zayn Malik.

Kruchy blondyn niespokojnie przewracał się z jednego boku na drugi. Wręcz miotał się po łóżku męczony niespokojnym snem. Mocno zaciskał szczupłe palce na wymiętej pościeli.
-Niall, wstawaj, za godzinę musimy być w kościele – niska kobieta weszła do ciemnego pokoju, po czym odsłoniła rolety, które lekko rozświetliły pokój. Za oknem mocno zacinał deszcz. Maura zmarszczyła nos widząc niezbyt sprzyjającą pogodę. Nie miała zamiaru stać stać w deszczu nad trumną i moknąć, ale musiała tam iść dla Niall'a.
-Po co do kościoła? - zapytał zdezorientowany. - Nigdy tam nie chodziliśmy.
-Przecież...musimy iść na pogrzeb – kobieta spojrzała zdziwiona na syna, którego jeszcze wczoraj tuliła do siebie kiedy wybuchnął spazmatycznym płaczem kiedy ojciec wspomniał o zmarłym chłopaku. - Pogrzeb Zayn'a.
Zaspany chłopak uniósł lekko kąciki ust, a jego brew uniosła się w zdziwieniu.
-Kim jest Zayn, mamo?



____________________________


Postanowiłam dodać pierwszą część epilogu, bo nie chciałam żebyście czekały/li znów tak długo  :)
Miałam to dodać z całą resztą i nie dzielić na dwie części, no ale tak wyszło :)
Mam nadzieję, że Wam się podobało. 

Zażalenia proszę składać TUTAJ jeśli by jakieś były :)



niedziela, 16 września 2012

Switch | Larry Stylinson.

Cześć. Przybywam do Was z nowym One-Shotem. Nie wiem czy Wam się spodoba, bo jest totalnie popieprzony  i pewnie po przeczytaniu zwyzywacie mnie od idiotek i debili, ale cóż!
Męczyłam się z nim dobre 3,5 godziny, więc za błędy przepraszam!

Btw. #19 niedługo.


Z dedykacją dla Justyny 


Enjoy.
***
Zawsze byli razem. Choćby nie wiadomo co zawsze jeden był obok drugiego. Zawsze. Nigdy nie odstępowali się na krok. Jeden o drugim wiedział dosłownie wszystko. Nawet te rzeczy, które zwykłego człowieka odrzucają.
Wszystko robili razem. Śmiali się, płakali, złościli, obrażali. Później równocześnie przepraszali się wzajemnie, obiecując sobie, że już nigdy żadna kłótnia ich nie poróżni.
I tak było do tej pory. Do tej kiedy w ich życiu pojawiła się ona.
Harry wyczuwał to już od dłuższego czasu. Coś podpowiadało mu, że jej obecność tu przysporzy wiele kłopotów. Więcej niż by się spodziewał. Nie żeby Harry nie lubił Eleanor. Była naprawdę świetną dziewczyną. Idealną partnerką dla jego przyjaciela. Miała wszystkie cechy jakie tylko mężczyzna mógł sobie zażyczyć. Louis mając ją był cholernym szczęściarzem. Nawet sam Harry bez zająknięcia mógł to potwierdzić.
Jako prawdziwy przyjaciel cieszył się szczęściem tego drugiego prawie tak samo jak on sam.
No właśnie, prawie.
Ten jeden procent jego duszy cierpiał. I to bardzo. Ale pewnie zapytacie czemu ten z pozoru szczęśliwy chłopak wolał jednak żeby ta dziewczyna nigdy nie pojawiła się w ich życiu.
Harry do szaleństwa kochał Lou. Nie jak brata czy przyjaciela tylko jako zwykłego mężczyznę.
Jednak miał w sobie tę odrobinę godności żeby to dla siebie zachować. Ukrywał uczucia jak tylko mógł, ale też nie użalał się nad swoim losem. Był szczęśliwy, że mógł żyć pod jednym dachem z Louis'm przez co miał go dla siebie na co dzień.
Jednak kiedy w drzwiach ich mieszkania stanęła Eleanor z kilkoma walizkami i pudłami wszystko, ale dosłownie wszystko się zawaliło. Harry zrozumiał, że nie ma dla niego już żadnej szansy. Został odsunięty od Louis'ego i wtedy zrozumiał, że nieważne jak bardzo by się starał – nigdy Louis nie będzie jego. Nigdy go nie pokocha.
I właśnie dlatego Harry postanowił wyjechać. Był dokładnie 22 czerwca. Tydzień po wprowadzeniu się Eleanor do ich mieszkania. Chłopak pod nieobecność dwójki współlokatorów zapakował wszystkie swoje rzeczy do dwóch wielkich walizek, uprzątnął mieszkanie z wszystkich rzeczy, które w jakikolwiek sposób przypominałyby jego istnienie, zabrał zdjęcia, na których był on sam. Tak jakby go w ogóle nigdy nie było. I taki był jego plan. Ale wróci tu. Obiecał sobie, że wróci gdy tylko będzie gotowy. Gdy tylko jego plan będzie w pełni zrealizowany. Wiedział, że już nie ma odwrotu. I nawet nie chciał rezygnować. Zbyt długo zajęło mu to wszystko by tak po protu teraz stchórzyć i zrezygnować. Chciał tego.
Ostatni raz spojrzał na mieszkanie, w którym przeżył ostatnie 2 lata ze swoim przyjacielem i zamknął za sobą drzwi zostawiając klucz pod wycieraczką.
Wyszedł z wielkiej kamienicy i skierował się w stronę zamówionej wcześniej taksówki. Chwilę później odjechali. Harry nawet nie zaszczycił ostatnim spojrzeniem opuszczanego miejsca. Nie musiał, wiedział, że wróci. Wiedział, że wszystko będzie dobrze.
Po drodze zatrzymał się jeszcze w pobliskim banku, gdzie na koncie miał ulokowane wszystkie oszczędności, a także skory spadek po zmarłych rodzicach. Tak, Harry nie miał już nikogo, był sam.
I również sam, ciągnąc za sobą dwie walizki usiadł w terminalu czekając na swój lot do Tajlandii.
Miał nadzieję, że rok starczy na wszystko. Musi.
*
Harry dzięki pobytowi w Tajlandii z dnia na dzień piękniał. Dosłownie. Nie powiedziałby, że każdy zabieg był przyjemny, ale musiał wytrzymać. Nie mógł zrezygnować po tym wszystkim co osiągnął. Był już na dobrej drodze by stać się stuprocentowo kimś innym. Kimś kto pozwoli mu wreszcie być sobą.
W klinice, pod opieką wyspecjalizowanych lekarzy wszystko szło jak należy. Trwało to długo, bo długo, na efekty trzeba było czekać. Nie ma nic za darmo, prawda? Nie obyło się bez bolesnych ran, wielu tygodni w bandażach i tych podobnych ustrojstw.
Jednak po okrągłym roku osiągnął do co zamierzał. Był piękny. Inny. Niepowtarzalny. Nikomu nieznany. Wrócił nowy.
Wychodząc z lotniska pewnym krokiem wyłapywał poszczególne spojrzenia mężczyzn, a także i niektórych kobiet.
Narodził się na nowo jako piękna istota.

*

-Louis? - brunetka nieśmiało zapukała w drzwi ich wspólnej sypialni. Chłopak jak zwykle siedział na łóżku z laptopem na kolanach. - Możemy porozmawiać? To ważne.
Nawet nie zareagował. Tępo wpatrywał się w migający ekran jak zahipnotyzowany. Znowu go szukał.
-Odpuść, minął już rok – powiedziała cicho. - On już nie wróci, zrozum.
Eleanor wiedziała jak zwrócić na siebie uwagę Louis'ego. Odkąd Harry zniknął bez pożegnania jego umysł zajmowała tylko osoba chłopca z lokami. Dziewczyna też za nim tęskniła. To ona organizowała akcje poszukiwawcze, to ona pierwsza zgłosiła na policję jego zaginięcie i to ona robiła wszystko w celu znalezienia chłopaka. Wszystko byleby uszczęśliwić Lou'iego.
Ale w pewnym momencie zrozumiała, że nic już nie może zrobić. Harry przepadł na dobre jak kamień w wodę. Nawet nie chciała myśleć co się stało z chłopakiem, ale Lou nie chciał o nim zapomnieć. Zbyt dużo dla niego znaczył zielonooki chłopak. Zbyt dużo.
Pogrążał się w tym coraz bardziej. Kiedy nie skutkowały poszukiwania na terenie Londynu i okolic przerzucił się na poszukiwania w Internecie z nadzieją, że znajdzie jego profil na jakimś popularnym portalu społecznościowym. Niestety, nic, pusto, ale nie tracił nadziei.
-Louis, odchodzę – westchnęła zrezygnowana. Nie dawała już rady. Umysł jej chłopaka był zajęty przez Harry'ego. Nawet nie pamiętała już kiedy Lou ostatni raz ją pocałował, kiedy uprawiali ostatni seks, kiedy wyszli gdzieś razem.
Nie, nie chcę iść. Harry może wrócić. Chcę czekać na niego w domu.
Nie, Harry może zadzwonić i potrzebować pomocy.
Nie, nie ma czasu na rozrywki, Eleanor, pomyślże! Trzeba go szukać!
Wszystko kręciło się wokół niego, a Eleanor miała już dość. Jej miłość do Louis'ego wygasała powoli, aż w końcu nie zostało jej ani trochę.
-Powiedziałaś odchodzę czy tylko się przesłyszałem? - Mruknął nawet nie podnosząc wzroku na dziewczynę.
-Nie przesłyszałeś się. Nic już pomiędzy nami nie ma. I ty do tego doprowadziłeś. Pewnie gdybym miała na imię Harry choć trochę zwracałbyś na mnie uwagę – powiedziała obojętnym tonem. - Spakowałam się już. Nie kłopocz się, sama poradzę sobie z torbami. Żegnaj. - Podeszła do niego, nachyliła się i pocałowała jego czoło po czym wyszła głośno trzaskając drzwiami.
A Louis? Został bez przyjaciela i dziewczyny, która jako tako utrzymywała go przy życiu.
Odłożył laptopa i schował twarz w dłoniach.
Spieprzyłem to. Kurwa, Tomlinson, idioto bez uczuć, pomyślał, a potem zwyczajnie w świecie się rozpłakał.
Z płaczu wyrwał go dźwięk budzika, który nastawił na równą osiemnastą trzydzieści.
O dziewiętnastej wyruszy na spacer choć Eleanor zwykła nazywać to obchodem Londynu.

*

Wysoka brunetka na kilkucentymetrowych szpilkach rozejrzała się po wynajętym mieszkaniu.
Przed chwilą właśnie się rozpakowała, urządziła pokoje według własnych upodobać i zaparzyła świeżą kawę. Usiadła w fotelu, który stał w rogu pokoju i odrzuciła z twarzy długie, brązowe loki, które opadły jej na oczy.
Miała stąd doskonały widok na London Eye. Upiła łyk kawy z różowego kubka i cichutko westchnęła. Tak bardzo tęskniła za tym miejscem! Za jej kochanym Londynem.
Spojrzała na zegarek. Dochodziła dziewiętnasta, za oknami robiło się ciemnawo. Miejscami przebłyskiwały z nieba małe gwiazdki. Idealny klimat by wyjść i powspominać.
Zdjęła z nóg gustowne szpilki i zamieniła je na wygodne trampki, sukienkę na obcisłe jeansy i luźną koszulkę, a różową marynarkę na starą flanelową koszulę w kratę.
Niesforne loki spięła w wysoki koński ogon na czubku głowy, wyszła z mieszkania i skierowała się wprost przed siebie.
Od czasu do czasu mijała znajome twarze. Niestety jej twarz nie była znajoma dla nich.
Nie przejmując się tym zbytnio z uśmiechem na twarzy szła wprost do znajomego miejsca gdzie kiedyś uwielbiała spędzać czas. Po drodze wstąpiła do ulubionej kawiarni i kupiła duże cappuccino na wynos.
Kilka minut stąd był naprawdę duży park. Niby zwykły, ale przyciągał do siebie ludzi. Nigdy nie był pusty. Nawet w nocy.
Usiadła na jednej z pustych huśtawek i odbiła się mocno od ziemi.
Mając już dziewiętnaście lat w duchu i tak została dzieckiem. Nie chciała dorastać, ale niestety było tu nieuniknione.
Chwilę później zeszła z huśtawki, a opróżniony już kubek wyrzuciła do pobliskiego kosza.
-Hej, ty – usłyszała. Podniosła wzrok i ujrzała jego. Nic się nie zmienił. - Masz pianę nad wargą.
Poczuła, że cała się czerwieni i szybko starła pozostałość z napoju.
-Dzięki. Zwykle się nie brudzę.
-Nie tłumacz się, każdemu się zdarzy – uśmiechnął się serdecznie, ale sekundę później jego uśmiech zrzedł. - Może to głupio zabrzmi, ale czy my się już kiedyś nie widzieliśmy? Wyglądasz bardzo znajomo.
Serce dziewczyny momentalnie zabiło mocniej.
-N-nie, nie s-sądzę – wyjąkała zawstydzona. - Dopiero co się tu wprowadziłam – skłamała.
-Och, szkoda – westchnął. - Może w takim razie przejdziesz się ze mną kawałek? Pies musi się w końcu wybiegać.
Dopiero teraz zauważyła siedzącego obok jego nogi małego, brązowego jamnika.
Cholera, kiedy on sobie psa sprawił? Pomyślała.
-Czemu nie.
Chwilę później maszerowali żwawo obok siebie rozmawiając na przeróżne tematy, śmiejąc się i wygłupiając.
Chłopak czuł jakby znał ją od dawna, nie miał oporów by mówić jej o prywatnych sprawach czy innych podobnych.
-Czekaj no, nie tak szybko – przerwała chłopakowi w pół zdania kiedy usiedli na ławce. - Od początku! Twoja był, Eileen...
-Eleanor – poprawił ją.
-Zerwała z tobą, bo co?
Chłopak westchnął. Ciężko było mu o tym mówić.
-Nie rozumiała, że przyjaciel jest dla mnie najważniejszy.
-Harry, tak? Dobrze zapamiętałam?
Pokiwał twierdząco głową.
-Harry zaginął rok temu. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Zniknęły wszystkie jego rzeczy z naszego mieszkania, zdjęcia na których był. Po prostu wyczyścił z siebie nasz dom. Tak jakby chciał żebym myślał, że go nigdy nie było. Wiesz jak to bolało? Jednego dnia był, a drugiego już nie – spojrzał na nią swoimi smutnymi niebieskimi oczyma. Widać, że faktycznie cierpiał po jego stracie. - Ale nadal wierzę, że wróci. Ja wiem, że on wróci, wejdzie do naszego mieszkania i powie 'Cześć Lou, jak było w pracy?' jak to zwykle robił, a potem obejrzymy jak zwykle jakiś horror i uśniemy razem na tej niewygodnej z wbijającymi się w plecy sprężynami.
Brunetka zachichotała cicho.
-Musieliście być naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Oddałabym wszystko za taką przyjaźń.
-Mhm. Kochałem go, wiesz? Nadal zajmuje u mnie pierwsze miejsce.
Dziewczyna słysząc te słowa momentalnie zamarła i wstrzymała oddech.
-Jesteś...gejem? - zapytała niepewnie.
-Broń Boże nie! - zaśmiał się. - Nie, kochałem go tak jak matka kocha własne dziecko. Nie dość, że był młodszy ode mnie o te trzy lata to zachowywał się jak dziecko. Dosłownie. Musiałem pilnować by na czas wstał do szkoły, budziłem go w weekendy żeby nie zaspał na poranną zmianę do pracy. Gdybym mógł, to nawet bym go zaadoptował – parsknął śmiechem, a dziewczyna mu zawtórowała sztucznie.
Miała dość tej rozmowy. Bolały ją słowa chłopaka. Wstała pośpiesznie z ławki.
-Późno już, muszę iść – posłała mu wymuszony uśmiech.
-Czekaj! Nawet nie znam twojego imienia! - krzyknął za nią kiedy ta się oddalała.
Dziewczyna odwróciła się.
-Harriet! - krzyknęła i przyśpieszyła kroku znikając z jego pola widzenia.

*

Brunetka przez najbliższe dwa tygodnia unikała miejsc, w których mogła spotkać Louis'ego. Nie chciała by odkrył prawdę, ale wiedziała, że kiedyś będzie to nieuniknione.
Bardzo, ale to bardzo nie lubiła kłamać, chociaż sama przez ostatni rok żyła w kłamstwie.
Wiedziała jak bardzo zraniła Lou tak po prostu znikając, ale wyrządzi mu jeszcze większą krzywdę tak po prostu zjawiając się w progu jego mieszkania i oznajmiając mu: Cześć Lou, może mnie nie poznajesz, ale to ja - Harry. Nie przytulisz mnie na powitanie?
Wie, że to by go zniszczyło, ale z drugiej strony im szybciej się dowie tym lepiej.
Bała się. Cholernie bała się mu to powiedzieć, ale postanowiła. Zrobi to dziś. Musi.
Ubrała się w stare ubrania, które pozostały po Harry'm. Te ulubione.
Kremowe spodnie z niskim krokiem i biały top z Jack Wills. Mimo że były to męskie ubrania nadal do niej pasowały. Cały zestaw dopełniła czerwonymi trampkami i wyszła z swojego mieszkania, które aktualnie zajmowała.
Skierowała swe kroki do dobrze znanego jej miejsca. Po piętnastu minutach szybkiego spaceru dotarła na miejsce.
Szybko pokonała dwa piętra i stanęła przed drzwiami z numerem 5.
Teraz albo nigdy, pomyślała i...zapukała.
Za drzwiami rozległy się stłumione kroki, a chwilę później przed nią stał pół nami Louis z jeszcze mokrymi włosami.
-Harriet? Co ty tu robisz? Skąd wiedziałaś gdzie mieszkam? - obrzucił dziewczynę podejrzliwym spojrzeniem. - Śledzisz mnie czy co?
-Louis, nie jestem w nastroju na żarty. Możesz mnie wpuścić? - poprosiła. Louis przesunął się i zaprosił ją do środka.
-Przejdź do salonu. Muszę się ubrać i do ciebie dołączę. Prosto i na...
-Wiem gdzie jest salon, nie martw się. Idź się ubierz, poczekam tu.
Obrzucił ją zdziwionym spojrzeniem,ale nic nie powiedział.
Usiadła w fotelu pod oknem. Jej ulubionym.
Zestresowane serce nadal biło jak oszalałe, a dłonie pociły się niemiłosiernie. Nie może teraz zrezygnować. Już prawie się ujawniła.
Usłyszała kroki Louis'ego, a chwilkę chłopak pojawił się w pokoju i usiadł obok niej.
-Możesz mi w końcu wytłumaczyć o co chodzi?
Dziewczyna wzięła głęboki oddech po czym wypaliła prosto z mostu:
-Harry Styles nie żyje – powiedziała szybko i schowała twarz w dłonie. Nie chciała widzieć jego reakcji.
-To jakiś żart, tak? Nie udał ci się w takim razie – powiedział poważnie i zerwał się na równe nogi. - I proszę cię, wyjdź z mojego mieszkania.
-Nie dałeś mi dokończyć!
-Nawet nie chcę wiedzieć co chcesz powiedzieć.
-Louis... - dziewczyna westchnęła płaczliwie. - Miałeś rację mówiąc, że skądś mnie kojarzysz. Harry to ja.
-Co proszę? - chłopak opadł na pobliską kanapę. Jego twarz momentalnie zbielała, a źrenice oka rozszerzyły się do granic możliwości. - O czym ty pierdolisz?
-Próbuję ci powiedzieć, że Harry Styles to ja, idioto! - nie wytrzymała. Emocje sięgnęły zenitu, a łzy zaczęły wypływać kaskadami z jej oczu. - Ty...ty kochałeś kobiety. Odkąd w twoim życiu pojawiła się Eleanor zrozumiałam, że nie ma już dla mnie żadnego ratunku. Kochałam cię Louis i nadal kocham. Pomyślałam, że jeśli...jeśli zmienię się w coś piękniejszego pokochasz mnie. Chciałam być idealna i piękna dla ciebie.
Chłopak roześmiał się głośno.
-Nie, ty sobie jakieś żarty stroisz, tak?
Harriet potrząsnęła głową na nie.
-Skąd mam mieć taką pewność?
-Nie widzisz jaka jestem podobna do mojego starego ja? W środku to nadal ja. Harry.
-Powinnaś...powinieneś się leczyć, Styles. To co zrobiłeś jest chore, ale...jednocześnie cię podziwiam. Na swoim miejscu nie odważyłbym się zrobić czegoś takiego dla przyjaciela – dodał już trochę spokojniej. - To wszystko, ta sytuacja jest popieprzona.
-Co teraz będzie?
-Nic. Spróbuję się przyzwyczaić do tego, że mam seksowną przyjaciółkę.
Brunetka pociągnęła nosem i przytuliła się do chłopaka. Louis objął ją mocniej i pogładził po włosach.
-No, nie płacz, makijaż sobie rozmażesz – dodał żeby rozluźnić sytuację.
-Gniewasz się bardzo?
-Trochę – powiedział cicho. - Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłem.
-Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam – dziewczyna nadal płakała mocząc przy okazji koszulkę Lou.
-Harr...Harriet, spokojnie już. Naprawdę będzie dobrze. Kiedyś się przyzwyczaję do ciebie. Wiesz, nie na co dzień moi przyjaciele zmieniają się w naprawdę niezłą kobietę – przyznał nieśmiało. - I wiesz, jesteś całkiem urocza!
Brunetka otarła łzy i przy okazji rozmazując sobie makijaż uśmiechnęła się szczerze.
-Przestań, bo się znowu w tobie zakocham.
Między nimi zapadła niezręczna cisza.
-Wiesz...teraz kiedy jesteś już dziewczyną wszystko może się zdarzyć. Dosłownie wszystko – powiedział po czym przyciągnął ją do siebie i ucałował w czoło.
W dzisiejszych czasach może zdarzyć się dosłownie wszystko, ale szczera przyjaźń i miłość warte są każdego poświęcenia. I nie ważne czy mężczyzna kocha mężczyznę czy kobieta kobietę. Wszyscy kochamy tak samo!





czwartek, 23 sierpnia 2012

#18

Witam.







Niewysoki blondyn wyszedł z budynku ciągnąc za sobą czarną walizkę na kółkach. Wolną ręką przytrzymywał spadające spodnie i przeklinał w duchu siebie, że zapomniał zapakować choć jednego paska. Nagle zatrzymał się i odwrócił przodem do kliniki, którą właśnie opuścił. Odetchnął głęboko i z ulgą zadowolony z faktu, że już do niej nigdy nie wróci. Pomachał jeszcze na odchodne jednej z jego ulubionych opiekunek, która stała w oknie i ruszył przed siebie. Nieopodal stał zaparkowany dobrze znany mu samochód, o który stała oparta niska blondwłosa kobieta. Uśmiechnął się na sam widok swojej rodzicielki. Przyśpieszył kroku i chwile później już tkwił w jej mocnych matczynych objęciach.
-Moje maleństwo - szepnęła wtulona w syna.
-Mamo, przestań. Jestem już zdrowy, nie musisz się już martwić - zaczął uspokajać. - i nie takie znów maleństwo. Przytyłem te siedem i pół funta! Jedźmy już, jestem głodny - rzucił żartobliwie i spakował walizkę do bagażnika.
Chwile później mknęli jedną z autostrad wprost do ich domu. Niall szczerze mówiąc odkąd trafił do kliniki odliczał dni do wyjazdu. Zgodził się jedynie dlatego, że zdawał sobie sprawę ze swojego stanu, który faktycznie był fatalny. Jednak kiedy poznał Ian'a, który pomógł mu fizycznie jak i psychicznie. Odbudował jego zaufanie do ludzi i nakazał przysiąc, że po powrocie do domu przestanie rozpamiętywać przeszłość, która go zniszczyła. Przysiągł, a jak. Nie mógł odmówić przyjacielowi, prawda? Jednak gdzieś głęboko w duszy nadal tkwiła ta zadra, którą pozostawił po sobie Zayn.
Niall nadal go kochał. Może to i wydaje się cholernie pokręcone, ale to prawda. Niebieskooki był typem osoby, którą można zranić, ale i tak wybaczy wyrządzoną mu krzywdę. Bo był słaby. Tak, Niall Horan był najsłabszą istotą jaką stworzył Stwórca.
Podłączył do telefonu słuchawki i wygodnie oparł się o siedzenie pasażera.
-Śpij - usłyszał głos matki. - Będziemy dopiero za parę godzin.
Zamknął oczy i wyobraził sobie sobie swoją przyszłość. Niestety - ujrzał ciemność.
*
Wczesne sobotnie południe. W pokoju lokatego chłopaka rozległ się dobrze znany mu dźwięk SMS'a, który miał ustawiony tylko dla jednej osoby. Jak oparzony sturlał się z łóżka i chwycił za telefon, który leżał na przeciwległej szafce.
Możesz rozmawiać? L.
Gdyby wszystko było jak dawniej, po staremu, Louis nie bawiłby się w wysyłanie wiadomości, aby upewnić się, że jego chłopak może na spokojnie i bez obaw, że pod drzwiami będzie podsłuchiwać matka młodszego chłopaka, która zakazała utrzymywać mu jakikolwiek z Louis'm. To wszystko było tak mocno popieprzone jak tylko się da. Harry czuł jakby jego życie było jakimś słabym scenariuszem dramatu, który powoli stawał się tragiczną komedią. Absurdalne, nieprawdaż?
Po odczytaniu wiadomości szybko ją skasował. Tak, jego telefon był sprawdzany regularnie przez Anne, która za wszelką cenę chciała wybić synowi gierki w gejowstwo, jak to określiła.
Wybrał znany mu na pamięć numer telefonu Tomlinsona i odczekał kilka sygnałów po czym usłyszał jego głos.
-Cześć, skarbie - przywitał się. - O czymś chciałeś pogadać? - zapytał z nutką podejrzenia w głosie.
-Skądże. Nie mogę już do swojego chłopaka zadzwonić? Wiesz co, dzięki - prychnął nerwowo.
Harry nie dał się zbyć. Wyczuł, że coś jest nie tak z Lou. Mimo, że nie znali się pięć lat, trzy czy dwa tylko pół roku, potrafił już po jego barwie głosu wyczuć, że coś go gryzie. Louis był bardziej przewidywalny niż pięcioletnie dziecko.
-Co się dzieje? - spytał głosem nie znoszącym sprzeciwu. Po drugiej stronie dało się usłyszeć cichutkie westchnienie Louis'ego.
-Kochasz mnie?
-Co to za pyt...
-Tak albo nie?
-Tak.
-Ufasz mi?
-Tak.
-Zrobiłbyś dla mnie wszystko?
Przez chwilę się zawahał, ale odgonił od siebie negatywne myśli i odpowiedział dublując poprzednią odpowiedź.
-Tak.
-Gdybym poprosił cię o pozostawienie ważnych dla ciebie osób, zrobił byś to? - Jego głos zaczął się trząść, jąkał się.
-Louis, słuchaj, ta rozmowa przestaje mi się podobać. Boję się.
-Odpowiedz.
-T-tak. Myślę, że byłbym w stanie to zrobić - odpowiedział lekko niepewnym głosem, ale w duchu wiedział, że byłby w stanie podjąć takie ryzyko. Właśnie w tym czasie. Właśnie teraz kiedy sprawy zaczęły się jeszcze bardziej plątać i kiedy wiedział już, że na rodzinę nie może już liczyć, bo po prostu okazali się nietolerancyjnymi świniami, które próbują zmienić go na siłę i rozdzielić z ukochanym.
-Jesteś pewien?
-Tak, do cholery! I o co w tym wszystkim chodzi? Proszę, powiedz mi, bo to zaczyna robić się już dziwne. Ty jesteś jakiś dziwny.
-Po prostu...musimy poczekać na odpowiedni moment i wtedy wszystko stanie się prostsze. Pa Harry, odezwę się niedługo.
Usłyszał dźwięk przerywanego połączenia. Louis jakby nie był sobą, a ta rozmowa całkowicie odbiegała od normy.
Ale cóż mu pozostaje? Tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń.
*
Późny wieczór. Na niebie nie ma ani jednej gwiazdy, ale niebo powoli robi się ciemne i pochmurne. Niall siedział na szerokim parapecie z książką w dłoni, jednak nie mógł skupić się nawet na tym prostym tekście. Jego myśli ciągle odbiegały do jednaj osoby. Ciągle myślał o Zaynie. Nie ważne na co by nie spojrzał, to przypominało mu jego osobę. Łóżko naprzeciwko było wspomnieniem ich pierwszego seksu. Na tablicy korkowej nad biurkiem nadal wisiały przypięte krótkie wiadomości, które mu pozostawiał. Kocham cię, ubierz się ciepło! ;), pamiętaj, jutro klasówka z matematyki, widzimy się wieczorem. Niby proste zdania, które kiedyś przywoływały uśmiech na twarzy, teraz ranią, wbijają sztylet w serce, ale za nic na świecie ich nie wyrzuci. Są zbyt ważne.
Westchnął ciężko i przetarł oczy. Zeskoczył z parapetu, zbiegł po schodach i wołając, że wróci później wyszedł z domu. Dusił się tam. Pomyślał, że długi spacer dobrze mu zrobi. No i wypadałoby się się przywitać z przyjaciółmi po tak długim czasie. Jako pierwszy cel wybrał dom Harry'ego. Sądząc po dniu i godzinie wiedział, że zastanie go teraz w domu. Chwilę później pukał już w masywne drewniane drzwi.
-Dzień dobry, jest Harry? - przywitał się kiedy otworzyła mu wysoka brunetka.
-Niall! Dawno u nas nie byłeś! Chodź no tu do mnie - przytuliła do siebie chłopaka i ucałowała w zapadnięty policzek. Zawsze traktowała go jak drugiego syna. Tego milszego, grzeczniejszego i bardziej ułożonego. - U Harry'ego jest Liam, wejdź proszę.
Posłał jej wymuszony uśmiech i podążył do dobrze znanego mu pokojowi. Wszedł bez pukania. Dwójka nastolatków siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i zawzięcie o czymś dyskutowała.
-Chłopaki? Nie przywitacie starego kumpla? - zmuszając się do wesołego tonu rzucił się na nich i mocno wyściskał. Później jak to zwykle bywa padały pytania o jego pobyt w klinice i tym podobne. Niall nie wiedząc czemu, po krótkiej rozmowie miał ich dość. Nie to, że ich już nie lubił czy coś w tym rodzaju. Przytłaczał go natłok słów, zadawanych pytań, troski o jego samopoczucie. Tłumacząc się, że musi być wcześniej niż o dziewiątej w domu, wyszedł pośpiesznie.
Odetchnął z ulgą kiedy tylko wyszedł. Znów skierował się przed siebie, po drodze zahaczając o przydrożny sklepik. Wolno przeżuwając czekoladowego batonika szedł przed siebie patrząc jedynie na swoje rozwiązane sznurówki.
Nagle poczuł mocne uderzenie w ramię i moment później wylądował na chodniku obijając sobie kolana.
-Ej, uważaj jak...
-Niall? Boże, przepraszam. Nic ci nie jest? Zayn. Tak, właśnie w tej chwili nachylał się nad nim Malik z wyciągniętą dłonią chętną do pomocy. Blondyn zignorował ją, samodzielnie wstał, otrzepał spodnie i zręcznie omijając go przeszedł obok nawet nie zaszczycając go ani jednym słowem i spojrzeniem.
-Niall! Zaczekaj! - dogonił go i mocno chwycił za ramię tym samym zmuszając go do spojrzenia na siebie.
-Czego chcesz do cholery? Jeszcze bardziej skrzywdzić? - wręcz warknął na niego. - A może powiedzieć jaki to jesteś szczęśliwy beze mnie?
Jego słowa go zabolały. Nie mógł dusić tego dalej w sobie. Tęsknił za tym irlandzkim chłopcem tak bardzo jak to tylko możliwe.
-Nie. Chcę ci powiedzieć prawdziwy powód mojego odejścia. I mam nadzieję, że wreszcie mnie wysłuchasz!
-Masz pięć minut.
-Wolałbym zabrać cię do siebie.
-Wiesz jak to się ostatnio skończyło.
-Wiem. Tym razem nie ma nikogo u mnie.
Po kilkuminutowym marszu doszli do domu Malików. Niall czuł się tu strasznie nieswojo. Wręcz nienawidził tego domu.
-Więc? - ponaglił Mulata blondyn siadając na jego łóżku.
Usiadł naprzeciwko swojego byłego chłopaka i zaczął opowiadać.
O groźbach, o tym, że jeśli nie zerwie kontaktu z Niall'em stanie mu się coś złego. O wszystkim.
-Chciałem po prostu żebyś był bezpieczny.
Wszystko w ciągu kilku minut obróciło się o 360 stopni. Teraz patrzył na to inaczej. Zayn...martwił się o niego. To wszystko było dla niego. Schował twarz w dłoniach i po prostu się rozpłakał z bezsilności.
-Czemu nie było cię przez ten pieprzony miesiąc? Dzwoniłem, dopytywałem się chłopaków, ale nic mi nie chcieli powiedzieć. Co się z tobą działo? - zapytał kiedy już drobny blondyn siedział w objęciach Mulata szlochając.
-Depresja, anoreksja, klinika. Starczy?
-To...to wszystko przeze mnie. Kurwa, Niall, kochanie. Przepraszam - szepnął przytulając go do siebie jeszcze mocnej. - Tak bardzo cię przepraszam - zaczął kołysać go w swoich ramionach niczym małe dziecko.
-Możesz przestać? To minęło, już nie wróci, dobrze? A teraz mnie pocałuj. Tęskniłem.
Usadowił się wygodnie na kolanach Zayna przodem do niego obejmując jego biodra swoimi nogami i ścierając ostatnie łzy z policzków musnął delikatnie jego usta. Tak po prostu mu wybaczył bez zbędnych słów. Ich miłość przetrwała.
Tak bardzo za nim tęsknił. Za swoim małym blondynkiem. Ujął jego twarz w dłonie jakby bał się, że ten za chwile się opamięta, powie kurwa, co ja robię! I zostawi go. Nie miałby mu tego za złe. To Zayn tu wszystko spieprzył i musi zapłacić jakąś cenę za swoje czyny wobec niego.
Zimne dłonie Irlandczyka wsunęły się pod koszulę Zayn'a i objęły w pasie jego rozgrzane ciało, które od tak dawna pragnęło dotyku. Tak splątani ze sobą obydwoje coraz bardziej angażowali się całymi sobą w pocałunek. Jeden jak i drugi tęsknili za jakimkolwiek dotykiem drugiej osoby. Stęsknieni kochankowie zakazanej miłości. Jednak nie zawsze jest tak kolorowo i pięknie jak to by się mogło wydawać. Pochłonięci pocałunkiem usłyszeli głośny trzask drzwi wejściowych i nerwowe dźwięk stóp pnących się po schodach. Pechowa powtórka z fatalnej rozrywki. Blondyn zszedł z jego kolan, lecz wplątał swoje palce w jego dodając otuchy i usiadł obok.
-Niall, szybko otwórz tą szafkę obok ciebie i podaj mi to co leży na dnie.
Wykonał polecenie, ale wyczuwając twardy przedmiot zląkł się.
-Zayn, do cholery. Skąd ty kurwa masz broń?
-Nie czas na tłumaczenia. Ty jesteś ważniejszy. A teraz pod ścianę, już!
Dokładnie ułamek sekundy później drzwi do sypialni Mulata otworzyły się z hukiem i uderzyły o ścianę. W progu stanął rosły mężczyzna, a za nim jego przestraszona małżonka.
-Wiedziałem! Po prostu kurwa wiedziałem, że to się kiedyś stanie, ale nie sądziłem, że aż tak szybko - rzucił. - Co ja ci do cholery mówiłem? Miałeś być mężczyzną, Zayn, mężczyzną. Wstyd mi, że zamiast syna mam panienkę, która szlaja się z takimi jak ten tu - spojrzał pogardliwie na Niall'a, który trzęsąc się stał osłonięty pod ścianą przez Zayna.
Ojciec Zayna pokonał kilka dzielących ich kroków i staną oko w oko z synem po czym wymierzył mu siarczysty policzek. Później kolejny. Tym razem z pięści. Następny, kilkakrotny w brzuch. Upadł na kolana. W tle słychać było krzyki kobiety i rozpaczliwe wołanie Niall'a. Chciał go obronić, ale bał się. Strach dosłownie go sparaliżował i nie pozwolił ruszyć spod ściany.
-Syn-pedał. Hańba - jego słowa wręcz ociekały pogardą.
-Może i pedał, ale - podparłszy się jedną ręką o podłogę wstał i wyciągnął skrywaną za plecami broń po czym skierował ją wprost w ojca. Czuł w duchu, że nie zawaha się jej użyć.
Mężczyzna wydał z siebie zduszony okrzyk. - ale nie pozwolę obrażać siebie i mojej miłości.
Starszy mężczyzna prychnął nerwowo.
-Nie odważysz się, gówniarzu, nie masz do tego jaj. A ta twoja miłość jak określiłeś, jest nic nie warta. Ty jesteś nic nie warty. Wy jesteście nic nie warci. Nie pozwolę żebyś jeszcze kiedyś ujrzał na oczy tego swojego...uh, chłopaka - wyrzucił z siebie wręcz z obrzydzeniem. -Chcę odzyskać swojego syna. Prawdziwego mężczyznę. Pamiętasz jak łatwo było ci z nim zerwać? Tak? To zrobisz to ponownie, a ja będę mieć z powrotem swojego syna - zakończył swój wywód starszy Malik.
Chłopak z determinacją nadal celował wprost w swojego ojca.
-Nie... - wyszeptał ledwo słyszalnie po czym drżącą dłonią przyłożył lufę broni wprost...do swojej skroni i chwycił stojącego za nim blondyna mocno za dłoń. - Jeśli on nie będzie mógł mnie mieć, nie będzie mógł nikt inny. Moje serce, które i tak już zniszczyłeś należy tylko, tylko i wyłącznie do Niall'a, a ty będziesz żyć, że świadomością, że zniszczyłeś mi życie jedynie dla swoich priorytetów.
-Zayn, proszę...- Niall mocniej ścisnął go za dłoń.
-Synku, nie rób tego - usłyszał szloch matki gdzieś z głębi pokoju. - Ojciec nie chciał tego, przecież wiesz...
-Nie, to...to nie jest już moje dziecko.
Strzał. Odgłos upadającego ciała. Krzyk matki. Krzyk miłości. Obumierającej miłości.







środa, 8 sierpnia 2012

Hells Bells - ZARRY


Witam! Wraz z Margie chcemy przedstawić Wam shota  ( tak, z rodzaju lekkiego PWP) - jak sam tytuł wskazuje jest to Zarry!
Margie odwaliła tu większość roboty, wątpię żebym sobie bez niej poradziła z napisaniem tego! 
Prawdopodobnie napiszemy również drugą część tego shota.
Przepraszam jeśli Was tym zdemoralizujemy :(
Enjoy!

~



Hells Bells 



Biologia. Jedyny przedmiot, który Harry tolerował. I to nie dlatego, że lubi roślinki czy zwierzątka. O nie. To dlatego, że uczy jej najprzystojniejszy nauczyciel w całej szkole. Zawsze modnie i seksownie ubrany. Na jego twarzy zwykle widniał krnąbrny uśmiech. Jedyną myślą, która powstrzymywała chłopaka od rzucenia się na niego w trakcie przerwy było to, że był nauczycielem. I to dużo starszym. I pewnie był tak hetero jak to tylko możliwe. Harry ukryty w przedostatniej ławce pod oknem, podparty o swoją dłoń wpatrywał się w zwinnie poruszające się usta Mulata, który prawdopodobnie coś tłumaczył. Nie obchodziło go to. Jest tu tylko po to by go podziwiać i marzyć o tym co mógłby z nim zrobić.
Może by tak... rozebrać go do naga i podkraść przy okazji tę linijkę, którą zawsze wskazywał różne elementy na tablicy, a potem okładać nią jego seksowne, jędrne pośladki? Ta myśl sprawiła, że rozpłynął się na dobre i nawet nie zauważył, kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę, a jego znajomi opuścili salę. Wpatrywał się rozmarzony w Mr. Malika, który... który... Gromił go wzrokiem z rękoma założonymi na piersi. Zapewne umięśnionej piersi. Eh, nieważne - patrzył na niego tak, jakby chciał go rozebrać wzrokiem, a zarazem brutalnie wywalić z klasy, dodatkowo wstawiając mu do dziennika pałę. Pałę...
"Harry, ogarnij się!" - chłopak w kręconych włosach potrząsnął głową, jakby chciał się ocucić.
- Czy nie uważa pan, panie Styles, że czas już opuścić salę? - niski głos nauczyciela rozległ się echem po pomieszczeniu - Hm?
-Yyy... - zająknął się chłopak. Seksowny głos mężczyzny zawsze tak na niego działał. Nie wiedział co powiedzieć,a jego nogi miękły na sam jego dźwięk. - Ja już....przepraszam.
Gwałtownie zerwał się ze swojej ławki i zaczął szybko i niezdarnie wrzucać swoje książki do torby. Nie patrząc nawet na Malika przeszedł koło niego i już miał chwycić za klamkę, ale czyjeś silne ręce brutalnie oplotły go w pasie i odciągnęły od drzwi. Harry jęknął, gdy poczuł, że jego plecy mocno uderzyły w zimną ścinę klasy.
-Wiesz, może jednak zostaniesz ze mną tu na chwilkę? - gorący oddech Malika owiał jego szyję, na co młodszy chłopak zadrżał. Nawet nie zdążył odpowiedzieć, a jego usta zostały dosłownie zmiażdżone przez usta nauczyciela. Zszokowany chłopak przez chwilę ani myślał oddawać pocałunku, ale...cholera! Przecież on tego chciał! Zrzucił z ramienia przeszkadzającą mu torbę i wsunął swoje ręce pod obcisłą koszulkę Malika po czym gwałtownie go do siebie przysunął tak, że teraz stykali się całą powierzchnią ciała. Harry wyczuł, że Zayn zrobił się...twardy? Nawet nie myślał, że zwykłe zbliżenie może doprowadzić jego nauczyciela do takiego stanu.
- Widziałem, że byłeś trochę zamyślony na lekcji. - Malik nachylił się nad uczniem i szepnął mu te słowa prosto do ucha, jednocześnie owiewając jego kark ciepłym oddechem - Powinieneś dostać karę, nie uważasz?
Harry przełknął ślinę, cały trzęsąc się ze strachu. Z jednej strony cały czas fantazjował o nauczycielu, a z drugiej... jego obecność przyprawiała go o dreszcze. Mulat szybkim ruchem ściągnął z nosa okulary i zlustrował Stylesa od stóp do głów po czym zamyślił się.
- O.. o cz-czym m-myślisz? - wymamrotał Loczek, trzęsącymi dłońmi łapiąc się krawędzi biurka
- O tym, jakby to było poczuć Twoje usta na moim penisie. - wypalił Zayn, jak gdyby nigdy nic, po czym wybuchnął śmiechem, widząc wystraszoną minę Harry'ego - Wyluzuj, kochanie. - przejechał palcami po jego twarzy - Chcę się tylko trochę zabawić.
Nie wiedział co o tym myśleć. Z jednej strony chciał tego, ale z drugiej napływało mu kilka obaw. A co jeśli przyłapią ich? To by było naprawdę nie fajne. Ale przecież bez ryzyka nie ma zabawy, prawda? Harry uśmiechnął się pod nosem i znów zatopił swoje wargi w ustach mężczyzny. Co chwila słyszał jak Malik pojękuje w jego usta co doprowadzało go do istnego szału i seksualnej frustracji. Chciał już teraz mu obciągnąć, ale wolał się jeszcze troszkę z nim pobawić. Jego dłonie zjechały niżej i wsunęły się pod obcisłe jeansy bruneta po czym ścisnął je mocno tak, że z jego ust padł cichy pisk.
-Harry, jesteś naprawdę niegrzecznym chłopcem - szepnął odrywając z trudem jego usta od swoich z głośnym mlasknięciem. Zayn oparł się o nieopodal stojące wysokie biurko i spojrzał zachęcająco na swojego ucznia. Przygryzł lekko wargę wiedząc co się za chwilę stanie. Harry podszedł do niego wolnym krokiem nie odrywając wzroku od jego krocza, na którym już widocznie odznaczało się jego przyrodzenie. Zayn rozpiął guzik swoich spodni i rozsunął rozporek.
-Pośpiesz się. Ja i mój kolega już nie możemy się doczekać - powiedział i zmysłowo oblizał usta.
Harry zawahał się chwilę, po czym podszedł do Mr. Malika i powoli, niepewnie zaczął kucać. Nauczyciel mruknął pod nosem, niezadowolony, po czym brutalnym ruchem pociągnął Harry'ego w dół, tak że spadł ciężko na kolana.
- Szybciej. - warknął, nie zwracając uwagi na syk ucznia - Na kolana i do rana, mały. - zaśmiał się, zsuwając swoje spodnie aż do kostek
Styles wziął głęboki oddech i przejechał językiem po wypukłości bokserek, w duchu przyznając, że podoba mu się, gdy Zayn jest tak ostry... zwłaszcza gdy stoi nad nim bez spodni.
Jego biodra przepasały drogie bokserki od Calvina Kleina, a sztywnego penisa było wyraźnie widać przez materiał. Harry chcąc już go zobaczyć szybkim i zwinnym ruchem ściągnął je i zsunął do kostek gdzie już leżały spodnie Malika. Po chwili już stymulował jego przyrodzenie szybkimi ruchami swojej wprawionej od tej czynności dłoni. Jęki nauczyciela z chwili na chwilę potęgowały się i robiły coraz głośniejsze. Harry poczuł, że jego palce wplątują się w jego włosy przez co inicjował to na co miał ochotę. Harry zrozumiał i już po chwili jego gardło wypełniał penis Malika. Wprawionymi ruchami głowy doprowadzał go do ekstazy. Kiedy czuł, że Zayn dłużej tak nie wytrzyma zadzwonił dzwonek, a oni usłyszeli szybkie kroki śpieszących się uczniów. Obydwoje zaklęli siarczyście. Znaczy się tylko Zayn, bo to on jako jedyny nie miał w gardle nabrzmiałego penisa. Zayn odepchnął od siebie swojego ucznia kiedy zauważył, że klamka drzwi zaczyna się zapadać. Niedbale naciągnął na siebie spodnie.
Harry rozejrzał się wokoło w panice, po czym bez namysłu usiadł pod biurkiem.
- Co ty, do cholery robisz, dziecko?! - warknął Zayn, próbując go stamtąd wyciągnąć
Loczek jedynie uśmiechnął się zawadiacko, wskazując na rozpięty rozporek nauczyciela.
- Nigdy nie przerywam, gdy coś zacznę. - zamruczał, chichocząc cicho
W tej samej chwili do klasy wpadła trzydziestka rozwrzeszczanych nastolatków, którzy ze śmiechem i zupełnie bez pośpiechu zajmowali swoje miejsca, podczas gdy Malik omal nie umierał z rozkoszy na samą myśl o tym, co działo się tu przed chwilą.
- Cisza! - odchrząknął, uderzając dłonią w blat - Otwórzcie podręczniki na stronie 216. - wciąż stojąc, otworzył dziennik, przejeżdżając palcem po liście obecności - Niall Horan?
- Obecnyyy... - mruknął blondyn z przedostatniej ławki.
- Louis Tomlinson?
- Jestem! - uśmiechnął się chłopak.
- Dobrze... - Zayn skinął głową - Liam Pay... Oh! - Malik omal nie krzyknął, gdy poczuł na swoim penisie usta Harry'ego ukrytego pod biurkiem
Oczy wszystkich uczniów skierowały się na niego.
-Przepraszam, po prostu się...uderzyłem - wymyślił na szybko i kontynuował sprawdzanie obecności. W duchu dziękował Bogu, że to biurko było z drugiej strony zabudowane i nie było widać pod nim Harry'ego, który właśnie...powolnie oblizywał jego członka. Czy ten dzieciak chce mnie wpędzić do grobu?! Pomyślał. Jednak w żaden sposób nie odepchnął od siebie nastolatka. Wręcz przeciwnie. Przysunął się do niego jeszcze bliżej. W końcu miał dokończyć to co zaczął, prawda?
-Panie Malik, na pewno pan się dobrze czuje? - zapytała z troską w głosie jedna z uczennic.
-Oczywiście, że tak! - odpowiedział trochę za głośno i znów westchnął kiedy poczuł usta Styles'a na całej swojej długości. - Zajmij się swoimi sprawami, Anderson. A reszta - zwrócił się do klasy. - Przeczytajcie ten cholerny tekst na 216! I żeby mi była cisza do końca lekcji - wydał polecenie, a sam oparł się wygodnie na nauczycielskim krześle i odchylił głowę lekko do tyłu. Znów poczuł coś ciepłego na swojej męskości. Tym razem Harry zastąpił zmęczone od obciągania usta dłonią, którą poruszał z coraz większą szybkością.
-A może wyszedłbym stąd i zacząłbyś mnie pieprzyć na tym biurku? - wyszeptał z dołu chłopak.
Oczy Zayn'a rozszerzyły się.
- Zgłupiałeś. - warknął, napotykając wzrok zdziwionej uczennicy, której ruchem dłoni kazał natychmiast wrócić do czytania tekstu -
- Może nie teraz. - znów szepnął Harry, podnosząc głowę do góry i ukazując tym samym wielkie rumieńce na swoich policzkach - Ale co powiesz, na zabawę po lekcji?
Malik nic nie odpowiedział, udając, że zatapia się w lekturze.
- Chciałbyś to zrobić, prawda? - znów usłyszał głos spod biurka - Chciałbyś dowiedzieć się, jaki jestem mokry i wejść we mnie całą swoją długością. - Harry mówiąc to, przejechał językiem po jego penisie - Mmm, już to sobie wyobrażam.
Nauczyciel zaklną w duchu. "Do czego ja, kurwa, doprowadziłem?! Właśnie prowadzę lekcję, podczas gdy jeden z moich uczniów obciąga mi pod biurkiem." - pomyślał - "I podoba mi się to." - dodał po chwili, natychmiast się karcąc.
Po chwili znów ciepłe i wilgotne usta ucznia na swoim członku. Po chwili miłego obciągania Mr Malik poczuł, że zaraz dojdzie. W podbrzuszu kumulowało mu się miłe ciepło. Żeby nie krzyknąć przygryzł przegub swojej dłoni, na której z sekundy na sekundę widniały coraz głębsze ślady. Usta Harry'ego zaczęły pracować w jeszcze szybszym tempie, po czym jego usta zalał ejakulat jego nauczyciela.
-O, kurwa! - powiedział może nieco za głośno na co obruszyli się czytający uczniowie.
-Ale na pewno pan się dobrze czuje? - po raz kolejny dosłyszał głos zaciekawionej uczennicy.
- Myślę, że... - Zayn uciął, starając się coś wymyślić - Nie czuję się dziś zbyt dobrze, i chyba najlepiej będzie jeśli skończymy tę lekcję szybciej i odeślę was do domu...
Zanim zdążył zakończyć zdanie, uczniowie poderwali się z ławek i ze śmiechem wybiegli z sali, zupełnie ignorując nauczyciela.
- Poczekajcie, jeszcze nie skończyłem! NA NASTĘPNEJ LEKCJI WSZYSTKO ODROBIMY! - krzyknął za nimi, zanim drzwi zdążyły się zamknąć
Harry powoli wyszedł spod biurka, ocierając nabrzmiałe usta wierzchem dłoni. Nagle złapał Zayn'a za kołnierz koszuli i przyciągnął do siebie, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku.
- Więc... Możemy dokończyć zabawę? Prooooszę. - Styles uśmiechnął się niewinnie do Malika i przejechał opuszkami palców po jego torsie.
-No proooszę! - powtórzył znów, a jego palce schodziły coraz niżej i niżej, aż w końcu owinęły się wokół nabrzmiałego penisa, który widocznie nie miał dość na dziś.
Wykonał kilka zamaszystych ruchów dłonią. Uśmiechnął się krnąbrnie słysząc pojękiwania starszego.
-Okej, jeszcze jeden numerek i spadasz na lekcję.
Harry zaśmiał się. Mr Malik uniósł brew ze zdziwieniem.
-Tym razem to ja chcę mieć jakąś przyjemność z tego - oznajmił i usiadł na biurku strącając przy okazji przeróżne papiery. Nie przejmując się bałaganem, kontynuował. - Co powiesz na to, by...- rozpiął swój rozporek. - Teraz on miał z tego... - Sprawnym ruchem wyciągnął ze swoich obcisłych rurek sterczącego i gotowego penisa. - Jakąś przyjemność?
Zayn spojrzał na niego, oblizując wargi. Delikatnie rozpiął parę guzików swojej koszuli, ukazując umięśnioną klatkę piersiową, po czym nachylił się i bez oporów wziął go całego do ust, pomagając sobie przy tym dłonią. Druga też nie pozostawała bez zajęcia, powoli wsuwając się pod sweter Harry'ego, po to aby podrażnić jego sutki. Loczek jęknął z rozkoszy, wypinając biodra w stronę Mr. Malika i jednocześnie łapiąc go za głowę.
- Szybciej. - sapnął, czując, że ostry róg jakiegoś podręcznika wbija mu się w pośladki, wywołując ból, a zarazem dodatkową przyjemność.
Zayn ani myślał się śpieszyć przez co drażnił chłopaka jeszcze bardziej. Lokaty wziął sprawy w swoje ręce i wplątał palce w jego włosy nie przejmując się tym, że niszczy mu misternie ułożoną fryzurę. Poruszał jego głową nadając mu odpowiednią dla siebie szybkość. Po chwili przestał się kontrolować i z jego ust wypływały najróżniejsze przekleństwa i synonimy określające zajebistość jego ust. Boże, ile on by dał by te usta budziły go co rano! Taka przyjemność z rana od razu poprawiałaby mu humor na resztę dnia. A tak w ogóle to muszę zapytać czy za to obciąganie podniesie mi stopień z biologii, pomyślał Harry. Odgonił od siebie te dziwne myśli i skupił się na ustach Malika, które aktualnie ssały jego penisa. Czuł, że niedługo dojdzie.
Zayn uśmiechnął się, odsuwając od Hazzy, po to, by odetchnąć. Napotkał zdenerwowany wzrok ucznia, niezadowolonego z przerwanych pieszczot. Malik ruchem dłoni kazał mu się obrócić, a Styles jedynie otworzył szerzej oczy. Czy on chce...?
Zayn niespodziewanie wsunął w niego dwa palce na raz, na co Harry zareagował krzykiem.
- Może by tak ostrożniej? - syknął przez zęby, zaciskając palce na krawędzi biurka tak mocno, że aż pobielały mu kostki.
Zayn jedynie prychnął i zignorował słowa swojego ucznia. Poruszał swoimi palcami jeszcze gwałtowniej by przyzwyczaić go do bólu, bo z góry założył, że chłopak jeszcze nigdy tego nie robił. Po chwili dołożył jeszcze trzeci palec na co chłopak zareagował znaczącym mruknięciem.
-I co? Podoba ci się? - zapytał nachylając się nad nim mocno. Brutalnie chwycił go za loki i odwrócił jego twarz w swoją stronę po czym pocałował mocno jego wargi. - Styles, nie wiedziałem, że jesteś taką małą uczniowską dziweczką - wysyczał mu prosto w uchylone wargi. Chłopak jękną jeszcze głośniej, gdy poczuł, że palce Malika zagłębiają się w niego jeszcze bardziej. - Kurwa, jesteś strasznie ciasny - jęknął.
- To ty masz wielkie palce. - warknął Harry w odpowiedzi, po czym przeciągle jęknął - Oh... Mój Boże... KURWA, Zayn, wejdź we mnie w końcu, chcę Cię poczuć, ROZUMIESZ!?
Zayn zawahał się na chwilę, po czym szepnął uczniowi do ucha.
- Dla Ciebie PAN MALIK. - zaśmiał się okrutnie, ocierając penisem o tylne wejście Hazzy - I musisz mnie ładnie poprosić. Rozumiesz, gówniarzu? - lekko klepnął go w pośladki, czekając na odpowiedź
Harry jęknął, ale wydusił z siebie: - Panie Maliku, proszę... niech mnie pan pieprzy.
Nauczyciel, zadowolony, przejechał palcami po jego lokach.
- Krzycz to.
-PIEPRZ MNIE, KURWA! - frustracja sięgnęła zenitu. Był gotowy zrobić wszystko, dosłownie wszystko za to by go w końcu mocno, ale to bardzo mocno pieprzył.
Kiedy twardy członek Malika już wbijał się w wejście Harry'ego to znowu się stało.
Znów zadzwonił ten pieprzony dzwonek...

sobota, 4 sierpnia 2012

:)

Hej.
Chciałabym Was zaprosić na mojego nowego bloga -

Don't leave me, please. /klik/




________________________________________




EDIT.




CHCIAŁABYM  OGŁOSIĆ, IŻ
ART-LARRY
ZOSTAJE ZAWIESZONE
NA CZAS NIEOKREŚLONY.


poniedziałek, 16 lipca 2012

#17

Enjoy.

*music*



Od spotkania z Louis'm w jego minęły trzy miesiące. Akurat trwała pora znienawidzona przez wszystkich. Luty. Cholernie zimny,mokry, ale też zwiastujący nadejście lepszego okresu miesiąc. Przez ten czas obydwoje starali się przebywać publicznie jak najmniej by nie narazić się Florence. Harry wręcz z trudem przebywał w towarzystwie dziewczyny. Pokornie udawał przykładnego chłopaka co wręcz raziło Louis'ego. Z odrazą i rządzą mordu w oczach patrzył na przytulającą i całującą jego chłopaka dziewczynę. Ta nie pozostawała mu dłużna i przy każdej możliwej okazji ukazywała na jego oczach,że jest na straconej pozycji, a Harry i tak jest jej. Bał się jej przeciwstawić w jakikolwiek sposób. Wiedział, że blondynka jest zdolna do wszystkiego.
Tak więc z trudem i cichutkim westchnieniem równo z dzwonkiem wszedł do klasy. Odczekał aż uczniowie mozolnie wejdą do sali i zajmą swoje miejsca. Szybko wyłapał wzrokiem swojego ulubionego ucznia i posłał mu mały uśmiech. Uwielbiał czwartki. Tak, to wtedy miał lekcje z Harry'm. Co tydzień czekał na ten dzień by pobyć z nim dłużej niż pięć minut na korytarzu i to w dodatku w obecności jego dziewczyny.
-Panie Tomlinson? - usłyszał jednego z uczniów. Ocknął się i popatrzył w jego stronę. - Jaki dziś temat lekcji? Co rysujemy? - dociekał.
Cholera, pomyślał. Znów nic nie wymyślił. Zastanowił się przez krótką chwilę odrzucając co gorsze pomysły i zastępując je tymi bardziej kompletywnymi.
-Dzisiejszym tematem będzie coś na czym wam zależy. Może to być osoba, przedmiot , cokolwiek. Liczy się kreatywność i zaangażowanie jakie w to oddacie. Włóżcie w to całe swoje serce, duszę. Niech wasze myśli o uczucia wypłyną na papier.
Po klasie rozległ się cichy szmer wyciąganych przedmiotów. Usiadł wygodnie za swoim biurkiem i gdy tylko miał pewność, że żaden z jego uczniów nie patrzy w jego stronę wlepił swój wzrok w pochyloną nad kartką papieru z żółtą pastelom w dłoni osóbkę z lokami. Z przygryzioną wargą I zaciętym spojrzeniem kreślił coraz to inne kształty, brał w dłoń co rusz nowe kolory albo na przemian uparcie zmazywał coś co mu się pewnie nie udało.
Maskując dłonią ziewnięcia raz po raz spoglądał na zegarek. Dziękował Bogu, że lekcja tak szybko minęła i rozległ się dźwięk dzwonka. Uczniowie pośpiesznie podpisywali swoje prace i składali je na biurku nauczyciela.
-Nie wychodzisz? - zapytał wciąż rysującego chłopaka z burzą loków na głowie. - Oddaj rysunek i wyjdź, masz przerwę.
Nie odpowiedział od razu nadal doskonaląc rysunek. W końcu wstał i wziął swoje rzeczy.
-Gotowe, proszę – powiedział wręczając mu rysunek. Znowu to samo. Znów widział siebie. Idealnie odwzorowanego, z szerokim uśmiechem na twarzy, z oczyma wyrażającymi miłość do chłopaka. Uważnie zlustrował rysunek i w dolnym prawym rogu zauważył mały napis złożony z kilku drobnych liter – kocham Cię. Poczuł, że jego policzki nabierają kolorów, a na usta wkrada się zadowolony uśmiech.
-Podoba ci się?
-Harry, tematem nie był portret tylko rzecz, na której nam najbardziej zależy.
-Głupek. Nie widzisz zależności? - zapytał i nie czekając na jego odpowiedź musnął lekko jego usta. - Ile jeszcze mam ci udowadniać jaki jesteś dla mnie ważny?
-Nie musisz, ja to wiem,słońce – zapewnił go i wplótł palce w jego bujne loki. - A teraz spadaj już, bo ta twoja wiedźma może tu wpaść w każdej chwili, a tego byśmy nie chcieli, prawda?
Lokaty westchnął zirytowany. Nie mieli bliższego kontaktu od dłuższego czasu, więc zaczął za nim tęsknić. I to bardzo.
-A nie mógłbyś mnie pocałować?
Louis zawahał się. Pocałuje go – uszczęśliwi chłopaka. Ale wiąże się to z tym, że każdy mógł teraz wejść do pomieszczenia i ich przyłapać. W końcu była przerwa, a po korytarzu co rusz się ktoś kręcił.
A co mi tam, pomyślał i z uczuciem pocałował lekko rozchylone wargi chłopaka. To miał być mały, szybki pocałunek, ale za sprawą Harry'ego losy potoczyły się kompletnie inaczej. Chłopak przyciągnął do siebie starszego mężczyznę tak że stykali się całą powierzchnią ciał. Dłonie, które leżały na biodrach nauczyciela przeniósł na pośladki, które lekko ścisnął, co wywołało u Louis'ego lekkie oburzenie. Ich wargi znów muskały się delikatnie po to by znów z siłą wpić się w soczyste wargi. Ich języki zaczęły walkę o dominację. Pomruki, które wydawał Louis coraz bardziej go nakręcały. Harry na chwilę oderwał się od ust swojego chłopaka, ale tylko po to by chwycić jego uda i przenieść go na stojące nieopodal biurko, na którym kontynuowali zażarty pocałunek. Louis stracił panowanie nad sobą i oplótł nogami biodra lokowatego chłopaka. Wyswobodził swoje dłonie z loków chłopaka i przeniósł je na jego rozgrzane policzki.
-Panie dyrektorze, właśnie o tym panu mówiłam idąc tu – natychmiastowo odskoczyli od siebie słysząc znienawidzony głos dziewczyny. - Teraz mi pan wierzy?
Przestraszeni patrzyli na twarz dyrektora, która z sekundy na sekundę z zmieniała kolory z lekko zaróżowionej na wściekły czerwony.
-Tak, dziękuję Florence...możesz odejść – wydukał ledwo i odprawił dziewczynę skinięciem głowy. Na odchodne posłała im satysfakcjonujące spojrzenie i wyszła z klasy zamykając za sobą drzwi.
-Panie Tomlinson, proszę odsunąć się od ucznia – nakazał mężczyzna. - Zdaje pan sobie sprawę z tego jakie są konsekwencje takiego zachowania?
Louis pokornie pokiwał głową bojąc się spojrzeć w oczy dyrektora.
-Spouchwalanie się z uczniami w tej szkole jest surowo zabronione. Wyciągnąłbym z tego inne konsekwencje, ale na pana szczęście pan Styles niedawno ukończył osiemnasty rok życia. Wie pan co to oznacza, prawda?
Znów kiwnięcie.
-To dobrze. Mam nadzieję, że przez ostatni czas nie zadomowił się pan zbytnio w szkole i nie będzie problemów z szybkim zabraniem swoich rzeczy osobistych?
-Nie, oczywiście, że nie panie dyrektorze.
-Zabierze pan swoje rzeczy, a potem podpiszesz wypowiedzenie. Może pan już odejść, chcę porozmawiać z pana uczniem. Przepraszam! Byłym uczniem – poprawił się natychmiastowo.
Louis rzucił przepraszające spojrzenie na chłopaka i pośpiesznym krokiem wyszedł z pomieszczenia.
Zostali sami. Harry mimowolnie zatrząsł się.
-Nie spodziewałem się takiego zachowania po tobie, Harry – powiedział spokojnie próbując go uspokoić. Na marne. - Jesteś dobrym uczniem, naprawdę, więc nie wyciągnę żadnych konsekwencji. Jedynie będę musiał porozmawiać z twoimi rodzicami.
Harry'emu mocnej zabiło serce. Nie, tylko nie rodzice.
-Nie, nie może pan! - krzyknął.
Mężczyzna zignorował słowa chłopaka.
-Zadzwonię do nich. Chyba nie będą mieli nic przeciwko, gdy wieczorem was odwiedzę? - powiedział jedynie i wyszedł z klasy.
Osłupiony chłopak stał chwilę w miejscu wpatrując się w niedawno zatrzaśnięte drzwi. Jego ramiona podrygiwały jakby w spazmatycznym płaczu. Ale nie płakał. Był zbyt wstrząśnięty tak szybkim obrotem spraw. Louis przez niego stracił pracę, po części zniszczył mu życie. A to wszystko tylko przez jego głupie zachcianki. Osunął się po zimnej ścianie i usiadł na zakurzonej podłodze. Dopiero teraz po jego policzku popłynęła jedna łza.
Ale z drugiej strony – pomyślał. - Lou jakoś sobie poradzi, znajdzie nową pracę. Będzie dobrze – próbował sobie jakoś to wmówić. - Ale...rodzice. Oni mnie zabiją jak się dowiedzą. Nienawidzą gejów. Boże, co ja kurwa teraz zrobię?!
Zacisnął mocno oczy i wydał z siebie zduszony krzyk. Kolejne łzy poleciały po jego policzkach. Nieudolnie próbował wytrzeć je rękawami bluzy, ale co rusz pojawiały się nowe. Łzy z jego oczy spływały jak z fontanny. Lokata grzywka, która spadała mu na oczy również robiłam się wilgotna jak i jego bluza. Zniszczył komuś życie. Tak, miał tego świadomość. Może byłoby lepiej gdyby w ogóle nic między nimi nigdy nie doszło? Nie! Harry zaprotestował. Nie wytrzymałby bez niego. Nawet te ostatnie miesiące bez niego były dla niego cholernie ciężkie.
A ten jego wzrok, gdy wychodził z klasy... Zarzucający mu winę? Przepraszający? Nie wiedział.
-Harry? - usłyszał głos swojego przyjaciela, Liam'a. - Czemu siedzisz na ziemi? I czemu...płaczesz?
-Nie ważne, Li. Nie martw się – posłał mu wymuszony uśmiech, który nijak współgrał z łzami spływającymi z jego oczu. Brunet posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, które wyrażało wszystko. - Dobrze, powiem wszystko – wydusił w końcu z siebie i raz po raz przełykał łzy.
Opowiedział mu o wszystkim. Zaczynając na tym, że jest gejem, a zakończywszy na historii z Louis'm.
-Spieprzyłeś – powiedział w końcu, gdy Harry skończył mówić.
-Bardzo pocieszające, dzięki – rzucił sarkastycznie i wstał z podłogi strzepując niewidzialne pyłki ze spodni.
-Będzie dobrze – oznajmił i posłał mu uśmiech, który zawsze poprawiał mu humor. - Naprawdę. Lou to dorosły facet i sobie poradzi, a twoi rodzice jakoś to przyjmą. Nie są tacy źli, przecież wiesz, że ich znam.
Pocieszony słowami przyjaciela, podał mu dłoń by ten mógł wstać i ramię w ramię wyszli z tej niefortunnej sali.

~

Chłopak z blond włosami hardo szedł długim korytarzem z ustami wygiętymi w szeroki uśmiech.
Niall wreszcie robił postępy. Chodził na terapię, rozmawiał z psychologiem, otwierał się na innych, a co najważniejsze – jadł. Od rozmowy z nowym przyjacielem z ośrodka Ian'em jego stan zaczął się poprawiać. To dzięki niemu z Niall'em było coraz lepiej. Cicho podśpiewując dotarł wreszcie do pokoju chłopaka by pochwalić się osiągnięciami. Cicho zapukał i wszedł do pokoju.
Blondwłosy aktualnie leżał na łóżku z książką w dłoni. Widząc chłopaka odłożył ją i zrobił miejsce by Horan mógł usiąść.
-I jak tam?
-Przytyłem dokładnie cztery funty! - powiedział radośnie. Ze starego opryskliwego i niemiłego Niall'a nie zostało już nic. - Jeszcze dwa i będę mógł stąd wyjść – na samo wspomnienie tego nagle posmutniał.
-Co jest? - zapytał z troską Ian.
-No bo...jak stąd wyjdę to już cię nie zobaczę, prawda? Będę za tobą strasznie tęsknić. To dzięki tobie wszystko zaczęło być tak jak powinno. Zawdzięczam ci to wszystko.
-Oj, przestań. Dobrze wiesz, że po to tu jestem. Dla ciebie.
-No i dla siebie – Niall spojrzał na spore gojące się blizny na ramionach chłopaka. Przytulił się ufnie do jego boku. Stąd miał idealny dostęp do jego ust. Niewiele myśląc pocałował go.
-Przepraszam bardzo, ale co ty do jasnej cholery robisz?! - krzyknął Ian, gdy tylko Niall oderwał się od niego. - Niall, ja mam dziewczynę – powiedział już nieco spokojniej.
Blondyn patrzył na niego chwilę w osłupieniu. Że co? Przecież mogło się wydawać, że jest gejem. Te wszystkie czułe gesty i te inne. Właśnie, mogło się wydawać.
-Przepraszam, myślałem, że...
-To źle myślałeś. Naprawdę Niall, wolę żeby między nami była tylko przyjaźń - uśmiechnął się pocieszająco i przytulił chłopaka do swojego boku.


~


Harry chodził z konta w kont po swoim pokoju. Tak, dyrektor miał się zjawić tu lada chwila.
-Harry! - usłyszał głos matki. Poczuł niemiły ból w brzuchu wywołany nerwami. Powoli zszedł do salonu gdzie zasiadł już dyrektor Collins wraz z jego ojczymem i matką.
Usiadł w fotelu koło kominka w bezpiecznej odległości on nich. Anne rzuciła mu zmartwione spojrzenie i zwróciła się do mężczyzny.
-Więc – zaczęła niepewnie. - Co było takie ważne, że musiał się pan z nami zobaczyć?
-Wie pani, że Harry jest gejem? - powiedział prosto z mostu mężczyzna. - I wdał się w romans ze swoim wychowawcą?
W pokoju zaległa cisza. W powietrzu wisiało napięcie jak nigdy. Harry schował twarz w dłoniach by nie widzieć reakcji rodziców.
-Harry – odezwał się ojczym w końcu przerywając ciszę. - Powiedz, że to nie prawda. Ty nie możesz być pedałem.
-Robin! - krzyknęła Anne. - Harry...
-Mamo – powiedział drżącym głosem. - Nie powiem, że to kłamstwo. W końcu musiałem wam o tym powiedzieć.
-Pedał mnie będzie mieszkał ze mną pod jednym dachem! - Robin wstał i niebezpiecznie blisko zbliżył się do Harry'ego krzycząc.
-Nie krzycz na niego! To mój syn i nie masz prawa podnosić na niego głosu!
-To może ja już pójdę? - powiedział Collins i wycofał się z domu co nawet nie zostało zauważone.
Napięta atmosfera z chwili na chwilę robiła się coraz rzadsza.
-Nie takiego syna chciałam. Zejdź mi z oczu – powiedziała martwym głosem Anne i chowając twarz w dłoniach zaczęła szlochać.
-Ale... - zaczął Harry.
-Wyjdź! 



__________________
Hej!
Bardzo bardzo bardzo przepraszam Was, że tak długo nie dodawałam :c
Coś miałam tu jeszcze napisać,ale zapomniałam :)


Edit.
Aha, tak w ogóle to dziękuję, że jesteście.

wtorek, 10 lipca 2012

TWITCAM

Hej!

Wiem, że czekacie na odcinek 17 i przykro mi, że tak ciągle zwlekam z napisaniem go (spokojnie, powolutku go piszę), ale odrobina cierpliwości i niedługo się ukaże!

Ale wracając do tematu.

Pragnę Was zaprosić na TWITCAMA o godzinie 18:00.
Link do niego podam jutro. Także na moim Twitterze znajdziecie informację o nim itp.
Mam nadzieję, że wpadniecie, bo jeśli jesteście ciekawi tego co planuję po zakończeniu Art-Larry to się nie zawiedziecie ;)
Aha, uczestniczyć w nim będzie także moja koleżanka, Moon_player ( niestety nie słucha 1D).


Do zobaczenia jutro! 


Ps. jeśli będzie wystarczająco dużo osób na Twitcamie to odcinek #17 pojawi się jutro wieczorem.

wtorek, 26 czerwca 2012

Tajemniczy wielbiciel - ONE-SHOT

Hej. Mimo, że jestem na wakacjach napisałam takiego shota na szybko, który chodził mi po głowie od dawna. Najpierw miały to być listy, potem e-maile, ale wyszły... Sami zobaczcie! 
Aha, żeby nie było - Lou i Hazza są tu w tym samym wieku!

Enjoy!

~

Ospale wpatrywałem się w sunące po szybie krople deszczu przy okazji obstawiając zakłady, która z nich spadnie i rozbije się na tysiące kolejnych kropelek wody o parapet. Lepsze takie dziecinne zabawy niż słuchanie wykładu starej nauczycielki o bezpiecznym współżyciu. Jaka to logika? Chcesz się pieprzyć to zakładasz gumkę bądź bierzesz tabletki. Ale nie! Bo my mamy po siedemnaście lat i według tych staruszków nadal jesteśmy dziećmi, które trzeba uchronić przed niechcianą ciążą.
Odetchnąłem z ulgą, gdy tylko sobie pomyślałem, że ja nie mam i nie będę mieć takich problemów. Bo po pierwsze – nie mam dziewczyny. Po drugie - Harry'ego Styles'a, wiecznego dzieciaka żyjącego we własnym świecie z grupką oddanych przyjaciół nie interesują dziewczyny. No cóż, bywa. Mimo że jestem przystojny (przynajmniej tak mówi mama!) nie mam nikogo. Jeszcze nikt dostatecznie nie zainteresował się moimi loczkami i dołeczkami w policzkach, które tak uwielbia damska część mojej rodziny. Nie ma dnia żeby jeden z moich policzków nie został wytarmoszony przez moją kochaną siostrę Gemmę czy mamę.
-Hej, Harry – ocknąłem się i spojrzałem w stronę dobiegającego delikatnego głosu mojego przyjaciela. - Zamyśliłeś się.
Louis delikatnie uśmiechnął się do mnie i oparł się na swojej dłoni udając, że słucha nieudolnej instrukcji pani Meyer, która usiłowała wytłumaczyć jak zakłada się prezerwatywę. Parsknąłem pod nosem, gdy zobaczyłem jak żywiołowo gestykuluje dłońmi przy okazji nabawiając się wielkich rumieńców na okrągłych polikach. Trąciłem delikatnie chłopaka, który od razu skojarzył o co mi chodzi i zaśmiał się tłumiąc dźwięk dłonią.
Z Louim rozumieliśmy się bez słów, praktycznie znaliśmy się od dzieciństwa, więc to może dlatego.
Szczerze mówiąc, przyznam się Louis mi się cholernie podoba! Może nie jestem w nim zakochany, ale może po prostu zauroczony. No ja po prostu nie wiem kto by się nie oparł jego wyglądowi. Kasztanowe włosy, które zaczesywał na bok delikatnie opadały mu na oczy, które dosłownie cię pochłaniały kiedy wpatrywałeś się w nie dłużej niż pięć sekund. Zwykle chodził w wąskich kolorowych rurkach, które idealnie opinały jego pośladki i obowiązkowo koszulki w paski, na które zarzucał swój ulubiony workowaty plecak, który nie chwaląc się kupiłem mu na jego szesnaste urodziny.
Od monotonnego głosu wyrwała mnie wibracja. Nie, nie taka wibracja zboczeńce. Szybko wyciągnąłem telefon i chowając go pod ławką by mi go nie skonfiskowano odczytałem wiadomość.


Od: Zastrzeżony
Cześć Harry ;)
Jesteś strasznie zamyślony tego dnia, nie sądzisz? Tak bardzo chciałbym
wiedzieć o czym lub o kim myślisz. Ale wiesz, jeśli okazałaby to się osoba
byłbym strasznie zazdrosny. Wybacz, taka moja natura. Pewnie zastanawiasz
się kto okazał się tak niekulturalny i pisze z zastrzeżonego numeru? Przepraszam, ale
nie mogę Ci tego zdradzić. Powiem tylko tyle, że strasznie seksownie dziś wyglądasz
i gdyby nie to, że mógłbym się zdradzić moim zachowaniem rzuciłbym się na ciebie
na przerwie i zgwałcił.
Aha, i jeśli pozwolisz będę nękać Cię takimi wiadomościami. Jeśli Ci się to nie spodoba – przestanę.
Wiedz, że widzę Cię cały czas i obserwuję Twoje zachowanie. Jeśli coś będzie nie tak poznam to.
Może niedługo Ci się ujawnię? Kto wie? Nie żegnam się, bo pewnie jeszcze dziś do Ciebie napiszę.



Moja pierwsza myśl? O Boże, mam tajemniczego wielbiciela! Moja druga myśl? O mój Boże, on mnie widzi! Trzecia? To jest...chłopak. Szczerze mówiąc prędzej spodziewałbym się takiego czegoś po ślepo zakochanej we mnie dziewczynie, a nie po chłopaku, który najwidoczniej tak dobrze mnie zna, że ma mój numer telefonu! A ma go bardzo mało osób, nie rozdaję go od tak byle komu. Tylko najważniejsi. Pewnie ten ktoś nieźle musiał się namęczyć by go zdobyć. Gdy tylko ochłonąłem zablokowałem klawiaturę i schowałem telefon do kieszeni. Kątem oka zauważyłem, że ten sam gest wykonuje Louis, który siedział ze mną ramię w ramię. A może... Nie Harry, nie bądź naiwny.
-Louis, pisałeś do mnie SMS'a? - zapytałem niewinnie siląc się na obojętny ton jednak mając nadzieję, że tajemniczym wielbicielem okaże się on.
-Nie, sprawdzałem godzinę – odparł. Wydawał się wiarygodny, więc czemu miałbym mu nie wierzyć? Poza tym jest on człowiekiem godnym zaufania, więc mogłem odetchnąć z ulgą.
Do końca lekcji zostało ostatnie pięć minut, więc powtórnie ukradkiem wyciągnąłem telefon i odczytałem wiadomość powtórnie.
...pewnie jeszcze dziś do Ciebie napiszę.
Mimowolnie zadrżałem podniecony myślą, że on znów do mnie napisze. Może teraz? Może za piętnaście minut albo za godzinę? Lub wieczorem!
-Panie Styles! - usłyszałem gburowaty głos nauczycielki od wychowania seksualnego. - Dzwonek! Proszę wyjść z klasy!
Zabrałem w garść moją torbę i szybko dołączyłem do Louis'ego, który stał przy wyjściu i czekał na mnie. Posłałem mu mordercze spojrzenie, gdy zauważyłem, że cicho się ze mnie śmieje.
-Głupek – mruknąłem pod nosem i razem skierowaliśmy się na stołówkę, gdzie już pewnie czekali na nas nasi przyjaciele.
-Hej! - przywitaliśmy się i usiedliśmy przy okrągłym stoliku.
Natalie Horan, niska blondynka z turkusowymi oczyma już zajadła sałatkę z dużą ilością pomidorów, ogórków i tych innych zdrowych rzeczy zawzięcie rozmawiała z Lilianną Payne, brunetką z chłopięcą fryzurą, która zawsze trzymała na kolanach otwartą książkę z jakiegoś przedmiotu.
No i Zayn Malik. Trzeci chłopak w naszej małej paczce. Co chwila przeglądał się w ciemnym odbiciu swojego telefonu i spoglądał na kuso ubrane przechodzące dziewczyny.
A Louis? On gdzieś zniknął. Ach, przecież wspominał, że idzie do toalety. Boże, Styles ty ciemnoto.
Zrezygnowany i lekko rozczarowany, że nie mam z kim porozmawiać, bo inni są zajęci sobą wyciągnąłem moje drugie śniadanie, które przygotowała mi mama. Może to głupio brzmi, ale mi po prostu się nie chce robić tego wszystkiego! No bo kto ma siłę wstać rano i zrobić śniadanie? No na pewno nie ja.
Zadowolony, że w ogóle coś znalazłem w torbie zacząłem konsumować kanapkę z...sałatą i pomidorem. Wielkie dzięki mamo, mogłaś powiedzieć, że mam się odchudzać, a nie faszerować mnie zdrowymi warzywkami. Nie zdążyłem wziąć kęsa, gdy mój telefon powtórnie dał znać, że dostałem wiadomość. Wolną ręką wyciągnąłem go i powtórnie kliknąłem przycisk oznaczony jako 'odczytaj'.


Od: Zastrzeżony
Hej powtórnie. Zauważyłem, że jednak moja pierwsza wiadomość nie zaszokowała Cię zbytnio.
Chociaż po minie mogłem dostrzec, że jesteś bardzo zafascynowany.
Spodobał Ci się pomysł z gwałtem na środku korytarza?
Twoje zarumienione policzki to potwierdziły.
Masz ochotę na więcej pikantnych pomysłów? Daj obojętnie jaki znak. Uśmiechnij się, pokiwaj głową – pamiętaj, że ja Cię ciągle widzę! Xxx


W moim podbrzuszu poczułem miłe palące uczucie. Nie, niemożliwe. Nie mogłem podniecić się zwykłą wiadomością od jakiegoś psychopaty, który widzi każdy mój ruch. Jednakże ciekawość następnej wiadomości zwyciężyła i na moją twarz wstąpił szeroki uśmiech. Niespokojnie pokręciłem się na swoim miejscu niepewny czy mój Tajemniczy Wielbiciel jak go nazwałem zauważy mój gest. Znów obróciłem się twarzą do moich przyjaciół zajętych sobą i z zniecierpliwieniem czekałem na kolejną wiadomość nerwowo obracając telefon w palcach i co chwila sprawdzając czy przypadkiem wiadomość nie przyszła. Niestety, z nadzieją czekałem do końca przerwy, ale po wiadomości ani słychu ani widu. Rozczarowany udałem się na następną lekcję jaką okazała się znienawidzona przeze mnie biologia. Zasiadłem w mojej stałem ławce razem z Louis'm, który zjawił się kilka minut po dzwonku.
Do klasy szybkim krokiem wkroczyła szczupła kobieta z kokiem siwych włosów na czubku głowy.
Nakazała otworzyć podręczniki na stronie sześćdziesiątej dziewiątej, a sama wygodnie rozłożyła się na nauczycielskim fotelu i co chwila popijała parującą kawę.
Leniwie sięgnąłem po grubą książkę. Żarty sobie stroicie?! Układ rozrodczy...męski?
Realistyczne zdjęcia ukazywały każdy najdrobniejszy szczegół naszej anatomii. Już miałem rozpoczynać pierwsze zdanie, gdy nadszedł wyczekiwany moment.
Szybko wyciągnąłem telefon.

Od: Zastrzeżony
Uh, niegrzeczny chłopiec. Znam Cię już baaardzo długo, a nie spodziewałem się, że Ty – ułożony
synek mamusi chce czytać o takich rzeczach! No no, kto by pomyślał.
Ale wróćmy do tematu... Chciałeś wiedzieć co bym chciał z Tobą robić?
To może na początek zabrałbym Cię gdzieś w zaciszne miejsce, gdzieś gdzie
nikt nie słyszałby naszych krzyków...rozkoszy oczywiście. I wreszcie
bym Cię pocałował. Mocno, namiętnie, z pożądaniem. Całowałbym Cię tak długo by 'odpracować' te
wszystkie lata przez które musiałem ukrywać moje uczucia do Ciebie. Ale to nie ważne.
Później...rozebrałbym Cię, całował każdy milimetr Twojego ciała, a potem wziąłbym Twojego umm....
kolegę (przepraszam, nie lubię tych profesjonalnych wyrażeń) w usta i obciągałbym Ci tak
dobrze, że przez następne trzydzieści minut po krzyczałbyś moje imię.
Imię, które bardzo dobrze znasz i wymawiałeś miliony razy.
To moja ostatnia wiadomość dzisiaj. Nie chcę Cię narażać na dziwny wzrok innych kiedy
spojrzą na wybrzuszenia na Twoich spodniach.
Pa, do następnego xx


Kurczę, faktycznie. Moje spodnie zrobiły się nieco przyciasne, ale nie aż tak żeby to było widoczne. Niespokojnie poruszyłem się na swoim miejscu. On mnie zna. Od dawna. Ja znam jego. Boże, to się robi coraz bardziej nienormalne. Nienormalne i podniecające. Styles, ty popieprzony idioto.

*

Wieczorem kładłem się spać z nadzieją, że nieznajomy przyśle mi wiadomość z krótkim dobranocnym pożegnaniem. Niestety, nic takiego nie miało miejsca. Niezaspokojony poszedłem spać.
Jednak drugiego dnia rano czekała na mnie miła niespodzianka. Tak, zgadliście. Wiadomość od Nieznajomego. Dodatkowo zaspałem na pierwszą lekcję, ale to teraz nieważne. Szybko chwyciłem telefon.

Od: Zastrzeżony
Cześć Harry.
nigdzie Cię nie widzę. Zaspałeś? No tak, głupio pytam. Zwykle nie ma Cię w czwartki na pierwszej lekcji. Też nienawidzę geografii. Tak mi się tu nudzi bez Ciebie. Nie mam na kogo patrzeć, nie mogę wyobrażać sobie co będę mógł z Tobą robić...bo Cię tu nie ma. Uh, po części się zdradziłem. Ale w naszej klasie jest 20 chłopaków, więc życzę powodzenia w poszukiwaniu tego właściwego. Z chęcią już teraz powiedziałbym Ci kim jestem, ale tak miło się patrzy jak się rumienisz, gdy odczytujesz wiadomości ode mnie.
Koniec! Za 20 minut widzę Cię w szkole. Mam prośbę. Mógłbyś ubrać się w te fioletowe rurki, które tak dobrze opinają Ci dupę? Mrau. I jeszcze tą białą bokserkę z mocno wyciętymi bokami. Wyglądasz w niej strasznie podniecająco.
Do zobaczenia xxx


Ta koszulka? Boże, nie. Wyglądam w niej jak rasowy gej, który mówi 'hej, jestem Harry, jestem pedałem. Ja się nachylę, a ty mi wjedziesz mi w tyłek.' Ale jak jemu się podoba to czemu nie? Szybko wygrzebałem z szafy ubrania i przebrałem się w nie. Gotowy, chwyciłem torbę i wyszedłem z mojego pokoju.
Po drodze usłyszałem pukanie do drzwi. Szybko zakładając buty otworzyłem. W progu stał Louis.
-Też spóźniony? - wysapałem. Pokiwał głową. Przyśpieszyłem swoje ruchy i już chwilę później maszerowaliśmy szybkim krokiem w stronę szkoły.
-Hazza, w coś ty się ubrał? - zapytał próbując ukryć ironiczny uśmieszek.
No przecież mu nie powiem, że tak kazał ubrać mi się nieznany mi chłopak, który przysyła mi zboczone sms'y i który w dodatku widzi każdy mój ruch i gest.
-Nie miałem niczego czystego w szafie - wymyśliłem na poczekaniu. Do końca drogi już żaden z nas się nie odezwał.
A w szkole? Przez pierwsze cztery lekcje nie dostałem żadnej wiadomości od Nieznajomego. Nie powiem, że mnie to nie rozczarowało. Owszem, mimo że nie mogę wymagać od niego tego żeby do mnie pisał byłem rozczarowany. Żadnego SMS'a. Nawet najkrótszego. Szkoda.
-Louis! - zawołałem, gdy zauważyłem chłopaka, który kierował się ku wyjściu ze szkoły.
Zatrzymał się i spokojnie poczekał aż do niego dobiegnę.- Gdzie idziesz?
-Do sklepu. Chcesz coś? - zapytał obojętnie.
Przecząco potrząsnąłem głową uważnie go lustrując. Odszedł, a drzwi zatrzasnęły się za nim z głośnym hukiem. Przez ostatnie dni dziwnie się zachowywał w stosunku do mnie. Unikał kontaktu, dłuższych rozmów, wspólnych wyjść. No bywa, ja go na siłę nie będę nigdzie wyciągać. Kilka minut później dzwonek wyrwał mnie z rozmyśleń i mozolnym krokiem skierowałem się na następną lekcję jaką była plastyka czy jak kto woli zajęcia artystyczne.
Zasiadłem w ostatniej najbezpieczniejszej ławce by móc się trochę zdrzemnąć kiedy obok mnie usiadł zdyszany z wypiekami na twarzy Louis.
-Maraton przebiegłeś czy co? - zapytałem.
-Można tak powiedzieć – odparł i wyciągnął z plecaka przybory do rysunku całkowicie mnie olewając.
Chwilę później poczułem, że przyszedł mi SMS.


Od: Zastrzeżony
Heeej. Przepraszam, że nie pisałem przez te ostatnie trzy godziny.
Fundusze na koncie mi się skończyły, ale już jest okej. Przyznam, że
świetnie wyglądasz w tych ciuchach. Aż musiałem
wyjść do łazienki by sobie obciągnąć. To twoja wina
Ty seksowna bestio! O dziwo mnie posłuchałeś
i ubrałeś to. Ciekawe czy zawsze byłbyś taki grzeczny i spełniał
każdą moją prośbę? Przy okazji – gdybym poprosił Cię o przebranie się
za seksownego policjanta, zrobiłbyś to?
Ua, aż mi się gorąco zrobiło gdy o tym pomyślałem. Wiesz, że mam na Ciebie straszną ochotę?
Chciałbym Cię przywiązać do łóżka i robić z Tobą nieziemskie rzeczy. Założę się, że jeszcze
tego nie robiłeś. Ba! Ja to wiem! Hazza-prawiczek. Chciałbym być Twoim pierwszym, co Ty na to?
Nie zapomniałbyś tego do końca życia, kociaku. Aha, jeszcze jedna uwaga. Przestań się
rozglądać za każdym chłopakiem, który trzyma telefon. Pa xxx


Faktycznie, miał rację. Oglądałem się za każdym chłopakiem, który aktualnie trzymał telefon w dłoni. Na wszelki wypadek rozejrzałem się jeszcze raz.
Chris trzymał komórkę pod ławką i zawzięcie coś pisał. Wyczuł mój wzrok i posłał mi słaby uśmiech. Może to on? Okej, dalej. Za nim siedział Adam, który w przeciwieństwie do Chrisa swobodnie i bez krępacji trzymał telefon nad ławką narażając się na konfiskatę. Również szybko przebierał palcami po klawiaturze. Modliłem się żeby to nie okazał się on. Serio, nie kręcili mnie rudzielce i aparatem na zębach. Następny siedział Brian. Chował telefon do kieszeni. Gdy zauważył, że się na niego bezczelnie gapię posłał mi niemiły uśmiech mówiący 'Co się gapisz frajerze?', więc szybko się odwróciłem i zrezygnowany oparłem się na łokciach próbując zrozumieć co mówi nauczycielka.
Znów poczułem wibracje w kieszeni.


Od: Zastrzeżony
To nie Chris, Adam ani Brian! I przestań się tak za nimi oglądać, bo będę zazdrosny! :(
Mała podpowiedź. Odpowiedź masz blisko siebie tylko jej nie zauważasz.
Tak poza tematem – myślę, że spotkamy się w przyszłym tygodniu. Mam dość ukrywania się przed Tobą.


Ulala, mój wielbiciel jest zazdrosny! Uśmiechnąłem się z satysfakcją. A co do jego podpowiedzi. Całkowicie nie wiedziałem o co mu chodzi. Spojrzałem na Louis'ego, który niespokojnie kręcił się na swoim miejscu. W jego dłoni zauważyłem telefon. Czy ja już mam jakąś obsesję? Cóż, zaryzykuję po raz drugi.
-Lou – zapytałem ostrożnie. - Pisałeś może coś do mnie?
-Gdybym chciał ci coś powiedzieć zrobiłbym to teraz, a nie tracił pieniądze na wiadomości, prawda?
Pokornie pokiwałem głową i zacząłem słuchać nauczycielki.
Do końca dnia z wytęsknieniem czekałem na jakąkolwiek wiadomość od Nieznajomego.
Nic. Nie dawał znaku życia przez najbliższe kilka dni. Aż zacząłem się martwić.
Pewnego sobotniego wieczoru mój telefon dał o sobie znać.


Od: Zastrzeżony
Harry, jutro o dziewiątej (wieczorem oczywiście) przyjdź do parku, który znajduje się najbliżej
Twojego domu. Będę czekał nad tą małą sadzawką.
Mam nadzieję, że zaakceptujesz to kim jestem i nie będziesz ze mnie szydzić czy coś ;)
Do jutra xx


Mój Boże. To się miało stać. Już jutro. Już za kilkanaście godzin. Poznam go. I nie, nie zamierzam go wyśmiać. Nieważne czy byłby to ten pryszczaty dzieciak z pierwszej ławki czy rosły futbolista. Zaakceptuję, ewentualnie lekko wyjaśnię, że nie jest w moim typie.
Z mocno bijącym sercem położyłem się do łóżka. Na sen nie musiałem czekać długo. Nadszedł natychmiastowo.
Rano obudziłem się tak samo podekscytowany jak się położyłem. Była dopiero dwunasta po południu, więc miałem jeszcze całe dziewięć godzin. Dla zabicia czasu ubrałem się starannie dobierając części garderoby. Następnie posprzątałem swój pokój co było nie lada wyzwaniem. Później o dziwo odrobiłem zaległe zadania domowe. Tak zeszło mi do osiemnastej. Zostały mi ostatnie trzy godziny. Nerwowo chodziłem po domu. Dobrze, że nie było mamy ani Gemmy, bo od razu wyciągnęły by ode mnie to co mnie trapiło.
Dziewiętnasta. Coraz bliżej. Z nerwów zaczął boleć mnie brzuch. Szybko podreptałem do kuchni by zrobić sobie miętową herbatę. Celowo przedłużałem parzenie jej by czas do dziewiątej minął szybciej. Wypiłem ją, przy okazji parząc sobie język.
Nerwowo chodziłem z jednego pomieszczenia do drugiego.
Nadeszło wpół do dziewiątej. Ponownie poszedłem do swojego pokoju i przejrzałem się w lustrze. Zmieniłem tylko brudną koszulkę na czyste niebieskie polo, narzuciłem na to białą zapinaną bluzę i było okej. Za oknem zrobiło się już ciemno.
Zbiegłem do holu, założyłem swoje stare białe Conversy i byłem gotowy do wyjścia. Ostatnie spojrzenie na zegarek. Za dziesięć. Akurat idealny czas by dojść na miejsce.
Kilka minut później już wspinałem się na małe wzgórze przez które musiałem przejść by dostać się nad sadzawkę. Z daleka zauważyłem siedzącą na ławce postać. Miał na głowie kaptur, więc nie mogłem poznać kim był ten ktoś. Powolnym krokiem zbliżałem się do niego coraz bardziej, a serce dosłownie wyrywało się z mojej piersi. Postać ani razu nie poruszyła się. Mimo że siedział do mnie bokiem i nie widziałem jego twarzy mógłbym powiedzieć, że jak zahipnotyzowany wpatrywał się w taflę wody.
-H...hej – wyjąkałem gdy już doszedłem do niego.
Wstał nawet nie odwracając się do mnie twarzą
-Mógłbym cię w końcu poznać? - zapytałem prawie, że błagalnym tonem.
Wtedy to się stało.
-Znasz mnie – usłyszałem znajomy głos. Odwrócił się. - Zaskoczony?
-Lo...Louis! - z moich ust wyrwał się gardłowy dźwięk.
Nie spodziewałem się, że to może być on. Ale...w głębi duszy marzyłem żeby to był on.
Powoli podszedłem do niego i położyłem swoją zimną dłoń na jego policzku. Zadrżał. Wolną dłonią objąłem go w pasie i przysunąłem bliżej siebie.
Nachyliłem się nad nim i wyszeptałem mu do ucha:
-W takim razie pocałuj mnie Louis. Całuj mnie za te wszystkie lata – powiedziałem cytując jednego z jego SMS'ów.
Na usta chłopaka wpłynął zadowolony uśmiech i sekundę później zachłannie całował moje wargi.