Niewysoki blondyn wyszedł z budynku
ciągnąc za sobą czarną walizkę na kółkach. Wolną ręką
przytrzymywał spadające spodnie i przeklinał w duchu siebie, że
zapomniał zapakować choć jednego paska. Nagle zatrzymał się i
odwrócił przodem do kliniki, którą właśnie opuścił.
Odetchnął głęboko i z ulgą zadowolony z faktu, że już do niej
nigdy nie wróci. Pomachał jeszcze na odchodne jednej z jego
ulubionych opiekunek, która stała w oknie i ruszył przed
siebie. Nieopodal stał zaparkowany dobrze znany mu samochód,
o który stała oparta niska blondwłosa kobieta. Uśmiechnął
się na sam widok swojej rodzicielki. Przyśpieszył kroku i chwile
później już tkwił w jej mocnych matczynych objęciach.
-Moje maleństwo - szepnęła wtulona w
syna.
-Mamo, przestań. Jestem już zdrowy,
nie musisz się już martwić - zaczął uspokajać. - i nie takie
znów maleństwo. Przytyłem te siedem i pół funta!
Jedźmy już, jestem głodny - rzucił żartobliwie i spakował
walizkę do bagażnika.
Chwile później mknęli jedną z
autostrad wprost do ich domu. Niall szczerze mówiąc odkąd
trafił do kliniki odliczał dni do wyjazdu. Zgodził się jedynie
dlatego, że zdawał sobie sprawę ze swojego stanu, który
faktycznie był fatalny. Jednak kiedy poznał Ian'a, który
pomógł mu fizycznie jak i psychicznie. Odbudował jego
zaufanie do ludzi i nakazał przysiąc, że po powrocie do domu
przestanie rozpamiętywać przeszłość, która go zniszczyła.
Przysiągł, a jak. Nie mógł odmówić przyjacielowi,
prawda? Jednak gdzieś głęboko w duszy nadal tkwiła ta zadra,
którą pozostawił po sobie Zayn.
Niall nadal go kochał. Może to i
wydaje się cholernie pokręcone, ale to prawda. Niebieskooki był
typem osoby, którą można zranić, ale i tak wybaczy
wyrządzoną mu krzywdę. Bo był słaby. Tak, Niall Horan był
najsłabszą istotą jaką stworzył Stwórca.
Podłączył do telefonu słuchawki i
wygodnie oparł się o siedzenie pasażera.
-Śpij - usłyszał głos matki. -
Będziemy dopiero za parę godzin.
Zamknął oczy i wyobraził sobie sobie
swoją przyszłość. Niestety - ujrzał ciemność.
*
Wczesne sobotnie południe. W pokoju
lokatego chłopaka rozległ się dobrze znany mu dźwięk SMS'a,
który miał ustawiony tylko dla jednej osoby. Jak oparzony
sturlał się z łóżka i chwycił za telefon, który
leżał na przeciwległej szafce.
Możesz rozmawiać? L.
Gdyby wszystko było jak dawniej, po
staremu, Louis nie bawiłby się w wysyłanie wiadomości, aby
upewnić się, że jego chłopak może na spokojnie i bez obaw, że
pod drzwiami będzie podsłuchiwać matka młodszego chłopaka, która
zakazała utrzymywać mu jakikolwiek z Louis'm. To wszystko było tak
mocno popieprzone jak tylko się da. Harry czuł jakby jego życie
było jakimś słabym scenariuszem dramatu, który powoli
stawał się tragiczną komedią. Absurdalne, nieprawdaż?
Po odczytaniu wiadomości szybko ją
skasował. Tak, jego telefon był sprawdzany regularnie przez Anne,
która za wszelką cenę chciała wybić synowi gierki w
gejowstwo, jak to określiła.
Wybrał znany mu na pamięć numer
telefonu Tomlinsona i odczekał kilka sygnałów po czym
usłyszał jego głos.
-Cześć, skarbie - przywitał się. -
O czymś chciałeś pogadać? - zapytał z nutką podejrzenia w
głosie.
-Skądże. Nie mogę już do swojego
chłopaka zadzwonić? Wiesz co, dzięki - prychnął nerwowo.
Harry nie dał się zbyć. Wyczuł, że
coś jest nie tak z Lou. Mimo, że nie znali się pięć lat, trzy
czy dwa tylko pół roku, potrafił już po jego barwie głosu
wyczuć, że coś go gryzie. Louis był bardziej przewidywalny niż
pięcioletnie dziecko.
-Co się dzieje? - spytał głosem nie
znoszącym sprzeciwu. Po drugiej stronie dało się usłyszeć
cichutkie westchnienie Louis'ego.
-Kochasz mnie?
-Co to za pyt...
-Tak albo nie?
-Tak.
-Ufasz mi?
-Tak.
-Zrobiłbyś dla mnie wszystko?
Przez chwilę się zawahał, ale
odgonił od siebie negatywne myśli i odpowiedział dublując
poprzednią odpowiedź.
-Tak.
-Gdybym poprosił cię o pozostawienie
ważnych dla ciebie osób, zrobił byś to? - Jego głos zaczął
się trząść, jąkał się.
-Louis, słuchaj, ta rozmowa przestaje
mi się podobać. Boję się.
-Odpowiedz.
-T-tak. Myślę, że byłbym w stanie
to zrobić - odpowiedział lekko niepewnym głosem, ale w duchu
wiedział, że byłby w stanie podjąć takie ryzyko. Właśnie w tym
czasie. Właśnie teraz kiedy sprawy zaczęły się jeszcze bardziej
plątać i kiedy wiedział już, że na rodzinę nie może już
liczyć, bo po prostu okazali się nietolerancyjnymi świniami, które
próbują zmienić go na siłę i rozdzielić z ukochanym.
-Jesteś pewien?
-Tak, do cholery! I o co w tym
wszystkim chodzi? Proszę, powiedz mi, bo to zaczyna robić się już
dziwne. Ty jesteś jakiś dziwny.
-Po prostu...musimy poczekać na
odpowiedni moment i wtedy wszystko stanie się prostsze. Pa Harry,
odezwę się niedługo.
Usłyszał dźwięk przerywanego
połączenia. Louis jakby nie był sobą, a ta rozmowa całkowicie
odbiegała od normy.
Ale cóż mu pozostaje? Tylko
czekać na dalszy rozwój wydarzeń.
*
Późny wieczór. Na niebie
nie ma ani jednej gwiazdy, ale niebo powoli robi się ciemne i
pochmurne. Niall siedział na szerokim parapecie z książką w
dłoni, jednak nie mógł skupić się nawet na tym prostym
tekście. Jego myśli ciągle odbiegały do jednaj osoby. Ciągle
myślał o Zaynie. Nie ważne na co by nie spojrzał, to przypominało
mu jego osobę. Łóżko naprzeciwko było wspomnieniem ich
pierwszego seksu. Na tablicy korkowej nad biurkiem nadal wisiały
przypięte krótkie wiadomości, które mu pozostawiał.
Kocham cię, ubierz się ciepło! ;), pamiętaj, jutro klasówka
z matematyki, widzimy się wieczorem. Niby proste zdania, które
kiedyś przywoływały uśmiech na twarzy, teraz ranią, wbijają
sztylet w serce, ale za nic na świecie ich nie wyrzuci. Są zbyt
ważne.
Westchnął ciężko i przetarł oczy.
Zeskoczył z parapetu, zbiegł po schodach i wołając, że wróci
później wyszedł z domu. Dusił się tam. Pomyślał, że
długi spacer dobrze mu zrobi. No i wypadałoby się się przywitać
z przyjaciółmi po tak długim czasie. Jako pierwszy cel
wybrał dom Harry'ego. Sądząc po dniu i godzinie wiedział, że
zastanie go teraz w domu. Chwilę później pukał już w
masywne drewniane drzwi.
-Dzień dobry, jest Harry? - przywitał
się kiedy otworzyła mu wysoka brunetka.
-Niall! Dawno u nas nie byłeś! Chodź
no tu do mnie - przytuliła do siebie chłopaka i ucałowała w
zapadnięty policzek. Zawsze traktowała go jak drugiego syna. Tego
milszego, grzeczniejszego i bardziej ułożonego. - U Harry'ego jest
Liam, wejdź proszę.
Posłał jej wymuszony uśmiech i
podążył do dobrze znanego mu pokojowi. Wszedł bez pukania. Dwójka
nastolatków siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi
nogami i zawzięcie o czymś dyskutowała.
-Chłopaki? Nie przywitacie starego
kumpla? - zmuszając się do wesołego tonu rzucił się na nich i
mocno wyściskał. Później jak to zwykle bywa padały pytania
o jego pobyt w klinice i tym podobne. Niall nie wiedząc czemu, po
krótkiej rozmowie miał ich dość. Nie to, że ich już nie
lubił czy coś w tym rodzaju. Przytłaczał go natłok słów,
zadawanych pytań, troski o jego samopoczucie. Tłumacząc się, że
musi być wcześniej niż o dziewiątej w domu, wyszedł pośpiesznie.
Odetchnął z ulgą kiedy tylko
wyszedł. Znów skierował się przed siebie, po drodze
zahaczając o przydrożny sklepik. Wolno przeżuwając czekoladowego
batonika szedł przed siebie patrząc jedynie na swoje rozwiązane
sznurówki.
Nagle poczuł mocne uderzenie w ramię
i moment później wylądował na chodniku obijając sobie
kolana.
-Ej, uważaj jak...
-Niall? Boże, przepraszam. Nic ci nie
jest? Zayn. Tak, właśnie w tej chwili nachylał się nad nim Malik
z wyciągniętą dłonią chętną do pomocy. Blondyn zignorował ją,
samodzielnie wstał, otrzepał spodnie i zręcznie omijając go
przeszedł obok nawet nie zaszczycając go ani jednym słowem i
spojrzeniem.
-Niall! Zaczekaj! - dogonił go i mocno
chwycił za ramię tym samym zmuszając go do spojrzenia na siebie.
-Czego chcesz do cholery? Jeszcze
bardziej skrzywdzić? - wręcz warknął na niego. - A może
powiedzieć jaki to jesteś szczęśliwy beze mnie?
Jego słowa go zabolały. Nie mógł
dusić tego dalej w sobie. Tęsknił za tym irlandzkim chłopcem tak
bardzo jak to tylko możliwe.
-Nie. Chcę ci powiedzieć prawdziwy
powód mojego odejścia. I mam nadzieję, że wreszcie mnie
wysłuchasz!
-Masz pięć minut.
-Wolałbym zabrać cię do siebie.
-Wiesz jak to się ostatnio skończyło.
-Wiem. Tym razem nie ma nikogo u mnie.
Po kilkuminutowym marszu doszli do domu
Malików. Niall czuł się tu strasznie nieswojo. Wręcz
nienawidził tego domu.
-Więc? - ponaglił Mulata blondyn
siadając na jego łóżku.
Usiadł naprzeciwko swojego byłego
chłopaka i zaczął opowiadać.
O groźbach, o tym, że jeśli nie
zerwie kontaktu z Niall'em stanie mu się coś złego. O wszystkim.
-Chciałem po prostu żebyś był
bezpieczny.
Wszystko w ciągu kilku minut obróciło
się o 360 stopni. Teraz patrzył na to inaczej. Zayn...martwił się
o niego. To wszystko było dla niego. Schował twarz w dłoniach i po
prostu się rozpłakał z bezsilności.
-Czemu nie było cię przez ten
pieprzony miesiąc? Dzwoniłem, dopytywałem się chłopaków,
ale nic mi nie chcieli powiedzieć. Co się z tobą działo? -
zapytał kiedy już drobny blondyn siedział w objęciach Mulata
szlochając.
-Depresja, anoreksja, klinika. Starczy?
-To...to wszystko przeze mnie. Kurwa,
Niall, kochanie. Przepraszam - szepnął przytulając go do siebie
jeszcze mocnej. - Tak bardzo cię przepraszam - zaczął kołysać go
w swoich ramionach niczym małe dziecko.
-Możesz przestać? To minęło, już
nie wróci, dobrze? A teraz mnie pocałuj. Tęskniłem.
Usadowił się wygodnie na kolanach
Zayna przodem do niego obejmując jego biodra swoimi nogami i
ścierając ostatnie łzy z policzków musnął delikatnie jego
usta. Tak po prostu mu wybaczył bez zbędnych słów. Ich
miłość przetrwała.
Tak bardzo za nim tęsknił. Za swoim
małym blondynkiem. Ujął jego twarz w dłonie jakby bał się, że
ten za chwile się opamięta, powie kurwa, co ja robię! I zostawi
go. Nie miałby mu tego za złe. To Zayn tu wszystko spieprzył i
musi zapłacić jakąś cenę za swoje czyny wobec niego.
Zimne dłonie Irlandczyka wsunęły się
pod koszulę Zayn'a i objęły w pasie jego rozgrzane ciało, które
od tak dawna pragnęło dotyku. Tak splątani ze sobą obydwoje coraz
bardziej angażowali się całymi sobą w pocałunek. Jeden jak i
drugi tęsknili za jakimkolwiek dotykiem drugiej osoby. Stęsknieni
kochankowie zakazanej miłości. Jednak nie zawsze jest tak kolorowo
i pięknie jak to by się mogło wydawać. Pochłonięci pocałunkiem
usłyszeli głośny trzask drzwi wejściowych i nerwowe dźwięk stóp
pnących się po schodach. Pechowa powtórka z fatalnej
rozrywki. Blondyn zszedł z jego kolan, lecz wplątał swoje palce w
jego dodając otuchy i usiadł obok.
-Niall, szybko otwórz tą szafkę
obok ciebie i podaj mi to co leży na dnie.
Wykonał polecenie, ale wyczuwając
twardy przedmiot zląkł się.
-Zayn, do cholery. Skąd ty kurwa masz
broń?
-Nie czas na tłumaczenia. Ty jesteś
ważniejszy. A teraz pod ścianę, już!
Dokładnie ułamek sekundy później
drzwi do sypialni Mulata otworzyły się z hukiem i uderzyły o
ścianę. W progu stanął rosły mężczyzna, a za nim jego
przestraszona małżonka.
-Wiedziałem! Po prostu kurwa
wiedziałem, że to się kiedyś stanie, ale nie sądziłem, że aż
tak szybko - rzucił. - Co ja ci do cholery mówiłem? Miałeś
być mężczyzną, Zayn, mężczyzną. Wstyd mi, że zamiast syna mam
panienkę, która szlaja się z takimi jak ten tu - spojrzał
pogardliwie na Niall'a, który trzęsąc się stał osłonięty
pod ścianą przez Zayna.
Ojciec Zayna pokonał kilka dzielących
ich kroków i staną oko w oko z synem po czym wymierzył mu
siarczysty policzek. Później kolejny. Tym razem z pięści.
Następny, kilkakrotny w brzuch. Upadł na kolana. W tle słychać
było krzyki kobiety i rozpaczliwe wołanie Niall'a. Chciał go
obronić, ale bał się. Strach dosłownie go sparaliżował i nie
pozwolił ruszyć spod ściany.
-Syn-pedał. Hańba - jego słowa wręcz
ociekały pogardą.
-Może i pedał, ale - podparłszy się
jedną ręką o podłogę wstał i wyciągnął skrywaną za plecami
broń po czym skierował ją wprost w ojca. Czuł w duchu, że nie
zawaha się jej użyć.
Mężczyzna wydał z siebie zduszony
okrzyk. - ale nie pozwolę obrażać siebie i mojej miłości.
Starszy mężczyzna prychnął nerwowo.
-Nie odważysz się, gówniarzu,
nie masz do tego jaj. A ta twoja miłość jak określiłeś, jest
nic nie warta. Ty jesteś nic nie warty. Wy jesteście nic nie warci.
Nie pozwolę żebyś jeszcze kiedyś ujrzał na oczy tego
swojego...uh, chłopaka - wyrzucił z siebie wręcz z obrzydzeniem.
-Chcę odzyskać swojego syna. Prawdziwego mężczyznę. Pamiętasz
jak łatwo było ci z nim zerwać? Tak? To zrobisz to ponownie, a ja
będę mieć z powrotem swojego syna - zakończył swój wywód
starszy Malik.
Chłopak z determinacją nadal celował
wprost w swojego ojca.
-Nie... - wyszeptał ledwo słyszalnie
po czym drżącą dłonią przyłożył lufę broni wprost...do
swojej skroni i chwycił stojącego za nim blondyna mocno za dłoń.
- Jeśli on nie będzie mógł mnie mieć, nie będzie mógł
nikt inny. Moje serce, które i tak już zniszczyłeś należy
tylko, tylko i wyłącznie do Niall'a, a ty będziesz żyć, że
świadomością, że zniszczyłeś mi życie jedynie dla swoich
priorytetów.
-Zayn, proszę...- Niall mocniej
ścisnął go za dłoń.
-Synku, nie rób tego - usłyszał
szloch matki gdzieś z głębi pokoju. - Ojciec nie chciał tego,
przecież wiesz...
-Nie, to...to nie jest już moje
dziecko.
Strzał. Odgłos upadającego ciała.
Krzyk matki. Krzyk miłości. Obumierającej miłości.