Cześć!
Muszę Was strasznie przeprosić!
Wiem, że czekacie na II część epilogu, ale spokojnie - pisze się. Powolutku, ale jakoś idzie.
Przykro mi, że nie mogę dodać wcześniej, ale wena/leń/brak motywacji spowalnia moją pracę.
Ale pocieszę Was, że mam już wymyśloną całą akcję, zakończenie i tym podobne. Po prostu muszę kopnąć się w moją leniwą dupę i to napisać! :)
Serio - jeszcze raz przepraszam!
Btw. DZIĘKUJĘ ZA 88 TYSIĘCY WEJŚĆ! Jesteście kochani, wiecie?
Btw2. jak zakończę Art-Larry, to zapraszam Was na mojego Ziall'a. Link niebawem.
Jeszcze raz dziękuję, że to czytacie.
czwartek, 15 listopada 2012
czwartek, 4 października 2012
Epilog cz. I
-Niall, Niall, skarbie. Obudź się.
Musimy porozmawiać, to ważne. Obudź się.
Nieprzytomny blondyn powoli otwiera
zaspane oczy i przyzwyczaja je do ciemności. Chwilę później jego
mózg analizuje co usłyszał. A może to jednak jakaś halucynacja,
sen, jawa? Bo jeśli byłaby to prawda Zayna by tu nie było. Nie
trzymałby go za dłoń, nie kazał się obudzić i nie uśmiechał
jak gdyby nigdy nic. A Niall nie był by taki spokojny jaki jest
teraz. A Zayn nie żyje. Jest martwy, nie oddycha, nie rusza się.
Wszystko na nie.
-Niall, posłuchaj mnie teraz
uważnie, dobrze?
Chłopak pokiwał niepewnie głową.
-Na początku chciałbym cię
przeprosić. Za dużo zła ci wyrządziłem przez to jaki byłem.
Gdybym się tylko im postawił, był bardziej asertywny daliby nam
spokój. Ale jednak mimo wszystko to była moja rodzina. Kochałem
ich tak samo jak ciebie - niby-Zayn nadal trzymał blondyna i bez
mrugnięcia okiem, nawet nie poruszając się, głęboko patrzył w
niebieskie tęczówki i kontynuował swój monolog. - Mimo, że od
ciebie odszedłem kochałem cię cały czas. Wiem, że mogłeś w to
wtedy wątpić, ale tak było. Tęskniłem za tobą. Za twoimi
oczami, które tak kochałem, za tym nieśmiałym uśmiechem i
dziewczęcym chichotem. A kiedy dowiedziałem się, że...że przeze
mnie się zniszczyłeś załamałem się. Odkryłem, że jestem
najgorszym stąpającym po tej ziemi człowiekiem. Skrzywdziłem
tych, których kocham tylko dlatego, że byłem kompletnym tchórzem.
Zacząłem się nienawidzić. I wtedy przypomniały mi się słowa
mojego ojca. 'Wszelakie zło tego świata nie powinno istnieć.'
hipokryzja, nieprawdaż? Ale mimo, że on również wyrządził wiele
złego jego słowa w jakiś sposób do mnie dotarły. Ja byłem złem
i to ja musiałem zniknąć żeby zaczęło dziać się lepiej. I
wtedy to wymyśliłem. To jak się zabić. Potrzebowałem do tego
tylko ciebie. Cierpliwie czekałem aż wrócisz z kliniki. Wszystko
szło idealnie. Wróciłeś i jak na zawołanie cię spotkałem.
Pewnie nadal się domyślasz skąd miałem broń? To nie było nic
trudnego. Wystarczyło przekazać pewną sumkę pieniędzy
odpowiedniemu człowiekowi i na drugi dzień w szkolnej szafce czekał
już na mnie całkiem zgrabny C11. Nie brzmi aż tak strasznie to
wszystko, prawda? - zapytał Zayn. Albo raczej to co w pewnej mierze
przypomina Zayn'a. - Rozgadałem się troszkę, przepraszam, jeszcze
chwilka - westchnął cicho i mocniej zacisnął swoje zimne palce
na dłoni Nialla, który mimowolnie się wzdrygnął. W końcu nie
codziennie odwiedza cię twój zmarły chłopak, nieprawdaż?
-Wtedy, gdy na mnie wpadłeś akurat
nadarzyła się idealna okazja by wyplenić chociaż cząstkę zła.
A co było dalej sam już wiesz.
-J-jak mogłeś mi to zrobić? -
wyjąkał z trudem, a z jego ust wypłynęła para. Mimo iż siedział
pod grubym kocem i dodatkową pościelą było mu cholernie zimno. To
nie było normalne, ten nie-sen też nie był normalny. - Jesteś
samolubnym chujem, ale...i tak cię kocham.
-Nie Niall, ty mnie nie kochałeś.
Uch, dobrze, może i się kochaliśmy, mówiłem ci to z pełnym
zamiłowaniem, ale to była tylko imitacja miłości, która
przeradzała się w coś co daleko odbiegało od miana prawdziwej
miłości. Wmawialiśmy sobie, że się kochamy, ale tak naprawdę
tylko potrzebowaliśmy kogoś w kim moglibyśmy ulokować swoje
uczucia, które gromadziły się od nas od dawna. Wiem, to jest
pomieszane i może brzmi absurdalnie, ale tak było.
Blondyn otworzył usta by
zaprzeczyć, ale niby-Zayn położył zimny palec na jego wargach
uciszając go. - Byliśmy od siebie tylko uzależnieni. Jak narkoman
od heroiny, jak alkoholik od wódki, jak nimfomanka od seksu.
Spędzaliśmy zbyt dużo czasu razem co zaowocowało tym, że ani ja
i ani ty nie mogliśmy bez siebie wzajemnie żyć. Nawet nie wiesz
jak mnie bolał fakt, że musiałem od ciebie odejść. I
widzisz...samobójstwo było tu najlepszym rozwiązaniem. Kameralnie,
w gronie rodziny i...ciebie, bo mimo wszystko jesteś dla mnie ważny,
ale pamiętaj jedno - to że mnie tu już nie ma, nie oznacza, że
nie będę blisko ciebie. Nie możesz się załamać, obiecasz mi to?
Niall, ja wiem, że jesteś silny, że poradzisz sobie tu i kiedyś o
mnie zapomnisz. Nie chcę byś w ogóle mnie pamiętał, dobrze?
Blondyn jak zaczarowany wpatrywał
się w szatyna. Zastanawiał się co on do cholery bredzi.
Chciał po raz kolejny zaprzeczyć.
Nie zgadzał się z ani jednym słowem, które wypowiedział chłopak,
ale miał jedną rację. Niall nie był pewny do końca czy kocha
Zayn'a, ale coś wewnątrz niego nie pozwalało mu pozostawić
obojętnie chłopaka. W końcu doszło do tego, że potrzebował go
na co dzień.
-A teraz powtórz po mnie: w moim
życiu nie było nikogo takiego jak Zayn Malik.
Kruchy blondyn
niespokojnie przewracał się z jednego boku na drugi. Wręcz miotał
się po łóżku męczony niespokojnym snem. Mocno zaciskał szczupłe
palce na wymiętej pościeli.
-Niall, wstawaj, za
godzinę musimy być w kościele – niska kobieta weszła do
ciemnego pokoju, po czym odsłoniła rolety, które lekko
rozświetliły pokój. Za oknem mocno zacinał deszcz. Maura
zmarszczyła nos widząc niezbyt sprzyjającą pogodę. Nie miała
zamiaru stać stać w deszczu nad trumną i moknąć, ale musiała
tam iść dla Niall'a.
-Po co do kościoła?
- zapytał zdezorientowany. - Nigdy tam nie chodziliśmy.
-Przecież...musimy
iść na pogrzeb – kobieta spojrzała zdziwiona na syna, którego
jeszcze wczoraj tuliła do siebie kiedy wybuchnął spazmatycznym
płaczem kiedy ojciec wspomniał o zmarłym chłopaku. - Pogrzeb
Zayn'a.
Zaspany chłopak
uniósł lekko kąciki ust, a jego brew uniosła się w zdziwieniu.
-Kim jest Zayn,
mamo?
____________________________
Postanowiłam dodać pierwszą część epilogu, bo nie chciałam żebyście czekały/li znów tak długo :)
Miałam to dodać z całą resztą i nie dzielić na dwie części, no ale tak wyszło :)
Mam nadzieję, że Wam się podobało.
Zażalenia proszę składać TUTAJ jeśli by jakieś były :)
niedziela, 16 września 2012
Switch | Larry Stylinson.
Cześć. Przybywam do Was z nowym One-Shotem. Nie wiem czy Wam się spodoba, bo jest totalnie popieprzony i pewnie po przeczytaniu zwyzywacie mnie od idiotek i debili, ale cóż!
Męczyłam się z nim dobre 3,5 godziny, więc za błędy przepraszam!
Btw. #19 niedługo.
Z dedykacją dla Justyny ♥
Enjoy.
Męczyłam się z nim dobre 3,5 godziny, więc za błędy przepraszam!
Btw. #19 niedługo.
Z dedykacją dla Justyny ♥
Enjoy.
***
Zawsze byli razem. Choćby nie wiadomo
co zawsze jeden był obok drugiego. Zawsze. Nigdy nie odstępowali
się na krok. Jeden o drugim wiedział dosłownie wszystko. Nawet te
rzeczy, które zwykłego człowieka odrzucają.
Wszystko robili razem. Śmiali się,
płakali, złościli, obrażali. Później równocześnie
przepraszali się wzajemnie, obiecując sobie, że już nigdy żadna
kłótnia ich nie poróżni.
I tak było do tej pory. Do tej kiedy w
ich życiu pojawiła się ona.
Harry wyczuwał to już od dłuższego
czasu. Coś podpowiadało mu, że jej obecność tu przysporzy wiele
kłopotów. Więcej niż by się spodziewał. Nie żeby Harry nie
lubił Eleanor. Była naprawdę świetną dziewczyną. Idealną
partnerką dla jego przyjaciela. Miała wszystkie cechy jakie tylko
mężczyzna mógł sobie zażyczyć. Louis mając ją był cholernym
szczęściarzem. Nawet sam Harry bez zająknięcia mógł to
potwierdzić.
Jako prawdziwy przyjaciel cieszył się
szczęściem tego drugiego prawie tak samo jak on sam.
No właśnie, prawie.
Ten jeden procent jego duszy cierpiał.
I to bardzo. Ale pewnie zapytacie czemu ten z pozoru szczęśliwy
chłopak wolał jednak żeby ta dziewczyna nigdy nie pojawiła się w
ich życiu.
Harry do szaleństwa kochał Lou. Nie
jak brata czy przyjaciela tylko jako zwykłego mężczyznę.
Jednak miał w sobie tę odrobinę
godności żeby to dla siebie zachować. Ukrywał uczucia jak tylko
mógł, ale też nie użalał się nad swoim losem. Był szczęśliwy,
że mógł żyć pod jednym dachem z Louis'm przez co miał go dla
siebie na co dzień.
Jednak kiedy w drzwiach ich mieszkania
stanęła Eleanor z kilkoma walizkami i pudłami wszystko, ale
dosłownie wszystko się zawaliło. Harry zrozumiał, że nie ma dla
niego już żadnej szansy. Został odsunięty od Louis'ego i wtedy
zrozumiał, że nieważne jak bardzo by się starał – nigdy Louis
nie będzie jego. Nigdy go nie pokocha.
I właśnie dlatego Harry
postanowił wyjechać. Był dokładnie 22 czerwca. Tydzień po
wprowadzeniu się Eleanor do ich mieszkania. Chłopak pod nieobecność
dwójki współlokatorów zapakował wszystkie swoje rzeczy do dwóch
wielkich walizek, uprzątnął mieszkanie z wszystkich rzeczy, które
w jakikolwiek sposób przypominałyby jego istnienie, zabrał
zdjęcia, na których był on sam. Tak jakby go w ogóle nigdy nie
było. I taki był jego plan. Ale wróci tu. Obiecał sobie, że
wróci gdy tylko będzie gotowy. Gdy tylko jego plan będzie w pełni
zrealizowany. Wiedział, że już nie ma odwrotu. I nawet nie chciał
rezygnować. Zbyt długo zajęło mu to wszystko by tak po protu
teraz stchórzyć i zrezygnować. Chciał tego.
Ostatni raz spojrzał na
mieszkanie, w którym przeżył ostatnie 2 lata ze swoim przyjacielem
i zamknął za sobą drzwi zostawiając klucz pod wycieraczką.
Wyszedł z wielkiej
kamienicy i skierował się w stronę zamówionej wcześniej
taksówki. Chwilę później odjechali. Harry nawet nie zaszczycił
ostatnim spojrzeniem opuszczanego miejsca. Nie musiał, wiedział, że
wróci. Wiedział, że wszystko będzie dobrze.
Po drodze zatrzymał się
jeszcze w pobliskim banku, gdzie na koncie miał ulokowane wszystkie
oszczędności, a także skory spadek po zmarłych rodzicach. Tak,
Harry nie miał już nikogo, był sam.
I również sam, ciągnąc
za sobą dwie walizki usiadł w terminalu czekając na swój lot do
Tajlandii.
Miał nadzieję, że rok
starczy na wszystko. Musi.
*
Harry dzięki pobytowi w
Tajlandii z dnia na dzień piękniał. Dosłownie. Nie powiedziałby,
że każdy zabieg był przyjemny, ale musiał wytrzymać. Nie mógł
zrezygnować po tym wszystkim co osiągnął. Był już na dobrej
drodze by stać się stuprocentowo kimś innym. Kimś kto pozwoli mu
wreszcie być sobą.
W klinice, pod opieką
wyspecjalizowanych lekarzy wszystko szło jak należy. Trwało to
długo, bo długo, na efekty trzeba było czekać. Nie ma nic za
darmo, prawda? Nie obyło się bez bolesnych ran, wielu tygodni w
bandażach i tych podobnych ustrojstw.
Jednak po okrągłym roku
osiągnął do co zamierzał. Był piękny. Inny. Niepowtarzalny.
Nikomu nieznany. Wrócił nowy.
Wychodząc z lotniska pewnym
krokiem wyłapywał poszczególne spojrzenia mężczyzn, a także i
niektórych kobiet.
Narodził się na nowo jako
piękna istota.
*
-Louis? - brunetka nieśmiało
zapukała w drzwi ich wspólnej sypialni. Chłopak jak zwykle
siedział na łóżku z laptopem na kolanach. - Możemy porozmawiać?
To ważne.
Nawet nie zareagował. Tępo
wpatrywał się w migający ekran jak zahipnotyzowany. Znowu go
szukał.
-Odpuść, minął już rok
– powiedziała cicho. - On już nie wróci, zrozum.
Eleanor wiedziała jak
zwrócić na siebie uwagę Louis'ego. Odkąd Harry zniknął bez
pożegnania jego umysł zajmowała tylko osoba chłopca z lokami.
Dziewczyna też za nim tęskniła. To ona organizowała akcje
poszukiwawcze, to ona pierwsza zgłosiła na policję jego zaginięcie
i to ona robiła wszystko w celu znalezienia chłopaka. Wszystko
byleby uszczęśliwić Lou'iego.
Ale w pewnym momencie
zrozumiała, że nic już nie może zrobić. Harry przepadł na dobre
jak kamień w wodę. Nawet nie chciała myśleć co się stało z
chłopakiem, ale Lou nie chciał o nim zapomnieć. Zbyt dużo dla
niego znaczył zielonooki chłopak. Zbyt dużo.
Pogrążał się w tym coraz
bardziej. Kiedy nie skutkowały poszukiwania na terenie Londynu i
okolic przerzucił się na poszukiwania w Internecie z nadzieją, że
znajdzie jego profil na jakimś popularnym portalu społecznościowym.
Niestety, nic, pusto, ale nie tracił nadziei.
-Louis, odchodzę –
westchnęła zrezygnowana. Nie dawała już rady. Umysł jej chłopaka
był zajęty przez Harry'ego. Nawet nie pamiętała już kiedy Lou
ostatni raz ją pocałował, kiedy uprawiali ostatni seks, kiedy
wyszli gdzieś razem.
Nie, nie chcę iść.
Harry może wrócić. Chcę czekać na niego w domu.
Nie, Harry może
zadzwonić i potrzebować pomocy.
Nie, nie ma czasu na
rozrywki, Eleanor, pomyślże! Trzeba go szukać!
Wszystko
kręciło się wokół niego, a Eleanor miała już dość. Jej
miłość do Louis'ego wygasała powoli, aż w końcu nie zostało
jej ani trochę.
-Powiedziałaś
odchodzę czy tylko się przesłyszałem? - Mruknął nawet
nie podnosząc wzroku na dziewczynę.
-Nie
przesłyszałeś się. Nic już pomiędzy nami nie ma. I ty do tego
doprowadziłeś. Pewnie gdybym miała na imię Harry choć trochę
zwracałbyś na mnie uwagę – powiedziała obojętnym tonem. -
Spakowałam się już. Nie kłopocz się, sama poradzę sobie z
torbami. Żegnaj. - Podeszła do niego, nachyliła się i pocałowała
jego czoło po czym wyszła głośno trzaskając drzwiami.
A Louis?
Został bez przyjaciela i dziewczyny, która jako tako utrzymywała
go przy życiu.
Odłożył
laptopa i schował twarz w dłoniach.
Spieprzyłem to. Kurwa,
Tomlinson, idioto bez uczuć, pomyślał,
a potem zwyczajnie w świecie się rozpłakał.
Z
płaczu wyrwał go dźwięk budzika, który nastawił na równą
osiemnastą trzydzieści.
O
dziewiętnastej wyruszy na spacer choć
Eleanor zwykła nazywać to obchodem Londynu.
*
Wysoka
brunetka na kilkucentymetrowych szpilkach rozejrzała się po
wynajętym mieszkaniu.
Przed
chwilą właśnie się rozpakowała, urządziła pokoje według
własnych upodobać i zaparzyła świeżą kawę. Usiadła w fotelu,
który stał w rogu pokoju i odrzuciła z twarzy długie, brązowe
loki, które opadły jej na oczy.
Miała
stąd doskonały widok na London Eye. Upiła łyk kawy z różowego
kubka i cichutko westchnęła. Tak bardzo tęskniła za tym miejscem!
Za jej kochanym Londynem.
Spojrzała
na zegarek. Dochodziła dziewiętnasta, za oknami robiło się
ciemnawo. Miejscami przebłyskiwały z nieba małe gwiazdki. Idealny
klimat by wyjść i powspominać.
Zdjęła
z nóg gustowne szpilki i zamieniła je na wygodne trampki, sukienkę
na obcisłe jeansy i luźną koszulkę, a różową marynarkę na
starą flanelową koszulę w kratę.
Niesforne
loki spięła w wysoki koński ogon na czubku głowy, wyszła z
mieszkania i skierowała się wprost przed siebie.
Od
czasu do czasu mijała znajome twarze. Niestety jej twarz nie była
znajoma dla nich.
Nie
przejmując się tym zbytnio z uśmiechem na twarzy szła wprost do
znajomego miejsca gdzie kiedyś uwielbiała spędzać czas. Po drodze
wstąpiła do ulubionej kawiarni i kupiła duże cappuccino na wynos.
Kilka
minut stąd był naprawdę duży park. Niby zwykły, ale przyciągał
do siebie ludzi. Nigdy nie był pusty. Nawet w nocy.
Usiadła
na jednej z pustych huśtawek i odbiła się mocno od ziemi.
Mając
już dziewiętnaście lat w duchu i tak została dzieckiem. Nie
chciała dorastać, ale niestety było tu nieuniknione.
Chwilę
później zeszła z huśtawki, a opróżniony już kubek wyrzuciła
do pobliskiego kosza.
-Hej,
ty – usłyszała. Podniosła wzrok i ujrzała jego.
Nic się nie zmienił. - Masz pianę nad wargą.
Poczuła,
że cała się czerwieni i szybko starła pozostałość z napoju.
-Dzięki.
Zwykle się nie brudzę.
-Nie
tłumacz się, każdemu się zdarzy – uśmiechnął się
serdecznie, ale sekundę później jego uśmiech zrzedł. - Może to
głupio zabrzmi, ale czy my się już kiedyś nie widzieliśmy?
Wyglądasz bardzo znajomo.
Serce
dziewczyny momentalnie zabiło mocniej.
-N-nie,
nie s-sądzę – wyjąkała zawstydzona. - Dopiero co się tu
wprowadziłam – skłamała.
-Och,
szkoda – westchnął. - Może w takim razie przejdziesz się ze mną
kawałek? Pies musi się w końcu wybiegać.
Dopiero
teraz zauważyła siedzącego obok jego nogi małego, brązowego
jamnika.
Cholera, kiedy on sobie
psa sprawił? Pomyślała.
-Czemu
nie.
Chwilę
później maszerowali żwawo obok siebie rozmawiając na przeróżne
tematy, śmiejąc się i wygłupiając.
Chłopak
czuł jakby znał ją od dawna, nie miał oporów by mówić jej o
prywatnych sprawach czy innych podobnych.
-Czekaj
no, nie tak szybko – przerwała chłopakowi w pół zdania kiedy
usiedli na ławce. - Od początku! Twoja był, Eileen...
-Eleanor
– poprawił ją.
-Zerwała
z tobą, bo co?
Chłopak
westchnął. Ciężko było mu o tym mówić.
-Nie
rozumiała, że przyjaciel jest dla mnie najważniejszy.
-Harry,
tak? Dobrze zapamiętałam?
Pokiwał
twierdząco głową.
-Harry
zaginął rok temu. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Zniknęły
wszystkie jego rzeczy z naszego mieszkania, zdjęcia na których
był. Po prostu wyczyścił z siebie nasz dom. Tak jakby chciał
żebym myślał, że go nigdy nie było. Wiesz jak to bolało?
Jednego dnia był, a drugiego już nie – spojrzał na nią swoimi
smutnymi niebieskimi oczyma. Widać, że faktycznie cierpiał po jego
stracie. - Ale nadal wierzę, że wróci. Ja wiem, że on wróci,
wejdzie do naszego mieszkania i powie 'Cześć Lou, jak
było w pracy?' jak to zwykle
robił, a potem obejrzymy jak zwykle jakiś horror i uśniemy razem
na tej niewygodnej z wbijającymi się w plecy sprężynami.
Brunetka
zachichotała cicho.
-Musieliście
być naprawdę dobrymi przyjaciółmi. Oddałabym wszystko za taką
przyjaźń.
-Mhm.
Kochałem go, wiesz? Nadal zajmuje u mnie pierwsze miejsce.
Dziewczyna
słysząc te słowa momentalnie zamarła i wstrzymała oddech.
-Jesteś...gejem?
- zapytała niepewnie.
-Broń
Boże nie! - zaśmiał się. - Nie, kochałem go tak jak matka kocha
własne dziecko. Nie dość, że był młodszy ode mnie o te trzy
lata to zachowywał się jak dziecko. Dosłownie. Musiałem pilnować
by na czas wstał do szkoły, budziłem go w weekendy żeby nie
zaspał na poranną zmianę do pracy. Gdybym mógł, to nawet bym go
zaadoptował – parsknął śmiechem, a dziewczyna mu zawtórowała
sztucznie.
Miała
dość tej rozmowy. Bolały ją słowa chłopaka. Wstała pośpiesznie
z ławki.
-Późno
już, muszę iść – posłała mu wymuszony uśmiech.
-Czekaj!
Nawet nie znam twojego imienia! - krzyknął za nią kiedy ta się
oddalała.
Dziewczyna
odwróciła się.
-Harriet!
- krzyknęła i przyśpieszyła kroku znikając z jego pola widzenia.
*
Brunetka
przez najbliższe dwa tygodnia unikała miejsc, w których mogła
spotkać Louis'ego. Nie chciała by odkrył prawdę, ale wiedziała,
że kiedyś będzie to nieuniknione.
Bardzo,
ale to bardzo nie lubiła kłamać, chociaż sama przez ostatni rok
żyła w kłamstwie.
Wiedziała
jak bardzo zraniła Lou tak po prostu znikając, ale wyrządzi mu
jeszcze większą krzywdę tak po prostu zjawiając się w progu
jego mieszkania i oznajmiając mu: Cześć Lou, może mnie
nie poznajesz, ale to ja - Harry. Nie przytulisz mnie na powitanie?
Wie, że
to by go zniszczyło, ale z drugiej strony im szybciej się dowie tym
lepiej.
Bała
się. Cholernie bała się mu to powiedzieć, ale postanowiła. Zrobi
to dziś. Musi.
Ubrała
się w stare ubrania, które pozostały po Harry'm. Te ulubione.
Kremowe
spodnie z niskim krokiem i biały top z Jack Wills. Mimo że
były to męskie ubrania nadal do niej pasowały. Cały zestaw
dopełniła czerwonymi trampkami i wyszła z swojego mieszkania,
które aktualnie zajmowała.
Skierowała
swe kroki do dobrze znanego jej miejsca. Po piętnastu minutach
szybkiego spaceru dotarła na miejsce.
Szybko
pokonała dwa piętra i stanęła przed drzwiami z numerem 5.
Teraz albo nigdy,
pomyślała i...zapukała.
Za
drzwiami rozległy się stłumione kroki, a chwilę później przed
nią stał pół nami Louis z jeszcze mokrymi włosami.
-Harriet?
Co ty tu robisz? Skąd wiedziałaś gdzie mieszkam? - obrzucił
dziewczynę podejrzliwym spojrzeniem. - Śledzisz mnie czy co?
-Louis,
nie jestem w nastroju na żarty. Możesz mnie wpuścić? - poprosiła.
Louis przesunął się i zaprosił ją do środka.
-Przejdź
do salonu. Muszę się ubrać i do ciebie dołączę. Prosto i na...
-Wiem
gdzie jest salon, nie martw się. Idź się ubierz, poczekam tu.
Obrzucił
ją zdziwionym spojrzeniem,ale nic nie powiedział.
Usiadła
w fotelu pod oknem. Jej ulubionym.
Zestresowane
serce nadal biło jak oszalałe, a dłonie pociły się
niemiłosiernie. Nie może teraz zrezygnować. Już prawie się
ujawniła.
Usłyszała
kroki Louis'ego, a chwilkę chłopak pojawił się w pokoju i usiadł
obok niej.
-Możesz
mi w końcu wytłumaczyć o co chodzi?
Dziewczyna
wzięła głęboki oddech po czym wypaliła prosto z mostu:
-Harry
Styles nie żyje – powiedziała szybko i schowała twarz w dłonie.
Nie chciała widzieć jego reakcji.
-To
jakiś żart, tak? Nie udał ci się w takim razie – powiedział
poważnie i zerwał się na równe nogi. - I proszę cię, wyjdź z
mojego mieszkania.
-Nie
dałeś mi dokończyć!
-Nawet
nie chcę wiedzieć co chcesz powiedzieć.
-Louis...
- dziewczyna westchnęła płaczliwie. - Miałeś rację mówiąc, że
skądś mnie kojarzysz. Harry to ja.
-Co
proszę? - chłopak opadł na pobliską kanapę. Jego twarz
momentalnie zbielała, a źrenice oka rozszerzyły się do granic
możliwości. - O czym ty pierdolisz?
-Próbuję
ci powiedzieć, że Harry Styles to ja, idioto! - nie wytrzymała.
Emocje sięgnęły zenitu, a łzy zaczęły wypływać kaskadami z
jej oczu. - Ty...ty kochałeś kobiety. Odkąd w twoim życiu
pojawiła się Eleanor zrozumiałam, że nie ma już dla mnie żadnego
ratunku. Kochałam cię Louis i nadal kocham. Pomyślałam, że
jeśli...jeśli zmienię się w coś piękniejszego pokochasz mnie.
Chciałam być idealna i piękna dla ciebie.
Chłopak
roześmiał się głośno.
-Nie,
ty sobie jakieś żarty stroisz, tak?
Harriet
potrząsnęła głową na nie.
-Skąd
mam mieć taką pewność?
-Nie
widzisz jaka jestem podobna do mojego starego ja? W środku to nadal
ja. Harry.
-Powinnaś...powinieneś
się leczyć, Styles. To co zrobiłeś jest chore, ale...jednocześnie
cię podziwiam. Na swoim miejscu nie odważyłbym się zrobić czegoś
takiego dla przyjaciela – dodał już trochę spokojniej. - To
wszystko, ta sytuacja jest popieprzona.
-Co
teraz będzie?
-Nic.
Spróbuję się przyzwyczaić do tego, że mam seksowną
przyjaciółkę.
Brunetka
pociągnęła nosem i przytuliła się do chłopaka. Louis objął ją
mocniej i pogładził po włosach.
-No, nie
płacz, makijaż sobie rozmażesz – dodał żeby rozluźnić
sytuację.
-Gniewasz
się bardzo?
-Trochę
– powiedział cicho. - Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie
martwiłem.
-Przepraszam.
Tak bardzo cię przepraszam – dziewczyna nadal płakała mocząc
przy okazji koszulkę Lou.
-Harr...Harriet,
spokojnie już. Naprawdę będzie dobrze. Kiedyś się przyzwyczaję
do ciebie. Wiesz, nie na co dzień moi przyjaciele zmieniają się w
naprawdę niezłą kobietę – przyznał nieśmiało. - I wiesz,
jesteś całkiem urocza!
Brunetka
otarła łzy i przy okazji rozmazując sobie makijaż uśmiechnęła
się szczerze.
-Przestań,
bo się znowu w tobie zakocham.
Między
nimi zapadła niezręczna cisza.
-Wiesz...teraz
kiedy jesteś już dziewczyną wszystko może się zdarzyć.
Dosłownie wszystko – powiedział po czym przyciągnął ją do
siebie i ucałował w czoło.
W
dzisiejszych czasach może zdarzyć się dosłownie wszystko, ale
szczera przyjaźń i miłość warte są każdego poświęcenia. I
nie ważne czy mężczyzna kocha mężczyznę czy kobieta kobietę.
Wszyscy kochamy tak samo!
czwartek, 23 sierpnia 2012
#18
Witam.
Niewysoki blondyn wyszedł z budynku
ciągnąc za sobą czarną walizkę na kółkach. Wolną ręką
przytrzymywał spadające spodnie i przeklinał w duchu siebie, że
zapomniał zapakować choć jednego paska. Nagle zatrzymał się i
odwrócił przodem do kliniki, którą właśnie opuścił.
Odetchnął głęboko i z ulgą zadowolony z faktu, że już do niej
nigdy nie wróci. Pomachał jeszcze na odchodne jednej z jego
ulubionych opiekunek, która stała w oknie i ruszył przed
siebie. Nieopodal stał zaparkowany dobrze znany mu samochód,
o który stała oparta niska blondwłosa kobieta. Uśmiechnął
się na sam widok swojej rodzicielki. Przyśpieszył kroku i chwile
później już tkwił w jej mocnych matczynych objęciach.
-Moje maleństwo - szepnęła wtulona w
syna.
-Mamo, przestań. Jestem już zdrowy,
nie musisz się już martwić - zaczął uspokajać. - i nie takie
znów maleństwo. Przytyłem te siedem i pół funta!
Jedźmy już, jestem głodny - rzucił żartobliwie i spakował
walizkę do bagażnika.
Chwile później mknęli jedną z
autostrad wprost do ich domu. Niall szczerze mówiąc odkąd
trafił do kliniki odliczał dni do wyjazdu. Zgodził się jedynie
dlatego, że zdawał sobie sprawę ze swojego stanu, który
faktycznie był fatalny. Jednak kiedy poznał Ian'a, który
pomógł mu fizycznie jak i psychicznie. Odbudował jego
zaufanie do ludzi i nakazał przysiąc, że po powrocie do domu
przestanie rozpamiętywać przeszłość, która go zniszczyła.
Przysiągł, a jak. Nie mógł odmówić przyjacielowi,
prawda? Jednak gdzieś głęboko w duszy nadal tkwiła ta zadra,
którą pozostawił po sobie Zayn.
Niall nadal go kochał. Może to i
wydaje się cholernie pokręcone, ale to prawda. Niebieskooki był
typem osoby, którą można zranić, ale i tak wybaczy
wyrządzoną mu krzywdę. Bo był słaby. Tak, Niall Horan był
najsłabszą istotą jaką stworzył Stwórca.
Podłączył do telefonu słuchawki i
wygodnie oparł się o siedzenie pasażera.
-Śpij - usłyszał głos matki. -
Będziemy dopiero za parę godzin.
Zamknął oczy i wyobraził sobie sobie
swoją przyszłość. Niestety - ujrzał ciemność.
*
Wczesne sobotnie południe. W pokoju
lokatego chłopaka rozległ się dobrze znany mu dźwięk SMS'a,
który miał ustawiony tylko dla jednej osoby. Jak oparzony
sturlał się z łóżka i chwycił za telefon, który
leżał na przeciwległej szafce.
Możesz rozmawiać? L.
Gdyby wszystko było jak dawniej, po
staremu, Louis nie bawiłby się w wysyłanie wiadomości, aby
upewnić się, że jego chłopak może na spokojnie i bez obaw, że
pod drzwiami będzie podsłuchiwać matka młodszego chłopaka, która
zakazała utrzymywać mu jakikolwiek z Louis'm. To wszystko było tak
mocno popieprzone jak tylko się da. Harry czuł jakby jego życie
było jakimś słabym scenariuszem dramatu, który powoli
stawał się tragiczną komedią. Absurdalne, nieprawdaż?
Po odczytaniu wiadomości szybko ją
skasował. Tak, jego telefon był sprawdzany regularnie przez Anne,
która za wszelką cenę chciała wybić synowi gierki w
gejowstwo, jak to określiła.
Wybrał znany mu na pamięć numer
telefonu Tomlinsona i odczekał kilka sygnałów po czym
usłyszał jego głos.
-Cześć, skarbie - przywitał się. -
O czymś chciałeś pogadać? - zapytał z nutką podejrzenia w
głosie.
-Skądże. Nie mogę już do swojego
chłopaka zadzwonić? Wiesz co, dzięki - prychnął nerwowo.
Harry nie dał się zbyć. Wyczuł, że
coś jest nie tak z Lou. Mimo, że nie znali się pięć lat, trzy
czy dwa tylko pół roku, potrafił już po jego barwie głosu
wyczuć, że coś go gryzie. Louis był bardziej przewidywalny niż
pięcioletnie dziecko.
-Co się dzieje? - spytał głosem nie
znoszącym sprzeciwu. Po drugiej stronie dało się usłyszeć
cichutkie westchnienie Louis'ego.
-Kochasz mnie?
-Co to za pyt...
-Tak albo nie?
-Tak.
-Ufasz mi?
-Tak.
-Zrobiłbyś dla mnie wszystko?
Przez chwilę się zawahał, ale
odgonił od siebie negatywne myśli i odpowiedział dublując
poprzednią odpowiedź.
-Tak.
-Gdybym poprosił cię o pozostawienie
ważnych dla ciebie osób, zrobił byś to? - Jego głos zaczął
się trząść, jąkał się.
-Louis, słuchaj, ta rozmowa przestaje
mi się podobać. Boję się.
-Odpowiedz.
-T-tak. Myślę, że byłbym w stanie
to zrobić - odpowiedział lekko niepewnym głosem, ale w duchu
wiedział, że byłby w stanie podjąć takie ryzyko. Właśnie w tym
czasie. Właśnie teraz kiedy sprawy zaczęły się jeszcze bardziej
plątać i kiedy wiedział już, że na rodzinę nie może już
liczyć, bo po prostu okazali się nietolerancyjnymi świniami, które
próbują zmienić go na siłę i rozdzielić z ukochanym.
-Jesteś pewien?
-Tak, do cholery! I o co w tym
wszystkim chodzi? Proszę, powiedz mi, bo to zaczyna robić się już
dziwne. Ty jesteś jakiś dziwny.
-Po prostu...musimy poczekać na
odpowiedni moment i wtedy wszystko stanie się prostsze. Pa Harry,
odezwę się niedługo.
Usłyszał dźwięk przerywanego
połączenia. Louis jakby nie był sobą, a ta rozmowa całkowicie
odbiegała od normy.
Ale cóż mu pozostaje? Tylko
czekać na dalszy rozwój wydarzeń.
*
Późny wieczór. Na niebie
nie ma ani jednej gwiazdy, ale niebo powoli robi się ciemne i
pochmurne. Niall siedział na szerokim parapecie z książką w
dłoni, jednak nie mógł skupić się nawet na tym prostym
tekście. Jego myśli ciągle odbiegały do jednaj osoby. Ciągle
myślał o Zaynie. Nie ważne na co by nie spojrzał, to przypominało
mu jego osobę. Łóżko naprzeciwko było wspomnieniem ich
pierwszego seksu. Na tablicy korkowej nad biurkiem nadal wisiały
przypięte krótkie wiadomości, które mu pozostawiał.
Kocham cię, ubierz się ciepło! ;), pamiętaj, jutro klasówka
z matematyki, widzimy się wieczorem. Niby proste zdania, które
kiedyś przywoływały uśmiech na twarzy, teraz ranią, wbijają
sztylet w serce, ale za nic na świecie ich nie wyrzuci. Są zbyt
ważne.
Westchnął ciężko i przetarł oczy.
Zeskoczył z parapetu, zbiegł po schodach i wołając, że wróci
później wyszedł z domu. Dusił się tam. Pomyślał, że
długi spacer dobrze mu zrobi. No i wypadałoby się się przywitać
z przyjaciółmi po tak długim czasie. Jako pierwszy cel
wybrał dom Harry'ego. Sądząc po dniu i godzinie wiedział, że
zastanie go teraz w domu. Chwilę później pukał już w
masywne drewniane drzwi.
-Dzień dobry, jest Harry? - przywitał
się kiedy otworzyła mu wysoka brunetka.
-Niall! Dawno u nas nie byłeś! Chodź
no tu do mnie - przytuliła do siebie chłopaka i ucałowała w
zapadnięty policzek. Zawsze traktowała go jak drugiego syna. Tego
milszego, grzeczniejszego i bardziej ułożonego. - U Harry'ego jest
Liam, wejdź proszę.
Posłał jej wymuszony uśmiech i
podążył do dobrze znanego mu pokojowi. Wszedł bez pukania. Dwójka
nastolatków siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi
nogami i zawzięcie o czymś dyskutowała.
-Chłopaki? Nie przywitacie starego
kumpla? - zmuszając się do wesołego tonu rzucił się na nich i
mocno wyściskał. Później jak to zwykle bywa padały pytania
o jego pobyt w klinice i tym podobne. Niall nie wiedząc czemu, po
krótkiej rozmowie miał ich dość. Nie to, że ich już nie
lubił czy coś w tym rodzaju. Przytłaczał go natłok słów,
zadawanych pytań, troski o jego samopoczucie. Tłumacząc się, że
musi być wcześniej niż o dziewiątej w domu, wyszedł pośpiesznie.
Odetchnął z ulgą kiedy tylko
wyszedł. Znów skierował się przed siebie, po drodze
zahaczając o przydrożny sklepik. Wolno przeżuwając czekoladowego
batonika szedł przed siebie patrząc jedynie na swoje rozwiązane
sznurówki.
Nagle poczuł mocne uderzenie w ramię
i moment później wylądował na chodniku obijając sobie
kolana.
-Ej, uważaj jak...
-Niall? Boże, przepraszam. Nic ci nie
jest? Zayn. Tak, właśnie w tej chwili nachylał się nad nim Malik
z wyciągniętą dłonią chętną do pomocy. Blondyn zignorował ją,
samodzielnie wstał, otrzepał spodnie i zręcznie omijając go
przeszedł obok nawet nie zaszczycając go ani jednym słowem i
spojrzeniem.
-Niall! Zaczekaj! - dogonił go i mocno
chwycił za ramię tym samym zmuszając go do spojrzenia na siebie.
-Czego chcesz do cholery? Jeszcze
bardziej skrzywdzić? - wręcz warknął na niego. - A może
powiedzieć jaki to jesteś szczęśliwy beze mnie?
Jego słowa go zabolały. Nie mógł
dusić tego dalej w sobie. Tęsknił za tym irlandzkim chłopcem tak
bardzo jak to tylko możliwe.
-Nie. Chcę ci powiedzieć prawdziwy
powód mojego odejścia. I mam nadzieję, że wreszcie mnie
wysłuchasz!
-Masz pięć minut.
-Wolałbym zabrać cię do siebie.
-Wiesz jak to się ostatnio skończyło.
-Wiem. Tym razem nie ma nikogo u mnie.
Po kilkuminutowym marszu doszli do domu
Malików. Niall czuł się tu strasznie nieswojo. Wręcz
nienawidził tego domu.
-Więc? - ponaglił Mulata blondyn
siadając na jego łóżku.
Usiadł naprzeciwko swojego byłego
chłopaka i zaczął opowiadać.
O groźbach, o tym, że jeśli nie
zerwie kontaktu z Niall'em stanie mu się coś złego. O wszystkim.
-Chciałem po prostu żebyś był
bezpieczny.
Wszystko w ciągu kilku minut obróciło
się o 360 stopni. Teraz patrzył na to inaczej. Zayn...martwił się
o niego. To wszystko było dla niego. Schował twarz w dłoniach i po
prostu się rozpłakał z bezsilności.
-Czemu nie było cię przez ten
pieprzony miesiąc? Dzwoniłem, dopytywałem się chłopaków,
ale nic mi nie chcieli powiedzieć. Co się z tobą działo? -
zapytał kiedy już drobny blondyn siedział w objęciach Mulata
szlochając.
-Depresja, anoreksja, klinika. Starczy?
-To...to wszystko przeze mnie. Kurwa,
Niall, kochanie. Przepraszam - szepnął przytulając go do siebie
jeszcze mocnej. - Tak bardzo cię przepraszam - zaczął kołysać go
w swoich ramionach niczym małe dziecko.
-Możesz przestać? To minęło, już
nie wróci, dobrze? A teraz mnie pocałuj. Tęskniłem.
Usadowił się wygodnie na kolanach
Zayna przodem do niego obejmując jego biodra swoimi nogami i
ścierając ostatnie łzy z policzków musnął delikatnie jego
usta. Tak po prostu mu wybaczył bez zbędnych słów. Ich
miłość przetrwała.
Tak bardzo za nim tęsknił. Za swoim
małym blondynkiem. Ujął jego twarz w dłonie jakby bał się, że
ten za chwile się opamięta, powie kurwa, co ja robię! I zostawi
go. Nie miałby mu tego za złe. To Zayn tu wszystko spieprzył i
musi zapłacić jakąś cenę za swoje czyny wobec niego.
Zimne dłonie Irlandczyka wsunęły się
pod koszulę Zayn'a i objęły w pasie jego rozgrzane ciało, które
od tak dawna pragnęło dotyku. Tak splątani ze sobą obydwoje coraz
bardziej angażowali się całymi sobą w pocałunek. Jeden jak i
drugi tęsknili za jakimkolwiek dotykiem drugiej osoby. Stęsknieni
kochankowie zakazanej miłości. Jednak nie zawsze jest tak kolorowo
i pięknie jak to by się mogło wydawać. Pochłonięci pocałunkiem
usłyszeli głośny trzask drzwi wejściowych i nerwowe dźwięk stóp
pnących się po schodach. Pechowa powtórka z fatalnej
rozrywki. Blondyn zszedł z jego kolan, lecz wplątał swoje palce w
jego dodając otuchy i usiadł obok.
-Niall, szybko otwórz tą szafkę
obok ciebie i podaj mi to co leży na dnie.
Wykonał polecenie, ale wyczuwając
twardy przedmiot zląkł się.
-Zayn, do cholery. Skąd ty kurwa masz
broń?
-Nie czas na tłumaczenia. Ty jesteś
ważniejszy. A teraz pod ścianę, już!
Dokładnie ułamek sekundy później
drzwi do sypialni Mulata otworzyły się z hukiem i uderzyły o
ścianę. W progu stanął rosły mężczyzna, a za nim jego
przestraszona małżonka.
-Wiedziałem! Po prostu kurwa
wiedziałem, że to się kiedyś stanie, ale nie sądziłem, że aż
tak szybko - rzucił. - Co ja ci do cholery mówiłem? Miałeś
być mężczyzną, Zayn, mężczyzną. Wstyd mi, że zamiast syna mam
panienkę, która szlaja się z takimi jak ten tu - spojrzał
pogardliwie na Niall'a, który trzęsąc się stał osłonięty
pod ścianą przez Zayna.
Ojciec Zayna pokonał kilka dzielących
ich kroków i staną oko w oko z synem po czym wymierzył mu
siarczysty policzek. Później kolejny. Tym razem z pięści.
Następny, kilkakrotny w brzuch. Upadł na kolana. W tle słychać
było krzyki kobiety i rozpaczliwe wołanie Niall'a. Chciał go
obronić, ale bał się. Strach dosłownie go sparaliżował i nie
pozwolił ruszyć spod ściany.
-Syn-pedał. Hańba - jego słowa wręcz
ociekały pogardą.
-Może i pedał, ale - podparłszy się
jedną ręką o podłogę wstał i wyciągnął skrywaną za plecami
broń po czym skierował ją wprost w ojca. Czuł w duchu, że nie
zawaha się jej użyć.
Mężczyzna wydał z siebie zduszony
okrzyk. - ale nie pozwolę obrażać siebie i mojej miłości.
Starszy mężczyzna prychnął nerwowo.
-Nie odważysz się, gówniarzu,
nie masz do tego jaj. A ta twoja miłość jak określiłeś, jest
nic nie warta. Ty jesteś nic nie warty. Wy jesteście nic nie warci.
Nie pozwolę żebyś jeszcze kiedyś ujrzał na oczy tego
swojego...uh, chłopaka - wyrzucił z siebie wręcz z obrzydzeniem.
-Chcę odzyskać swojego syna. Prawdziwego mężczyznę. Pamiętasz
jak łatwo było ci z nim zerwać? Tak? To zrobisz to ponownie, a ja
będę mieć z powrotem swojego syna - zakończył swój wywód
starszy Malik.
Chłopak z determinacją nadal celował
wprost w swojego ojca.
-Nie... - wyszeptał ledwo słyszalnie
po czym drżącą dłonią przyłożył lufę broni wprost...do
swojej skroni i chwycił stojącego za nim blondyna mocno za dłoń.
- Jeśli on nie będzie mógł mnie mieć, nie będzie mógł
nikt inny. Moje serce, które i tak już zniszczyłeś należy
tylko, tylko i wyłącznie do Niall'a, a ty będziesz żyć, że
świadomością, że zniszczyłeś mi życie jedynie dla swoich
priorytetów.
-Zayn, proszę...- Niall mocniej
ścisnął go za dłoń.
-Synku, nie rób tego - usłyszał
szloch matki gdzieś z głębi pokoju. - Ojciec nie chciał tego,
przecież wiesz...
-Nie, to...to nie jest już moje
dziecko.
Strzał. Odgłos upadającego ciała.
Krzyk matki. Krzyk miłości. Obumierającej miłości.
środa, 8 sierpnia 2012
Hells Bells - ZARRY
Witam! Wraz z Margie chcemy przedstawić Wam shota ( tak, z rodzaju lekkiego PWP) - jak sam tytuł wskazuje jest to Zarry!
Margie odwaliła tu większość roboty, wątpię żebym sobie bez niej poradziła z napisaniem tego!
Prawdopodobnie napiszemy również drugą część tego shota.
Przepraszam jeśli Was tym zdemoralizujemy :(
Enjoy!
~
Hells
Bells
Biologia.
Jedyny przedmiot, który Harry tolerował.
I to nie dlatego, że lubi roślinki czy zwierzątka. O nie. To
dlatego, że uczy jej najprzystojniejszy nauczyciel w całej szkole.
Zawsze modnie i seksownie ubrany. Na jego twarzy zwykle widniał
krnąbrny uśmiech. Jedyną myślą, która powstrzymywała chłopaka
od rzucenia się na niego w trakcie przerwy było to, że był
nauczycielem. I to dużo starszym. I pewnie był tak hetero jak to
tylko możliwe. Harry ukryty w przedostatniej ławce pod oknem,
podparty o swoją dłoń wpatrywał się w zwinnie poruszające się
usta Mulata, który prawdopodobnie coś tłumaczył. Nie obchodziło
go to. Jest tu tylko po to by go podziwiać i marzyć o tym co mógłby
z nim zrobić.
Może
by tak... rozebrać go do naga i podkraść przy okazji tę linijkę,
którą zawsze wskazywał różne elementy na tablicy, a potem
okładać nią jego seksowne, jędrne pośladki? Ta myśl sprawiła,
że rozpłynął się na dobre i nawet nie zauważył, kiedy
zadzwonił dzwonek na przerwę, a jego znajomi opuścili salę.
Wpatrywał się rozmarzony w Mr. Malika, który... który... Gromił
go wzrokiem z rękoma założonymi na piersi. Zapewne umięśnionej
piersi. Eh, nieważne - patrzył na niego tak, jakby chciał go
rozebrać wzrokiem, a zarazem brutalnie wywalić z klasy, dodatkowo
wstawiając mu do dziennika pałę. Pałę...
"Harry,
ogarnij się!" - chłopak w kręconych włosach potrząsnął
głową, jakby chciał się ocucić.
-
Czy nie uważa pan, panie Styles, że czas już opuścić salę? -
niski głos nauczyciela rozległ się echem po pomieszczeniu - Hm?
-Yyy...
- zająknął się chłopak. Seksowny głos mężczyzny zawsze tak na
niego działał. Nie wiedział co powiedzieć,a jego nogi miękły na
sam jego dźwięk. - Ja już....przepraszam.
Gwałtownie
zerwał się ze swojej ławki i zaczął szybko i niezdarnie wrzucać
swoje książki do torby. Nie patrząc nawet na Malika przeszedł
koło niego i już miał chwycić za klamkę, ale czyjeś silne ręce
brutalnie oplotły go w pasie i odciągnęły od drzwi. Harry jęknął,
gdy poczuł, że jego plecy mocno uderzyły w zimną ścinę klasy.
-Wiesz,
może jednak zostaniesz ze mną tu na chwilkę? - gorący oddech
Malika owiał jego szyję, na co młodszy chłopak zadrżał. Nawet
nie zdążył odpowiedzieć, a jego usta zostały dosłownie
zmiażdżone przez usta nauczyciela. Zszokowany chłopak przez chwilę
ani myślał oddawać pocałunku, ale...cholera! Przecież on tego
chciał! Zrzucił z ramienia przeszkadzającą mu torbę i wsunął
swoje ręce pod obcisłą koszulkę Malika po czym gwałtownie go do
siebie przysunął tak, że teraz stykali się całą powierzchnią
ciała. Harry wyczuł, że Zayn zrobił się...twardy? Nawet nie
myślał, że zwykłe zbliżenie może doprowadzić jego nauczyciela
do takiego stanu.
-
Widziałem, że byłeś trochę zamyślony na lekcji. - Malik
nachylił się nad uczniem i szepnął mu te słowa prosto do ucha,
jednocześnie owiewając jego kark ciepłym oddechem - Powinieneś
dostać karę, nie uważasz?
Harry
przełknął ślinę, cały trzęsąc się ze strachu. Z jednej
strony cały czas fantazjował o nauczycielu, a z drugiej... jego
obecność przyprawiała go o dreszcze. Mulat szybkim ruchem ściągnął
z nosa okulary i zlustrował Stylesa od stóp do głów po czym
zamyślił się.
-
O.. o cz-czym m-myślisz? - wymamrotał Loczek, trzęsącymi dłońmi
łapiąc się krawędzi biurka
-
O tym, jakby to było poczuć Twoje usta na moim penisie. - wypalił
Zayn, jak gdyby nigdy nic, po czym wybuchnął śmiechem, widząc
wystraszoną minę Harry'ego - Wyluzuj, kochanie. - przejechał
palcami po jego twarzy - Chcę się tylko trochę zabawić.
Nie
wiedział co o tym myśleć. Z jednej strony chciał tego, ale z
drugiej napływało mu kilka obaw. A co jeśli przyłapią ich? To by
było naprawdę nie fajne. Ale przecież bez ryzyka nie ma zabawy,
prawda? Harry uśmiechnął się pod nosem i znów zatopił swoje
wargi w ustach mężczyzny. Co chwila słyszał jak Malik pojękuje w
jego usta co doprowadzało go do istnego szału i seksualnej
frustracji. Chciał już teraz mu obciągnąć, ale wolał się
jeszcze troszkę z nim pobawić. Jego dłonie zjechały niżej i
wsunęły się pod obcisłe jeansy bruneta po czym ścisnął je
mocno tak, że z jego ust padł cichy pisk.
-Harry,
jesteś naprawdę niegrzecznym chłopcem - szepnął odrywając z
trudem jego usta od swoich z głośnym mlasknięciem. Zayn oparł się
o nieopodal stojące wysokie biurko i spojrzał zachęcająco na
swojego ucznia. Przygryzł lekko wargę wiedząc co się za chwilę
stanie. Harry podszedł do niego wolnym krokiem nie odrywając wzroku
od jego krocza, na którym już widocznie odznaczało się jego
przyrodzenie. Zayn rozpiął guzik swoich spodni i rozsunął
rozporek.
-Pośpiesz
się. Ja i mój kolega już nie możemy się doczekać - powiedział
i zmysłowo oblizał usta.
Harry
zawahał się chwilę, po czym podszedł do Mr. Malika i powoli,
niepewnie zaczął kucać. Nauczyciel mruknął pod nosem,
niezadowolony, po czym brutalnym ruchem pociągnął Harry'ego w dół,
tak że spadł ciężko na kolana.
-
Szybciej. - warknął, nie zwracając uwagi na syk ucznia - Na kolana
i do rana, mały. - zaśmiał się, zsuwając swoje spodnie aż do
kostek
Styles
wziął głęboki oddech i przejechał językiem po wypukłości
bokserek, w duchu przyznając, że podoba mu się, gdy Zayn jest tak
ostry... zwłaszcza gdy stoi nad nim bez spodni.
Jego
biodra przepasały drogie bokserki od Calvina Kleina, a sztywnego
penisa było wyraźnie widać przez materiał. Harry chcąc już go
zobaczyć szybkim i zwinnym ruchem ściągnął je i zsunął do
kostek gdzie już leżały spodnie Malika. Po chwili już stymulował
jego przyrodzenie szybkimi ruchami swojej wprawionej od tej czynności
dłoni. Jęki nauczyciela z chwili na chwilę potęgowały się i
robiły coraz głośniejsze. Harry poczuł, że jego palce wplątują
się w jego włosy przez co inicjował to na co miał ochotę. Harry
zrozumiał i już po chwili jego gardło wypełniał penis Malika.
Wprawionymi ruchami głowy doprowadzał go do ekstazy. Kiedy czuł,
że Zayn dłużej tak nie wytrzyma zadzwonił dzwonek, a oni
usłyszeli szybkie kroki śpieszących się uczniów. Obydwoje
zaklęli siarczyście. Znaczy się tylko Zayn, bo to on jako jedyny
nie miał w gardle nabrzmiałego penisa. Zayn odepchnął od siebie
swojego ucznia kiedy zauważył, że klamka drzwi zaczyna się
zapadać. Niedbale naciągnął na siebie spodnie.
Harry
rozejrzał się wokoło w panice, po czym bez namysłu usiadł pod
biurkiem.
-
Co ty, do cholery robisz, dziecko?! - warknął Zayn, próbując go
stamtąd wyciągnąć
Loczek
jedynie uśmiechnął się zawadiacko, wskazując na rozpięty
rozporek nauczyciela.
-
Nigdy nie przerywam, gdy coś zacznę. - zamruczał, chichocząc
cicho
W
tej samej chwili do klasy wpadła trzydziestka rozwrzeszczanych
nastolatków, którzy ze śmiechem i zupełnie bez pośpiechu
zajmowali swoje miejsca, podczas gdy Malik omal nie umierał z
rozkoszy na samą myśl o tym, co działo się tu przed chwilą.
-
Cisza! - odchrząknął, uderzając dłonią w blat - Otwórzcie
podręczniki na stronie 216. - wciąż stojąc, otworzył dziennik,
przejeżdżając palcem po liście obecności - Niall Horan?
-
Obecnyyy... - mruknął blondyn z przedostatniej ławki.
-
Louis Tomlinson?
-
Jestem! - uśmiechnął się chłopak.
-
Dobrze... - Zayn skinął głową - Liam Pay... Oh! - Malik omal nie
krzyknął, gdy poczuł na swoim penisie usta Harry'ego ukrytego pod
biurkiem
Oczy
wszystkich uczniów skierowały się na niego.
-Przepraszam,
po prostu się...uderzyłem - wymyślił na szybko i kontynuował
sprawdzanie obecności. W duchu dziękował Bogu, że to biurko było
z drugiej strony zabudowane i nie było widać pod nim Harry'ego,
który właśnie...powolnie oblizywał jego członka. Czy ten
dzieciak chce mnie wpędzić do grobu?! Pomyślał. Jednak w żaden
sposób nie odepchnął od siebie nastolatka. Wręcz przeciwnie.
Przysunął się do niego jeszcze bliżej. W końcu miał dokończyć
to co zaczął, prawda?
-Panie
Malik, na pewno pan się dobrze czuje? - zapytała z troską w głosie
jedna z uczennic.
-Oczywiście,
że tak! - odpowiedział trochę za głośno i znów westchnął
kiedy poczuł usta Styles'a na całej swojej długości. - Zajmij się
swoimi sprawami, Anderson. A reszta - zwrócił się do klasy. -
Przeczytajcie ten cholerny tekst na 216! I żeby mi była cisza do
końca lekcji - wydał polecenie, a sam oparł się wygodnie na
nauczycielskim krześle i odchylił głowę lekko do tyłu. Znów
poczuł coś ciepłego na swojej męskości. Tym razem Harry zastąpił
zmęczone od obciągania usta dłonią, którą poruszał z coraz
większą szybkością.
-A
może wyszedłbym stąd i zacząłbyś mnie pieprzyć na tym biurku?
- wyszeptał z dołu chłopak.
Oczy
Zayn'a rozszerzyły się.
-
Zgłupiałeś. - warknął, napotykając wzrok zdziwionej uczennicy,
której ruchem dłoni kazał natychmiast wrócić do czytania tekstu
-
-
Może nie teraz. - znów szepnął Harry, podnosząc głowę do góry
i ukazując tym samym wielkie rumieńce na swoich policzkach - Ale co
powiesz, na zabawę po lekcji?
Malik
nic nie odpowiedział, udając, że zatapia się w lekturze.
-
Chciałbyś to zrobić, prawda? - znów usłyszał głos spod biurka
- Chciałbyś dowiedzieć się, jaki jestem mokry i wejść we mnie
całą swoją długością. - Harry mówiąc to, przejechał językiem
po jego penisie - Mmm, już to sobie wyobrażam.
Nauczyciel
zaklną w duchu. "Do czego ja, kurwa, doprowadziłem?! Właśnie
prowadzę lekcję, podczas gdy jeden z moich uczniów obciąga mi pod
biurkiem." - pomyślał - "I podoba mi się to." -
dodał po chwili, natychmiast się karcąc.
Po
chwili znów ciepłe i wilgotne usta ucznia na swoim członku. Po
chwili miłego obciągania Mr Malik poczuł, że zaraz dojdzie. W
podbrzuszu kumulowało mu się miłe ciepło. Żeby nie krzyknąć
przygryzł przegub swojej dłoni, na której z sekundy na sekundę
widniały coraz głębsze ślady. Usta Harry'ego zaczęły pracować
w jeszcze szybszym tempie, po czym jego usta zalał ejakulat jego
nauczyciela.
-O,
kurwa! - powiedział może nieco za głośno na co obruszyli się
czytający uczniowie.
-Ale
na pewno pan się dobrze czuje? - po raz kolejny dosłyszał głos
zaciekawionej uczennicy.
-
Myślę, że... - Zayn uciął, starając się coś wymyślić - Nie
czuję się dziś zbyt dobrze, i chyba najlepiej będzie jeśli
skończymy tę lekcję szybciej i odeślę was do domu...
Zanim
zdążył zakończyć zdanie, uczniowie poderwali się z ławek i ze
śmiechem wybiegli z sali, zupełnie ignorując nauczyciela.
-
Poczekajcie, jeszcze nie skończyłem! NA NASTĘPNEJ LEKCJI WSZYSTKO
ODROBIMY! - krzyknął za nimi, zanim drzwi zdążyły się zamknąć
Harry
powoli wyszedł spod biurka, ocierając nabrzmiałe usta wierzchem
dłoni. Nagle złapał Zayn'a za kołnierz koszuli i przyciągnął
do siebie, łącząc ich usta w namiętnym pocałunku.
-
Więc... Możemy dokończyć zabawę? Prooooszę. - Styles uśmiechnął
się niewinnie do Malika i przejechał opuszkami palców po jego
torsie.
-No
proooszę! - powtórzył znów, a jego palce schodziły coraz niżej
i niżej, aż w końcu owinęły się wokół nabrzmiałego penisa,
który widocznie nie miał dość na dziś.
Wykonał
kilka zamaszystych ruchów dłonią. Uśmiechnął się krnąbrnie
słysząc pojękiwania starszego.
-Okej,
jeszcze jeden numerek i spadasz na lekcję.
Harry
zaśmiał się. Mr Malik uniósł brew ze zdziwieniem.
-Tym
razem to ja chcę mieć jakąś przyjemność z tego - oznajmił i
usiadł na biurku strącając przy okazji przeróżne papiery. Nie
przejmując się bałaganem, kontynuował. - Co powiesz na to, by...-
rozpiął swój rozporek. - Teraz on miał z tego... - Sprawnym
ruchem wyciągnął ze swoich obcisłych rurek sterczącego i
gotowego penisa. - Jakąś przyjemność?
Zayn
spojrzał na niego, oblizując wargi. Delikatnie rozpiął parę
guzików swojej koszuli, ukazując umięśnioną klatkę piersiową,
po czym nachylił się i bez oporów wziął go całego do ust,
pomagając sobie przy tym dłonią. Druga też nie pozostawała bez
zajęcia, powoli wsuwając się pod sweter Harry'ego, po to aby
podrażnić jego sutki. Loczek jęknął z rozkoszy, wypinając
biodra w stronę Mr. Malika i jednocześnie łapiąc go za głowę.
-
Szybciej. - sapnął, czując, że ostry róg jakiegoś podręcznika
wbija mu się w pośladki, wywołując ból, a zarazem dodatkową
przyjemność.
Zayn
ani myślał się śpieszyć przez co drażnił chłopaka jeszcze
bardziej. Lokaty wziął sprawy w swoje ręce i wplątał palce w
jego włosy nie przejmując się tym, że niszczy mu misternie
ułożoną fryzurę. Poruszał jego głową nadając mu odpowiednią
dla siebie szybkość. Po chwili przestał się kontrolować i z jego
ust wypływały najróżniejsze przekleństwa i synonimy określające
zajebistość jego ust. Boże, ile on by dał by te usta budziły go
co rano! Taka przyjemność z rana od razu poprawiałaby mu humor na
resztę dnia. A tak w ogóle to muszę zapytać czy za to obciąganie
podniesie mi stopień z biologii, pomyślał Harry. Odgonił od
siebie te dziwne myśli i skupił się na ustach Malika, które
aktualnie ssały jego penisa. Czuł, że niedługo dojdzie.
Zayn
uśmiechnął się, odsuwając od Hazzy, po to, by odetchnąć.
Napotkał zdenerwowany wzrok ucznia, niezadowolonego z przerwanych
pieszczot. Malik ruchem dłoni kazał mu się obrócić, a Styles
jedynie otworzył szerzej oczy. Czy on chce...?
Zayn
niespodziewanie wsunął w niego dwa palce na raz, na co Harry
zareagował krzykiem.
-
Może by tak ostrożniej? - syknął przez zęby, zaciskając palce
na krawędzi biurka tak mocno, że aż pobielały mu kostki.
Zayn
jedynie prychnął i zignorował słowa swojego ucznia. Poruszał
swoimi palcami jeszcze gwałtowniej by przyzwyczaić go do bólu, bo
z góry założył, że chłopak jeszcze nigdy tego nie robił. Po
chwili dołożył jeszcze trzeci palec na co chłopak zareagował
znaczącym mruknięciem.
-I
co? Podoba ci się? - zapytał nachylając się nad nim mocno.
Brutalnie chwycił go za loki i odwrócił jego twarz w swoją stronę
po czym pocałował mocno jego wargi. - Styles, nie wiedziałem, że
jesteś taką małą uczniowską dziweczką - wysyczał mu prosto w
uchylone wargi. Chłopak jękną jeszcze głośniej, gdy poczuł, że
palce Malika zagłębiają się w niego jeszcze bardziej. - Kurwa,
jesteś strasznie ciasny - jęknął.
-
To ty masz wielkie palce. - warknął Harry w odpowiedzi, po czym
przeciągle jęknął - Oh... Mój Boże... KURWA, Zayn, wejdź we
mnie w końcu, chcę Cię poczuć, ROZUMIESZ!?
Zayn
zawahał się na chwilę, po czym szepnął uczniowi do ucha.
-
Dla Ciebie PAN MALIK. - zaśmiał się okrutnie, ocierając penisem o
tylne wejście Hazzy - I musisz mnie ładnie poprosić. Rozumiesz,
gówniarzu? - lekko klepnął go w pośladki, czekając na odpowiedź
Harry
jęknął, ale wydusił z siebie: - Panie Maliku, proszę... niech
mnie pan pieprzy.
Nauczyciel,
zadowolony, przejechał palcami po jego lokach.
-
Krzycz to.
-PIEPRZ
MNIE, KURWA! - frustracja sięgnęła zenitu. Był gotowy zrobić
wszystko, dosłownie wszystko za to by go w końcu mocno, ale to
bardzo mocno pieprzył.
Kiedy
twardy członek Malika już wbijał się w wejście Harry'ego to
znowu się stało.
Znów
zadzwonił ten pieprzony dzwonek...
sobota, 4 sierpnia 2012
:)
Hej.
Chciałabym Was zaprosić na mojego nowego bloga -
Chciałabym Was zaprosić na mojego nowego bloga -
Don't leave me, please. /klik/
________________________________________
EDIT.
CHCIAŁABYM OGŁOSIĆ, IŻ
ART-LARRY
ZOSTAJE ZAWIESZONE
NA CZAS NIEOKREŚLONY.
________________________________________
EDIT.
CHCIAŁABYM OGŁOSIĆ, IŻ
ART-LARRY
ZOSTAJE ZAWIESZONE
NA CZAS NIEOKREŚLONY.
poniedziałek, 16 lipca 2012
#17
Enjoy.
*music*
*music*
Od spotkania z Louis'm w
jego minęły trzy miesiące. Akurat trwała pora znienawidzona przez
wszystkich. Luty. Cholernie zimny,mokry, ale też zwiastujący
nadejście lepszego okresu miesiąc. Przez ten czas obydwoje starali
się przebywać publicznie jak najmniej by nie narazić się
Florence. Harry wręcz z trudem przebywał w towarzystwie dziewczyny.
Pokornie udawał przykładnego chłopaka co wręcz raziło Louis'ego.
Z odrazą i rządzą mordu w oczach patrzył na przytulającą i
całującą jego chłopaka dziewczynę. Ta nie pozostawała mu dłużna
i przy każdej możliwej okazji ukazywała na jego oczach,że jest na
straconej pozycji, a Harry i tak jest jej. Bał się jej
przeciwstawić w jakikolwiek sposób. Wiedział, że blondynka jest
zdolna do wszystkiego.
Tak więc z trudem i
cichutkim westchnieniem równo z dzwonkiem wszedł do klasy. Odczekał
aż uczniowie mozolnie wejdą do sali i zajmą swoje miejsca. Szybko
wyłapał wzrokiem swojego ulubionego ucznia i posłał mu mały
uśmiech. Uwielbiał czwartki. Tak, to wtedy miał lekcje z Harry'm.
Co tydzień czekał na ten dzień by pobyć z nim dłużej niż pięć
minut na korytarzu i to w dodatku w obecności jego dziewczyny.
-Panie
Tomlinson? - usłyszał jednego z uczniów. Ocknął się i popatrzył
w jego stronę. - Jaki dziś temat lekcji? Co rysujemy? - dociekał.
Cholera, pomyślał.
Znów nic nie wymyślił. Zastanowił się przez krótką chwilę
odrzucając co gorsze pomysły i zastępując je tymi bardziej
kompletywnymi.
-Dzisiejszym
tematem będzie coś na czym wam zależy. Może to być osoba,
przedmiot , cokolwiek. Liczy się kreatywność i zaangażowanie
jakie w to oddacie. Włóżcie w to całe swoje serce, duszę. Niech
wasze myśli o uczucia wypłyną na papier.
Po
klasie rozległ się cichy szmer wyciąganych przedmiotów. Usiadł
wygodnie za swoim biurkiem i gdy tylko miał pewność, że żaden z
jego uczniów nie patrzy w jego stronę wlepił swój wzrok w
pochyloną nad kartką papieru z żółtą pastelom w dłoni osóbkę
z lokami. Z przygryzioną wargą I zaciętym spojrzeniem kreślił
coraz to inne kształty, brał w dłoń co rusz nowe kolory albo na
przemian uparcie zmazywał coś co mu się pewnie nie udało.
Maskując
dłonią ziewnięcia raz po raz spoglądał na zegarek. Dziękował
Bogu, że lekcja tak szybko minęła i rozległ się dźwięk
dzwonka. Uczniowie pośpiesznie podpisywali swoje prace i składali
je na biurku nauczyciela.
-Nie
wychodzisz? - zapytał wciąż rysującego chłopaka z burzą loków
na głowie. - Oddaj rysunek i wyjdź, masz przerwę.
Nie
odpowiedział od razu nadal doskonaląc rysunek. W końcu wstał i
wziął swoje rzeczy.
-Gotowe,
proszę – powiedział wręczając mu rysunek. Znowu to samo. Znów
widział siebie. Idealnie odwzorowanego, z szerokim uśmiechem na
twarzy, z oczyma wyrażającymi miłość do chłopaka. Uważnie
zlustrował rysunek i w dolnym prawym rogu zauważył mały napis
złożony z kilku drobnych liter – kocham Cię. Poczuł, że
jego policzki nabierają kolorów, a na usta wkrada się zadowolony
uśmiech.
-Podoba
ci się?
-Harry,
tematem nie był portret tylko rzecz, na której nam najbardziej
zależy.
-Głupek.
Nie widzisz zależności? - zapytał i nie czekając na jego
odpowiedź musnął lekko jego usta. - Ile jeszcze mam ci udowadniać
jaki jesteś dla mnie ważny?
-Nie
musisz, ja to wiem,słońce – zapewnił go i wplótł palce w jego
bujne loki. - A teraz spadaj już, bo ta twoja wiedźma może tu
wpaść w każdej chwili, a tego byśmy nie chcieli, prawda?
Lokaty
westchnął zirytowany. Nie mieli bliższego kontaktu od dłuższego
czasu, więc zaczął za nim tęsknić. I to bardzo.
-A nie
mógłbyś mnie pocałować?
Louis
zawahał się. Pocałuje go – uszczęśliwi chłopaka. Ale wiąże
się to z tym, że każdy mógł teraz wejść do pomieszczenia i ich
przyłapać. W końcu była przerwa, a po korytarzu co rusz się ktoś
kręcił.
A co mi tam, pomyślał
i z uczuciem pocałował lekko rozchylone wargi chłopaka. To miał
być mały, szybki pocałunek, ale za sprawą Harry'ego losy
potoczyły się kompletnie inaczej. Chłopak przyciągnął do siebie
starszego mężczyznę tak że stykali się całą powierzchnią
ciał. Dłonie, które leżały na biodrach nauczyciela przeniósł
na pośladki, które lekko ścisnął, co wywołało u Louis'ego
lekkie oburzenie. Ich wargi znów muskały się delikatnie po to by
znów z siłą wpić się w soczyste wargi. Ich języki zaczęły
walkę o dominację. Pomruki, które wydawał Louis coraz bardziej go
nakręcały. Harry na chwilę oderwał się od ust swojego chłopaka,
ale tylko po to by chwycić jego uda i przenieść go na stojące
nieopodal biurko, na którym kontynuowali zażarty pocałunek. Louis
stracił panowanie nad sobą i oplótł nogami biodra lokowatego
chłopaka. Wyswobodził swoje dłonie z loków chłopaka i przeniósł
je na jego rozgrzane policzki.
-Panie
dyrektorze, właśnie o tym panu mówiłam idąc tu –
natychmiastowo odskoczyli od siebie słysząc znienawidzony głos
dziewczyny. - Teraz mi pan wierzy?
Przestraszeni
patrzyli na twarz dyrektora, która z sekundy na sekundę z zmieniała
kolory z lekko zaróżowionej na wściekły czerwony.
-Tak,
dziękuję Florence...możesz odejść – wydukał ledwo i odprawił
dziewczynę skinięciem głowy. Na odchodne posłała im
satysfakcjonujące spojrzenie i wyszła z klasy zamykając za sobą
drzwi.
-Panie
Tomlinson, proszę odsunąć się od ucznia – nakazał mężczyzna.
- Zdaje pan sobie sprawę z tego jakie są konsekwencje takiego
zachowania?
Louis
pokornie pokiwał głową bojąc się spojrzeć w oczy dyrektora.
-Spouchwalanie
się z uczniami w tej szkole jest surowo zabronione. Wyciągnąłbym
z tego inne konsekwencje, ale na pana szczęście pan Styles niedawno
ukończył osiemnasty rok życia. Wie pan co to oznacza, prawda?
Znów
kiwnięcie.
-To
dobrze. Mam nadzieję, że przez ostatni czas nie zadomowił się pan
zbytnio w szkole i nie będzie problemów z szybkim zabraniem swoich
rzeczy osobistych?
-Nie,
oczywiście, że nie panie dyrektorze.
-Zabierze
pan swoje rzeczy, a potem podpiszesz wypowiedzenie. Może pan już
odejść, chcę porozmawiać z pana uczniem. Przepraszam! Byłym
uczniem – poprawił się natychmiastowo.
Louis
rzucił przepraszające spojrzenie na chłopaka i pośpiesznym
krokiem wyszedł z pomieszczenia.
Zostali
sami. Harry mimowolnie zatrząsł się.
-Nie
spodziewałem się takiego zachowania po tobie, Harry – powiedział
spokojnie próbując go uspokoić. Na marne. - Jesteś dobrym
uczniem, naprawdę, więc nie wyciągnę żadnych konsekwencji.
Jedynie będę musiał porozmawiać z twoimi rodzicami.
Harry'emu
mocnej zabiło serce. Nie, tylko nie rodzice.
-Nie,
nie może pan! - krzyknął.
Mężczyzna
zignorował słowa chłopaka.
-Zadzwonię
do nich. Chyba nie będą mieli nic przeciwko, gdy wieczorem was
odwiedzę? - powiedział jedynie i wyszedł z klasy.
Osłupiony
chłopak stał chwilę w miejscu wpatrując się w niedawno
zatrzaśnięte drzwi. Jego ramiona podrygiwały jakby w spazmatycznym
płaczu. Ale nie płakał. Był zbyt wstrząśnięty tak szybkim
obrotem spraw. Louis przez niego stracił pracę, po części
zniszczył mu życie. A to wszystko tylko przez jego głupie
zachcianki. Osunął się po zimnej ścianie i usiadł na zakurzonej
podłodze. Dopiero teraz po jego policzku popłynęła jedna łza.
Ale z drugiej strony –
pomyślał. - Lou
jakoś sobie poradzi, znajdzie nową pracę. Będzie dobrze –
próbował sobie jakoś to
wmówić. - Ale...rodzice. Oni mnie zabiją jak się
dowiedzą. Nienawidzą gejów. Boże, co ja kurwa teraz zrobię?!
Zacisnął
mocno oczy i wydał z siebie zduszony krzyk. Kolejne łzy poleciały
po jego policzkach. Nieudolnie próbował wytrzeć je rękawami
bluzy, ale co rusz pojawiały się nowe. Łzy z jego oczy spływały
jak z fontanny. Lokata grzywka, która spadała mu na oczy również
robiłam się wilgotna jak i jego bluza. Zniszczył komuś życie.
Tak, miał tego świadomość. Może byłoby lepiej gdyby w ogóle
nic między nimi nigdy nie doszło? Nie! Harry
zaprotestował. Nie wytrzymałby bez niego. Nawet te ostatnie
miesiące bez niego były dla niego cholernie ciężkie.
A
ten jego wzrok, gdy wychodził z klasy... Zarzucający mu winę?
Przepraszający? Nie wiedział.
-Harry?
- usłyszał głos swojego przyjaciela, Liam'a. - Czemu siedzisz na
ziemi? I czemu...płaczesz?
-Nie
ważne, Li. Nie martw się – posłał mu wymuszony uśmiech, który
nijak współgrał z łzami spływającymi z jego oczu. Brunet posłał
mu ostrzegawcze spojrzenie, które wyrażało wszystko. - Dobrze,
powiem wszystko – wydusił w końcu z siebie i raz po raz przełykał
łzy.
Opowiedział
mu o wszystkim. Zaczynając na tym, że jest gejem, a zakończywszy
na historii z Louis'm.
-Spieprzyłeś
– powiedział w końcu, gdy Harry skończył mówić.
-Bardzo
pocieszające, dzięki – rzucił sarkastycznie i wstał z podłogi
strzepując niewidzialne pyłki ze spodni.
-Będzie
dobrze – oznajmił i posłał mu uśmiech, który zawsze poprawiał
mu humor. - Naprawdę. Lou to dorosły facet i sobie poradzi, a twoi
rodzice jakoś to przyjmą. Nie są tacy źli, przecież wiesz, że
ich znam.
Pocieszony
słowami przyjaciela, podał mu dłoń by ten mógł wstać i ramię
w ramię wyszli z tej niefortunnej sali.
~
Chłopak
z blond włosami hardo szedł długim korytarzem z ustami wygiętymi
w szeroki uśmiech.
Niall
wreszcie robił postępy. Chodził na terapię, rozmawiał z
psychologiem, otwierał się na innych, a co najważniejsze – jadł.
Od rozmowy z nowym przyjacielem z ośrodka Ian'em jego stan zaczął
się poprawiać. To dzięki niemu z Niall'em było coraz lepiej.
Cicho podśpiewując dotarł wreszcie do pokoju chłopaka by
pochwalić się osiągnięciami. Cicho zapukał i wszedł do pokoju.
Blondwłosy
aktualnie leżał na łóżku z książką w dłoni. Widząc chłopaka
odłożył ją i zrobił miejsce by Horan mógł usiąść.
-I
jak tam?
-Przytyłem
dokładnie cztery funty! - powiedział radośnie. Ze starego
opryskliwego i niemiłego Niall'a nie zostało już nic. - Jeszcze
dwa i będę mógł stąd wyjść – na samo wspomnienie tego nagle
posmutniał.
-Co
jest? - zapytał z troską Ian.
-No
bo...jak stąd wyjdę to już cię nie zobaczę, prawda? Będę za
tobą strasznie tęsknić. To dzięki tobie wszystko zaczęło być
tak jak powinno. Zawdzięczam ci to wszystko.
-Oj,
przestań. Dobrze wiesz, że po to tu jestem. Dla ciebie.
-No
i dla siebie – Niall spojrzał na spore gojące się blizny na
ramionach chłopaka. Przytulił się ufnie do jego boku. Stąd miał
idealny dostęp do jego ust. Niewiele myśląc pocałował go.
-Przepraszam
bardzo, ale co ty do jasnej cholery robisz?! - krzyknął Ian, gdy
tylko Niall oderwał się od niego. - Niall, ja mam dziewczynę –
powiedział już nieco spokojniej.
Blondyn
patrzył na niego chwilę w osłupieniu. Że co? Przecież mogło się
wydawać, że jest gejem. Te wszystkie czułe gesty i te inne.
Właśnie, mogło się wydawać.
-Przepraszam,
myślałem, że...
-To
źle myślałeś. Naprawdę Niall, wolę żeby między nami była
tylko przyjaźń - uśmiechnął się pocieszająco i przytulił
chłopaka do swojego boku.
~
Harry
chodził z konta w kont po swoim pokoju. Tak, dyrektor miał się
zjawić tu lada chwila.
-Harry!
- usłyszał głos matki. Poczuł niemiły ból w brzuchu wywołany
nerwami. Powoli zszedł do salonu gdzie zasiadł już dyrektor
Collins wraz z jego ojczymem i matką.
Usiadł
w fotelu koło kominka w bezpiecznej odległości on nich. Anne
rzuciła mu zmartwione spojrzenie i zwróciła się do mężczyzny.
-Więc
– zaczęła niepewnie. - Co było takie ważne, że musiał się
pan z nami zobaczyć?
-Wie
pani, że Harry jest gejem? - powiedział prosto z mostu mężczyzna.
- I wdał się w romans ze swoim wychowawcą?
W
pokoju zaległa cisza. W powietrzu wisiało napięcie jak nigdy.
Harry schował twarz w dłoniach by nie widzieć reakcji rodziców.
-Harry
– odezwał się ojczym w końcu przerywając ciszę. - Powiedz, że
to nie prawda. Ty nie możesz być pedałem.
-Robin!
- krzyknęła Anne. - Harry...
-Mamo
– powiedział drżącym głosem. - Nie powiem, że to kłamstwo. W
końcu musiałem wam o tym powiedzieć.
-Pedał
mnie będzie mieszkał ze mną pod jednym dachem! - Robin wstał i
niebezpiecznie blisko zbliżył się do Harry'ego krzycząc.
-Nie
krzycz na niego! To mój syn i nie masz prawa podnosić na niego
głosu!
-To
może ja już pójdę? - powiedział Collins i wycofał się z domu
co nawet nie zostało zauważone.
Napięta
atmosfera z chwili na chwilę robiła się coraz rzadsza.
-Nie
takiego syna chciałam. Zejdź mi z oczu – powiedziała martwym
głosem Anne i chowając twarz w dłoniach zaczęła szlochać.
-Ale...
- zaczął Harry.
-Wyjdź!
__________________
Hej!
Bardzo bardzo bardzo przepraszam Was, że tak długo nie dodawałam :c
Coś miałam tu jeszcze napisać,ale zapomniałam :)
Edit.
Aha, tak w ogóle to dziękuję, że jesteście.
Edit.
Aha, tak w ogóle to dziękuję, że jesteście.
wtorek, 10 lipca 2012
TWITCAM
Hej!
Wiem, że czekacie na odcinek 17 i przykro mi, że tak ciągle zwlekam z napisaniem go (spokojnie, powolutku go piszę), ale odrobina cierpliwości i niedługo się ukaże!
Ale wracając do tematu.
Pragnę Was zaprosić na TWITCAMA o godzinie 18:00.
Link do niego podam jutro. Także na moim Twitterze znajdziecie informację o nim itp.
Mam nadzieję, że wpadniecie, bo jeśli jesteście ciekawi tego co planuję po zakończeniu Art-Larry to się nie zawiedziecie ;)
Aha, uczestniczyć w nim będzie także moja koleżanka, Moon_player ( niestety nie słucha 1D).
Do zobaczenia jutro!
Ps. jeśli będzie wystarczająco dużo osób na Twitcamie to odcinek #17 pojawi się jutro wieczorem.
Wiem, że czekacie na odcinek 17 i przykro mi, że tak ciągle zwlekam z napisaniem go (spokojnie, powolutku go piszę), ale odrobina cierpliwości i niedługo się ukaże!
Ale wracając do tematu.
Pragnę Was zaprosić na TWITCAMA o godzinie 18:00.
Link do niego podam jutro. Także na moim Twitterze znajdziecie informację o nim itp.
Mam nadzieję, że wpadniecie, bo jeśli jesteście ciekawi tego co planuję po zakończeniu Art-Larry to się nie zawiedziecie ;)
Aha, uczestniczyć w nim będzie także moja koleżanka, Moon_player ( niestety nie słucha 1D).
Do zobaczenia jutro!
Ps. jeśli będzie wystarczająco dużo osób na Twitcamie to odcinek #17 pojawi się jutro wieczorem.
wtorek, 26 czerwca 2012
Tajemniczy wielbiciel - ONE-SHOT
Hej. Mimo, że jestem na wakacjach napisałam takiego shota na szybko, który chodził mi po głowie od dawna. Najpierw miały to być listy, potem e-maile, ale wyszły... Sami zobaczcie!
Aha, żeby nie było - Lou i Hazza są tu w tym samym wieku!
Enjoy!
~
Ospale
wpatrywałem się w sunące po szybie krople deszczu przy okazji
obstawiając zakłady, która z nich spadnie i rozbije się na
tysiące kolejnych kropelek wody o parapet. Lepsze takie dziecinne
zabawy niż słuchanie wykładu starej nauczycielki o bezpiecznym
współżyciu. Jaka to logika? Chcesz się pieprzyć to zakładasz
gumkę bądź bierzesz tabletki. Ale nie! Bo my mamy po siedemnaście
lat i według tych staruszków nadal jesteśmy dziećmi, które
trzeba uchronić przed niechcianą ciążą.
Odetchnąłem
z ulgą, gdy tylko sobie pomyślałem, że ja nie mam i nie będę
mieć takich problemów. Bo po pierwsze – nie mam dziewczyny. Po
drugie - Harry'ego Styles'a, wiecznego dzieciaka żyjącego we
własnym świecie z grupką oddanych przyjaciół nie interesują
dziewczyny. No cóż, bywa. Mimo że jestem przystojny (przynajmniej
tak mówi mama!) nie mam nikogo. Jeszcze nikt dostatecznie nie
zainteresował się moimi loczkami i dołeczkami w policzkach, które
tak uwielbia damska część mojej rodziny. Nie ma dnia żeby jeden z
moich policzków nie został wytarmoszony przez moją kochaną
siostrę Gemmę czy mamę.
-Hej,
Harry – ocknąłem się i spojrzałem w stronę dobiegającego
delikatnego głosu mojego przyjaciela. - Zamyśliłeś się.
Louis
delikatnie uśmiechnął się do mnie i oparł się na swojej dłoni
udając, że słucha nieudolnej instrukcji pani Meyer, która
usiłowała wytłumaczyć jak zakłada się prezerwatywę. Parsknąłem
pod nosem, gdy zobaczyłem jak żywiołowo gestykuluje dłońmi przy
okazji nabawiając się wielkich rumieńców na okrągłych polikach.
Trąciłem delikatnie chłopaka, który od razu skojarzył o co mi
chodzi i zaśmiał się tłumiąc dźwięk dłonią.
Z Louim
rozumieliśmy się bez słów, praktycznie znaliśmy się od
dzieciństwa, więc to może dlatego.
Szczerze
mówiąc, przyznam się Louis mi się cholernie podoba! Może nie
jestem w nim zakochany, ale może po prostu zauroczony. No ja po
prostu nie wiem kto by się nie oparł jego wyglądowi. Kasztanowe
włosy, które zaczesywał na bok delikatnie opadały mu na oczy,
które dosłownie cię pochłaniały kiedy wpatrywałeś się w nie
dłużej niż pięć sekund. Zwykle chodził w wąskich kolorowych
rurkach, które idealnie opinały jego pośladki i obowiązkowo
koszulki w paski, na które zarzucał swój ulubiony workowaty
plecak, który nie chwaląc się kupiłem mu na jego szesnaste
urodziny.
Od
monotonnego głosu wyrwała mnie wibracja. Nie, nie taka wibracja
zboczeńce. Szybko wyciągnąłem telefon i chowając go pod ławką
by mi go nie skonfiskowano odczytałem wiadomość.
Od:
Zastrzeżony
Cześć
Harry ;)
Jesteś
strasznie zamyślony tego dnia, nie sądzisz? Tak bardzo chciałbym
wiedzieć
o czym lub o kim myślisz. Ale wiesz, jeśli okazałaby to się osoba
byłbym
strasznie zazdrosny. Wybacz, taka moja natura. Pewnie zastanawiasz
się
kto okazał się tak niekulturalny i pisze z zastrzeżonego numeru?
Przepraszam, ale
nie
mogę Ci tego zdradzić. Powiem tylko tyle, że strasznie seksownie
dziś wyglądasz
i
gdyby nie to, że mógłbym się zdradzić moim zachowaniem rzuciłbym
się na ciebie
na
przerwie i zgwałcił.
Aha,
i jeśli pozwolisz będę nękać Cię takimi wiadomościami. Jeśli
Ci się to nie spodoba – przestanę.
Wiedz,
że widzę Cię cały czas i obserwuję Twoje zachowanie. Jeśli coś
będzie nie tak poznam to.
Może
niedługo Ci się ujawnię? Kto wie? Nie żegnam się, bo pewnie
jeszcze dziś do Ciebie napiszę.
Moja
pierwsza myśl? O Boże, mam tajemniczego wielbiciela! Moja druga
myśl? O mój Boże, on mnie widzi! Trzecia? To jest...chłopak.
Szczerze mówiąc prędzej spodziewałbym się takiego czegoś po
ślepo zakochanej we mnie dziewczynie, a nie po chłopaku, który
najwidoczniej tak dobrze mnie zna, że ma mój numer telefonu! A ma
go bardzo mało osób, nie rozdaję go od tak byle komu. Tylko
najważniejsi. Pewnie ten ktoś nieźle musiał się namęczyć by go
zdobyć. Gdy tylko ochłonąłem zablokowałem klawiaturę i
schowałem telefon do kieszeni. Kątem oka zauważyłem, że ten sam
gest wykonuje Louis, który siedział ze mną ramię w ramię. A
może... Nie Harry, nie bądź naiwny.
-Louis,
pisałeś do mnie SMS'a? - zapytałem niewinnie siląc się na
obojętny ton jednak mając nadzieję, że tajemniczym wielbicielem
okaże się on.
-Nie,
sprawdzałem godzinę – odparł. Wydawał się wiarygodny, więc
czemu miałbym mu nie wierzyć? Poza tym jest on człowiekiem godnym
zaufania, więc mogłem odetchnąć z ulgą.
Do
końca lekcji zostało ostatnie pięć minut, więc powtórnie
ukradkiem wyciągnąłem telefon i odczytałem wiadomość powtórnie.
...pewnie
jeszcze dziś do Ciebie napiszę.
Mimowolnie
zadrżałem podniecony myślą, że on znów do mnie napisze. Może
teraz? Może za piętnaście minut albo za godzinę? Lub wieczorem!
-Panie
Styles! - usłyszałem gburowaty głos nauczycielki od wychowania
seksualnego. - Dzwonek! Proszę wyjść z klasy!
Zabrałem
w garść moją torbę i szybko dołączyłem do Louis'ego, który
stał przy wyjściu i czekał na mnie. Posłałem mu mordercze
spojrzenie, gdy zauważyłem, że cicho się ze mnie śmieje.
-Głupek
– mruknąłem pod nosem i razem skierowaliśmy się na stołówkę,
gdzie już pewnie czekali na nas nasi przyjaciele.
-Hej!
- przywitaliśmy się i usiedliśmy przy okrągłym stoliku.
Natalie
Horan, niska blondynka z turkusowymi oczyma już zajadła sałatkę z
dużą ilością pomidorów, ogórków i tych innych zdrowych rzeczy
zawzięcie rozmawiała z Lilianną Payne, brunetką z chłopięcą
fryzurą, która zawsze trzymała na kolanach otwartą książkę z
jakiegoś przedmiotu.
No
i Zayn Malik. Trzeci chłopak w naszej małej paczce. Co chwila
przeglądał się w ciemnym odbiciu swojego telefonu i spoglądał na
kuso ubrane przechodzące dziewczyny.
A
Louis? On gdzieś zniknął. Ach, przecież wspominał, że idzie do
toalety. Boże, Styles ty ciemnoto.
Zrezygnowany
i lekko rozczarowany, że nie mam z kim porozmawiać, bo inni są
zajęci sobą wyciągnąłem moje drugie śniadanie, które
przygotowała mi mama. Może to głupio brzmi, ale mi po prostu się
nie chce robić tego wszystkiego! No bo kto ma siłę wstać rano i
zrobić śniadanie? No na pewno nie ja.
Zadowolony,
że w ogóle coś znalazłem w torbie zacząłem konsumować kanapkę
z...sałatą i pomidorem. Wielkie dzięki mamo, mogłaś powiedzieć,
że mam się odchudzać, a nie faszerować mnie zdrowymi warzywkami.
Nie zdążyłem wziąć kęsa, gdy mój telefon powtórnie dał znać,
że dostałem wiadomość. Wolną ręką wyciągnąłem go i
powtórnie kliknąłem przycisk oznaczony jako 'odczytaj'.
Od:
Zastrzeżony
Hej
powtórnie. Zauważyłem, że jednak moja pierwsza wiadomość nie
zaszokowała Cię zbytnio.
Chociaż
po minie mogłem dostrzec, że jesteś bardzo zafascynowany.
Spodobał
Ci się pomysł z gwałtem na środku korytarza?
Twoje
zarumienione policzki to potwierdziły.
Masz
ochotę na więcej pikantnych pomysłów? Daj obojętnie jaki znak.
Uśmiechnij się, pokiwaj głową – pamiętaj, że ja Cię ciągle
widzę! Xxx
W
moim podbrzuszu poczułem miłe palące uczucie. Nie, niemożliwe.
Nie mogłem podniecić się zwykłą wiadomością od jakiegoś
psychopaty, który widzi każdy mój ruch. Jednakże ciekawość
następnej wiadomości zwyciężyła i na moją twarz wstąpił
szeroki uśmiech. Niespokojnie pokręciłem się na swoim miejscu
niepewny czy mój Tajemniczy Wielbiciel jak go nazwałem zauważy mój
gest. Znów obróciłem się twarzą do moich przyjaciół zajętych
sobą i z zniecierpliwieniem czekałem na kolejną wiadomość
nerwowo obracając telefon w palcach i co chwila sprawdzając czy
przypadkiem wiadomość nie przyszła. Niestety, z nadzieją czekałem
do końca przerwy, ale po wiadomości ani słychu ani widu.
Rozczarowany udałem się na następną lekcję jaką okazała się
znienawidzona przeze mnie biologia. Zasiadłem w mojej stałem ławce
razem z Louis'm, który zjawił się kilka minut po dzwonku.
Do
klasy szybkim krokiem wkroczyła szczupła kobieta z kokiem siwych
włosów na czubku głowy.
Nakazała
otworzyć podręczniki na stronie sześćdziesiątej dziewiątej, a
sama wygodnie rozłożyła się na nauczycielskim fotelu i co chwila
popijała parującą kawę.
Leniwie
sięgnąłem po grubą książkę. Żarty sobie stroicie?! Układ
rozrodczy...męski?
Realistyczne
zdjęcia ukazywały każdy najdrobniejszy szczegół naszej anatomii.
Już miałem rozpoczynać pierwsze zdanie, gdy nadszedł wyczekiwany
moment.
Szybko
wyciągnąłem telefon.
Od:
Zastrzeżony
Uh,
niegrzeczny chłopiec. Znam Cię już baaardzo długo, a nie
spodziewałem się, że Ty – ułożony
synek
mamusi chce czytać o takich rzeczach! No no, kto by pomyślał.
Ale
wróćmy do tematu... Chciałeś wiedzieć co bym chciał z Tobą
robić?
To
może na początek zabrałbym Cię gdzieś w zaciszne miejsce, gdzieś
gdzie
nikt
nie słyszałby naszych krzyków...rozkoszy oczywiście. I wreszcie
bym
Cię pocałował. Mocno, namiętnie, z pożądaniem. Całowałbym Cię
tak długo by 'odpracować' te
wszystkie
lata przez które musiałem ukrywać moje uczucia do Ciebie. Ale to
nie ważne.
Później...rozebrałbym
Cię, całował każdy milimetr Twojego ciała, a potem wziąłbym
Twojego umm....
kolegę
(przepraszam, nie lubię tych profesjonalnych wyrażeń) w usta i
obciągałbym Ci tak
dobrze,
że przez następne trzydzieści minut po krzyczałbyś moje imię.
Imię,
które bardzo dobrze znasz i wymawiałeś miliony razy.
To
moja ostatnia wiadomość dzisiaj. Nie chcę Cię narażać na dziwny
wzrok innych kiedy
spojrzą
na wybrzuszenia na Twoich spodniach.
Pa,
do następnego xx
Kurczę,
faktycznie. Moje spodnie zrobiły się nieco przyciasne, ale nie aż
tak żeby to było widoczne. Niespokojnie poruszyłem się na swoim
miejscu. On mnie zna. Od dawna. Ja znam jego. Boże, to się robi
coraz bardziej nienormalne. Nienormalne i podniecające. Styles, ty
popieprzony idioto.
*
Wieczorem
kładłem się spać z nadzieją, że nieznajomy przyśle mi
wiadomość z krótkim dobranocnym pożegnaniem. Niestety, nic
takiego nie miało miejsca. Niezaspokojony poszedłem spać.
Jednak
drugiego dnia rano czekała na mnie miła niespodzianka. Tak,
zgadliście. Wiadomość od Nieznajomego. Dodatkowo zaspałem na
pierwszą lekcję, ale to teraz nieważne. Szybko chwyciłem telefon.
Od:
Zastrzeżony
Cześć
Harry.
nigdzie
Cię nie widzę. Zaspałeś? No tak, głupio pytam. Zwykle nie ma
Cię w czwartki na pierwszej lekcji. Też nienawidzę geografii. Tak
mi się tu nudzi bez Ciebie. Nie mam na kogo patrzeć, nie mogę
wyobrażać sobie co będę mógł z Tobą robić...bo Cię tu nie
ma. Uh, po części się zdradziłem. Ale w naszej klasie jest 20
chłopaków, więc życzę powodzenia w poszukiwaniu tego
właściwego. Z chęcią już teraz powiedziałbym Ci kim jestem, ale
tak miło się patrzy jak się rumienisz, gdy odczytujesz wiadomości
ode mnie.
Koniec!
Za 20 minut widzę Cię w szkole. Mam prośbę. Mógłbyś ubrać się
w te fioletowe rurki, które tak dobrze opinają Ci dupę? Mrau. I
jeszcze tą białą bokserkę z mocno wyciętymi bokami. Wyglądasz w
niej strasznie podniecająco.
Do
zobaczenia xxx
Ta
koszulka? Boże, nie. Wyglądam w niej jak rasowy gej, który mówi
'hej, jestem Harry, jestem pedałem. Ja się nachylę, a ty mi
wjedziesz mi w tyłek.' Ale jak jemu się podoba to czemu nie? Szybko
wygrzebałem z szafy ubrania i przebrałem się w nie. Gotowy,
chwyciłem torbę i wyszedłem z mojego pokoju.
Po
drodze usłyszałem pukanie do drzwi. Szybko zakładając buty
otworzyłem. W progu stał Louis.
-Też
spóźniony? - wysapałem. Pokiwał głową. Przyśpieszyłem swoje
ruchy i już chwilę później maszerowaliśmy szybkim krokiem w
stronę szkoły.
-Hazza,
w coś ty się ubrał? - zapytał próbując ukryć ironiczny
uśmieszek.
No
przecież mu nie powiem, że tak kazał ubrać mi się nieznany mi
chłopak, który przysyła mi zboczone sms'y i który w dodatku widzi
każdy mój ruch i gest.
-Nie
miałem niczego czystego w szafie - wymyśliłem na poczekaniu. Do
końca drogi już żaden z nas się nie odezwał.
A
w szkole? Przez pierwsze cztery lekcje nie dostałem żadnej
wiadomości od Nieznajomego. Nie powiem, że mnie to nie
rozczarowało. Owszem, mimo że nie mogę wymagać od niego tego żeby
do mnie pisał byłem rozczarowany. Żadnego SMS'a. Nawet
najkrótszego. Szkoda.
-Louis!
- zawołałem, gdy zauważyłem chłopaka, który kierował się ku
wyjściu ze szkoły.
Zatrzymał
się i spokojnie poczekał aż do niego dobiegnę.- Gdzie idziesz?
-Do
sklepu. Chcesz coś? - zapytał obojętnie.
Przecząco
potrząsnąłem głową uważnie go lustrując. Odszedł, a drzwi
zatrzasnęły się za nim z głośnym hukiem. Przez ostatnie dni
dziwnie się zachowywał w stosunku do mnie. Unikał kontaktu,
dłuższych rozmów, wspólnych wyjść. No bywa, ja go na siłę nie
będę nigdzie wyciągać. Kilka minut później dzwonek wyrwał
mnie z rozmyśleń i mozolnym krokiem skierowałem się na następną
lekcję jaką była plastyka czy jak kto woli zajęcia artystyczne.
Zasiadłem
w ostatniej najbezpieczniejszej ławce by móc się trochę zdrzemnąć
kiedy obok mnie usiadł zdyszany z wypiekami na twarzy Louis.
-Maraton
przebiegłeś czy co? - zapytałem.
-Można
tak powiedzieć – odparł i wyciągnął z plecaka przybory do
rysunku całkowicie mnie olewając.
Chwilę
później poczułem, że przyszedł mi SMS.
Od:
Zastrzeżony
Heeej.
Przepraszam, że nie pisałem przez te ostatnie trzy godziny.
Fundusze
na koncie mi się skończyły, ale już jest okej. Przyznam, że
świetnie
wyglądasz w tych ciuchach. Aż musiałem
wyjść
do łazienki by sobie obciągnąć. To twoja wina
Ty
seksowna bestio! O dziwo mnie posłuchałeś
i
ubrałeś to. Ciekawe czy zawsze byłbyś taki grzeczny i spełniał
każdą
moją prośbę? Przy okazji – gdybym poprosił Cię o przebranie
się
za
seksownego policjanta, zrobiłbyś to?
Ua,
aż mi się gorąco zrobiło gdy o tym pomyślałem. Wiesz, że mam
na Ciebie straszną ochotę?
Chciałbym
Cię przywiązać do łóżka i robić z Tobą nieziemskie rzeczy.
Założę się, że jeszcze
tego
nie robiłeś. Ba! Ja to wiem! Hazza-prawiczek. Chciałbym być Twoim
pierwszym, co Ty na to?
Nie
zapomniałbyś tego do końca życia, kociaku. Aha, jeszcze jedna
uwaga. Przestań się
rozglądać
za każdym chłopakiem, który trzyma telefon. Pa xxx
Faktycznie,
miał rację. Oglądałem się za każdym chłopakiem, który
aktualnie trzymał telefon w dłoni. Na wszelki wypadek rozejrzałem
się jeszcze raz.
Chris
trzymał komórkę pod ławką i zawzięcie coś pisał. Wyczuł mój
wzrok i posłał mi słaby uśmiech. Może to on? Okej, dalej. Za nim
siedział Adam, który w przeciwieństwie do Chrisa swobodnie i bez
krępacji trzymał telefon nad ławką narażając się na
konfiskatę. Również szybko przebierał palcami po klawiaturze.
Modliłem się żeby to nie okazał się on. Serio, nie kręcili mnie
rudzielce i aparatem na zębach. Następny siedział Brian. Chował
telefon do kieszeni. Gdy zauważył, że się na niego bezczelnie
gapię posłał mi niemiły uśmiech mówiący 'Co się gapisz
frajerze?', więc szybko się odwróciłem i zrezygnowany oparłem
się na łokciach próbując zrozumieć co mówi nauczycielka.
Znów
poczułem wibracje w kieszeni.
Od:
Zastrzeżony
To
nie Chris, Adam ani Brian! I przestań się tak za nimi oglądać, bo
będę zazdrosny! :(
Mała
podpowiedź. Odpowiedź masz blisko siebie tylko jej nie zauważasz.
Tak
poza tematem – myślę, że spotkamy się w przyszłym tygodniu.
Mam dość ukrywania się przed Tobą.
Ulala,
mój wielbiciel jest zazdrosny! Uśmiechnąłem się z satysfakcją.
A co do jego podpowiedzi. Całkowicie nie wiedziałem o co mu chodzi.
Spojrzałem na Louis'ego, który niespokojnie kręcił się na swoim
miejscu. W jego dłoni zauważyłem telefon. Czy ja już mam jakąś
obsesję? Cóż, zaryzykuję po raz drugi.
-Lou
– zapytałem ostrożnie. - Pisałeś może coś do mnie?
-Gdybym
chciał ci coś powiedzieć zrobiłbym to teraz, a nie tracił
pieniądze na wiadomości, prawda?
Pokornie
pokiwałem głową i zacząłem słuchać nauczycielki.
Do
końca dnia z wytęsknieniem czekałem na jakąkolwiek wiadomość od
Nieznajomego.
Nic.
Nie dawał znaku życia przez najbliższe kilka dni. Aż zacząłem
się martwić.
Pewnego
sobotniego wieczoru mój telefon dał o sobie znać.
Od:
Zastrzeżony
Harry,
jutro o dziewiątej (wieczorem oczywiście) przyjdź do parku, który
znajduje się najbliżej
Twojego
domu. Będę czekał nad tą małą sadzawką.
Mam
nadzieję, że zaakceptujesz to kim jestem i nie będziesz ze mnie
szydzić czy coś ;)
Do
jutra xx
Mój Boże. To się miało stać. Już
jutro. Już za kilkanaście godzin. Poznam go. I nie, nie zamierzam
go wyśmiać. Nieważne czy byłby to ten pryszczaty dzieciak z
pierwszej ławki czy rosły futbolista. Zaakceptuję, ewentualnie
lekko wyjaśnię, że nie jest w moim typie.
Z mocno bijącym sercem położyłem
się do łóżka. Na sen nie musiałem czekać długo. Nadszedł
natychmiastowo.
Rano obudziłem się tak samo
podekscytowany jak się położyłem. Była dopiero dwunasta po
południu, więc miałem jeszcze całe dziewięć godzin. Dla zabicia
czasu ubrałem się starannie dobierając części garderoby.
Następnie posprzątałem swój pokój co było nie lada wyzwaniem.
Później o dziwo odrobiłem zaległe zadania domowe. Tak zeszło mi
do osiemnastej. Zostały mi ostatnie trzy godziny. Nerwowo chodziłem
po domu. Dobrze, że nie było mamy ani Gemmy, bo od razu wyciągnęły
by ode mnie to co mnie trapiło.
Dziewiętnasta. Coraz bliżej. Z
nerwów zaczął boleć mnie brzuch. Szybko podreptałem do kuchni by
zrobić sobie miętową herbatę. Celowo przedłużałem parzenie jej
by czas do dziewiątej minął szybciej. Wypiłem ją, przy okazji
parząc sobie język.
Nerwowo chodziłem z jednego
pomieszczenia do drugiego.
Nadeszło wpół do dziewiątej.
Ponownie poszedłem do swojego pokoju i przejrzałem się w lustrze.
Zmieniłem tylko brudną koszulkę na czyste niebieskie polo,
narzuciłem na to białą zapinaną bluzę i było okej. Za oknem
zrobiło się już ciemno.
Zbiegłem do holu, założyłem swoje
stare białe Conversy i byłem gotowy do wyjścia. Ostatnie
spojrzenie na zegarek. Za dziesięć. Akurat idealny czas by dojść
na miejsce.
Kilka minut później już wspinałem
się na małe wzgórze przez które musiałem przejść by dostać
się nad sadzawkę. Z daleka zauważyłem siedzącą na ławce
postać. Miał na głowie kaptur, więc nie mogłem poznać kim był
ten ktoś. Powolnym krokiem zbliżałem się do niego coraz bardziej,
a serce dosłownie wyrywało się z mojej piersi. Postać ani razu
nie poruszyła się. Mimo że siedział do mnie bokiem i nie
widziałem jego twarzy mógłbym powiedzieć, że jak zahipnotyzowany
wpatrywał się w taflę wody.
-H...hej – wyjąkałem gdy już
doszedłem do niego.
Wstał nawet nie odwracając się do
mnie twarzą
-Mógłbym cię w końcu poznać? -
zapytałem prawie, że błagalnym tonem.
Wtedy to się stało.
-Znasz mnie – usłyszałem znajomy
głos. Odwrócił się. - Zaskoczony?
-Lo...Louis! - z moich ust wyrwał
się gardłowy dźwięk.
Nie spodziewałem się, że to może
być on. Ale...w głębi duszy marzyłem żeby to był on.
Powoli podszedłem do niego i
położyłem swoją zimną dłoń na jego policzku. Zadrżał. Wolną
dłonią objąłem go w pasie i przysunąłem bliżej siebie.
Nachyliłem się nad nim i wyszeptałem
mu do ucha:
-W takim razie pocałuj mnie Louis.
Całuj mnie za te wszystkie lata – powiedziałem cytując jednego z
jego SMS'ów.
Na usta chłopaka wpłynął
zadowolony uśmiech i sekundę później zachłannie całował moje
wargi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)